Minęły już niemal dwa tygodnie odkąd okazało się, że wbrew wszelkim przypuszczeniom, i większości sondaży, 45-tym prezydentem USA zostanie kandydat Partii Republikańskiej, kontrowersyjny miliarder Donald Trump. Przez wszystkie media, zarówno te tradycyjne jak i społecznościowe, przeszła fala zdziwienia wyborem Amerykanów. Nie zabrakło prób przewidywania, jakim to prezydentem będzie biznesmen z Nowego Jorku bez politycznego doświadczenia.
Wydaje się, że pisane na gorąco analizy i przypuszczenia, będą miały małą wartość w przyszłości. Teraz, po kilku dniach od elekcji, jesteśmy już mądrzejsi o pierwsze wybory personalne prezydenta-elekta, świadczące o tym, że kluczową dla niego cechą jest lojalność i zaufanie wyniesione z minionej kampanii. Nad wszelkimi kandydaturami czuwa zespół pod przewodnictwem wiceprezydenta-elekta Mike’a Pence’a, który ma na celu zadbać o właściwe przejęcie władzy przez administrację Donalda Trumpa. Pierwszą nominacją było objęcie stanowiska szefa administracji Białego Domu, którym zostanie Reince Priebus, szef Komitetu Krajowego Partii Republikańskiej (RNC). Od samego momentu nominacji Trumpa, podczas Konwencji Republikanów, wspierał jego kandydaturę wbrew partyjnemu establishmentowi. Co ciekawe, Priebus jest także bliskim współpracownikiem Spikera Izby Reprezentantów Paula Ryana, co może być także odczytywane jako ukłon w stronę przywódców partii w Kongresie.
Kolejną osobą, zaangażowaną w kampanię wyborczą Donalda Trumpa, która została mianowana na stanowisko w nowej administracji jest generał w stanie spoczynku Micheal Flynn, dzięki któremu Trumpowi udało się trafić do wojskowych i weteranów. Obejmie bardzo prestiżowe i ważne stanowisko doradcy prezydenta ds. bezpieczeństwa. Nowym prokuratorem generalnym ma zostać republikański senator z Alabamy Jeff Sessions, który jako pierwszy z senatorów udzielił Trumpowi swojego poparcia. Według różnych wyliczeń wraz ze zmianą prezydenta, dokonuje się także zmiana na ok. 3000 stanowisk, więc przed zespołem prezydenta-elekta jeszcze wiele pracy nim oficjalnie obejmie urząd.
Wracając jeszcze na chwilę do systemu wyborczego, należy pamiętać, że wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych są głosowaniem pośrednim, a więc wyborcy nie głosują bezpośrednio na kandydatów, ale na elektorów, którzy później w ich imieniu oddają głos. Każdy stan ma dowolność w wyborze swoich elektorów, jedyne zastrzeżenie odnosi się do tego, że nie mogą oni pełnić żadnego urzędu federalnego. W ramach ciekawostki można dodać, że tylko w kilku stanach jest przewidziana jakakolwiek sankcja prawna za głosowanie niezgodne z wolą wyborców. A jeśli już, jest to głównie niewysoka grzywna (np. w Oklahomie – 1000 dolarów). Bardziej dotkliwą karą, w tym przypadku, byłby ewentualny ostracyzm partyjny.
Dokładnie w poniedziałek, po drugiej środzie grudnia (czyli w tym roku – 19 grudnia), elektorzy oddadzą głos w legislaturach stanowych, skąd później karty z ich głosami przesyłane zostaną do Waszyngtonu. 6 stycznia pod przewodnictwem wiceszefa Senatu (aktualnego wiceprezydenta) odbędzie się posiedzenie połączonych Izb Kongresu, czyli Izby Reprezentantów i Senatu, na którym zostaną odczytane i podliczone głosy elektorskie. Może zaistnieć sytuacja (znając wyniki głosowania powszechnego prawie niemożliwa), że żaden z kandydatów nie uzyska wymaganej liczby 270 głosów elektorskich. Wówczas prawo wyboru prezydenta przejmie Izba Reprezentantów, która wybierze z grona trzech kandydatów, którzy uzyskali najwięcej głosów elektorskich. W takiej sytuacji cała reprezentacja z danego stanu ma jeden głos. Prezydentem zostanie osoba, która uzyska większość 26 stanów. Prawo wyboru wiceprezydenta zyska natomiast Senat, a sposób wyboru jest analogiczny, jak prezydenta w Izbie Reprezentantów. Z zastrzeżeniem, że senatorowie wybierają spośród dwóch kandydatów. W każdym przypadku ostatnim etapem jest zaprzysiężenie nowego prezydenta, które zawsze odbywa się 20 stycznia. Prezydent składa przysięgę, którą przyjmuje Prezes Sądu Najwyższego, natomiast później wygłasza mowę inauguracyjną.
Jednak, zapewne dopiero po kilku tygodniach czy miesiącach nowej prezydentury będziemy mogli stwierdzić, czy i jak Donald Trump, jako 45-ty prezydent USA wywiąże się ze swoich obietnic wyborczych. My, jako Polacy, liczymy na dotrzymanie obietnicy zniesienia wiz (co prawda leży to w gestii Kongresu, ale prezydent w procesie legislacyjnym odgrywa bardzo dużą rolę), zapowiadanej konsekwencji w modernizacji i reformowaniu NATO oraz zapewnieniu, że jako prezydent Donald Trump dołoży wszelkich starań, aby Polska odzyskała wrak Tupolewa, który rozbił się pod Smoleńskiem.