W maju miała miejsce 200 rocznica urodzin Karola Marksa. Z tej okazji przewodniczący Komisji Europejskiej, Jean-Claude Juncker, podczas przemówienia w Bazylice Konstantyna  w Trewirze stwierdził, iż autor „Manifestu Komunistycznego” był „patrzącym w przyszłość filozofem z aspiracjami”, a jego sformułowania zostały „przeinaczone”. Warto jednak poznać poglądy Marksa, chociażby na temat Żydów, by wiedzieć, że zbrodniarze zainspirowani głoszonymi przez niego poglądami, właściwie zinterpretowali jego słowa. Fascynacja komunizmem ograniczała się nie tylko despotów, ale również intelektualistów, artystów i polityków, zanim jeszcze  Juncker rozpoczął karierę polityczną.

Demokracja ludo(żer)owa

Włodzimierz Lenin, przywódca Związku Sowieckiego, użył sformułowania „pożyteczni idioci” wobec sympatyków komunizmu pochodzących z krajów zachodnich. Za czasów jego następcy, Józefa Stalina, w okresie 1934-1939 r., miał miejsce tzw. Wielki Terror.

W 1934 r. podczas zjazdu Wszechzwiązkowej  Komunistycznej Partii (bolszewików), Siergiej Kirow, I Sekretarz Komitetu Miejskiego WKP (b) w Leningradzie, otrzymał więcej głosów, niż dotychczasowy przywódca Związku Radzieckiego. Co więcej, jego przemówienie poprzedziła dziesięciominutowa owacja, choć zwyczajowo powinna ona trwać pięć minut.

Popularny polityk został jednak zastrzelony 1 grudnia tego samego roku, prawdopodobnie na zlecenie Stalina, który uczynił pierwszy krok ku zdobyciu pełni władzy w kraju. W ramach pozbycia się wewnętrznej opozycji aresztowano i oskarżono o „działalność kontrrewolucyjną” miliony działaczy partyjnych, NKWD oraz oficerów Armii Czerwonej. Do więzienia trafiali również zwykli obywatele.  W samych latach 1936-1938 wymordowano ok. miliona rzeczywistych i domniemanych wrogów partii bolszewickiej. Wobec części z nich przeprowadzono pokazowe procesy.

Na pytanie dotyczące reakcji europejskiej opinii publicznej na sfingowane rozprawy sądowe, Stalin miał powiedzieć,: „Spokojnie, łykną to”. Nie pomylił się. Brytyjski ekonomista i politolog Harold Laski przyznał, że „nie zauważył większej różnicy między charakterem procesu sądowego w ZSRR i Wielkiej Brytanii”.

Rewolucja zjada swoje… szczenięta

Nawet po II wojnie Światowej, gdy świat wiedział o zbrodniach komunistów, a zakończenie walk z hitlerowskimi Niemcami oznaczało również brak pretekstu do zmowy milczenia w sprawie mordów dokonanych przez Sowietów, wielu zachodnich intelektualistów wciąż wychwalało komunizm. Wśród najbardziej znanych  należy wymienić m.in. Pablo Picasso, Alberta Camus, czy Irene Joliot-Curie.

Do grona szczególnie zagorzałych zwolenników ideologii spod znaku sierpa i młota należał Jean-Paul Sartre. Poglądy francuskiego dramaturga i filozofa nie uchroniły go jednak od krytyki ze strony politycznych sprzymierzeńców.

Podczas Światowego Kongresu Intelektualistów w Obronie Pokoju, odbywającego się we Wrocławiu w 1948 r., Aleksander Fadiejew, Przewodniczący Związku Literatów Radzieckich, nazwał amerykańskich pisarzy „zdrajcami proletariatu”, ale cierpkich słów nie ograniczył jedynie do twórców zza Atlantyku.

Jego zdaniem „gdyby szakale mogły nauczyć się pisać na maszynie, gdyby hieny umiały władać piórem, to, co by tworzyły, przypominałoby z pewnością książki Millerów, Eliotów, Malrau i innych Sartre`ów”. Obelżywe słowa oraz agresywna retoryka prowadzona podczas Kongresu poświęconego nomen-omen pokojowi, nie wpłynęły na rewizję poglądów samego Sartre’a.

W 1956 r. skrytykował referat „O kulcie jednostki i jego następstwach”, w którym Nikita Chruszczow, przywódca ZSRR i następca Józefa Stalina, potępia terror prowadzony przez swojego poprzednika. Zdaniem intelektualisty, zawarte w dokumencie słowa „odbierają nadzieję robotnikom z Billancourt” (siedziba firmy Renault – przyp. PZ).

W 1973 r. filozof twierdzący, iż „podstawą naszego bytu jest wolność”, pozbawiał prawa do wolności słowa przeciwników komunizmu. W tym samym roku głosił, że ”władza rewolucyjna musi się pozbyć pewnej grupy ludzi, którzy jej zagrażają” i można to uczynić tylko poprzez jej zgładzenie.

WalCHE o pokój, aż się leje krew

Ideę zgładzenia „pewnej grupy ludzi” wziął sobie do serca inny znany zwolennik „władzy ludu”. Gdyby żył, na pewno byłby zdziwiony, że dla przedstawicieli owej grupy… stał się idolem. Istotnym elementem światowej popkultury jest Ernesto „Che” Guevara, urodzony   w Argentynie rewolucjonista.

Flagi czy koszulki z jego podobizną można kupić w sklepach i na straganach, są widoczne na marszach pacyfistów oraz środowisk LGBT. „Che” jest również autorytetem dla gwiazd światowego formatu jak choćby Carlos Santana, który twierdził, że jego mentor „kierował się współczuciem  i miłością”.

Osoba powierzchownie znająca historię mogłaby to zrozumieć. W końcu komunizm, przynajmniej teoretycznie, zakładał równość wszystkich ludzi, pokój, brak dyskryminacji – krótko mówiąc, system idealny. Sam Guevara po zwycięstwie w 1959 r. rewolucji na Kubie, stworzył system, ale terroru.

Jednym z jego elementów były tzw. „obozy reedukacyjne” z umieszczonym nad bramą wejściową napisem „Praca uczyni z was mężczyzn”. Zamykano tam młodych ludzi uznanych za zniewieściałych. Oprócz homoseksualistów, za osoby warte „reedukacji” wskazano słuchających rock’and rolla oraz właśnie piosenek Santany. Guevara również w inny sposób inspirował się ideologami umieszczającymi przed obozami napisy wychwalające pracę.

W „Czarnej księdze komunizmu” można znaleźć informację, że podczas walk z okresu wspomnianej wcześniej Rewolucji Kubańskiej, w wyniku której obalono proamerykańskiego dyktatora Fulgencio Batistę, „Che” zamordował chłopca z podległego mu oddziału za to, iż ukradł porcję jedzenia.

Guevara miał na sumieniu ok. 10 tysięcy ofiar, w tym 800-1700 osób zamordowanych osobiście, lecz nie ograniczał się do działania tylko na Kubie. Bożyszcze wymienionych wyżej pacyfistów ubolewał, że kryzys pomiędzy USA i ZSRR z 1962 r. został zażegnany, i nie zakończył się wojną atomową. On sam użyłby rakiet „przeciwko samemu sercu Ameryki, wliczając w to Nowy Jork”.

Bojowy nastój opuścił rewolucjonistę, kiedy zamiast teoretyzować, trzeba było przeprowadzić faktyczną walkę, i to nie z wygłodzonymi chłopcami, a regularną armią. Podczas próby przeprowadzenia rewolucji w Boliwii, Guevara został aresztowany przez tamtejszych żołnierzy.

8 października 1967 r. poddał się dobrowolnie, chociaż miał naładowany pistolet. Chwilę przed egzekucją, mającą miejsce następnego dnia, błagał o litość mówiąc, że „jest więcej wart żywy niż martwy”. Guevara to nie jedyny głosiciel mowy (i czynów) nienawiści, który znalazł poparcie wśród “orędowników tolerancji”.

Czerwone korzenie…

„Przez żydostwo rozumiemy pewien powszechny współczesny element antyspołeczny, który osiągnął swą obecną skrajną postać przez rozwój historyczny, do którego Żydzi, w tym sensie ujemnym, gorliwie się przyczynili; w tej obecnej zaś skrajnej postaci element ten musi nieuchronnie ulec likwidacji” – powyższego cytatu wbrew pozorom nie wygłosił ani Adolf Hitler, ani Joseph Goebbels, tylko… Karol Marks. Ten sam, którego hołubił w katedrze Jean-Claude Juncker. Niestety, już na początku procesu integracji europejskiej po II wojnie światowej, idee komunistyczne padały na podatny grunt.

Jeden z tzw. Ojców Integracji Europejskiej, i jednocześnie działacz Włoskiej Partii Komunistycznej, Altiero Spinelli, współtworzył Manifest z Ventotene (nazwany tak od miejsca internowania Spinellego podczas wojny), w którym nawoływał do zjednoczenia Europy.

Można się z niego dowiedzieć, że „kwestia, która najpierw musi zostać rozwiązana – bez niej bowiem nie jest możliwy żaden postęp – dotyczy ostatecznego zniesienia podziału Europy na państwa narodowe”. Według włoskiego komunisty, to nie ludzie realizujący poszczególne  idee, lecz wymieniony wyżej podział są przyczyną konfliktów. Jego zdaniem ”absolutna suwerenność państw narodowych doprowadza do pragnienia dominowania nad innymi„. W dalszej części manifestu wprost przedstawiono “receptę” na pokojową współegzystencję: „Aby odpowiedzieć na nasze potrzeby, europejska rewolucja musi być socjalistyczna”.

wydają czerwone owoce

Komunistyczne sympatie da się zaobserwować również w kolejnych pokoleniach orędowników integracji europejskiej. Były Przewodniczący Komisji Europejskiej, Jose Manuel Barroso, jako student należał do maoistycznej, Komunistycznej Partii Portugalskich Robotników.

Idol portugalskiego polityka, przywódca Chin, Mao Zedong, podczas swoich rządów przyczynił się nie tylko do ruiny gospodarczej kraju, masowej dewastacji obiektów kulturalnych uznanych za „burżuazyjne”, ale również śmierci ok. 70 mln ludzi.

Do partii spod znaku sierpa i młota należeli zarówno byli, jak i obecni oficjele instytucji europejskich, m. in szefowa unijnej dyplomacji, Federica Mogherini. „Czerwona” przeszłość daje o sobie znać także w zachowaniu poszczególnych polityków.

Były przewodniczący Parlamentu Europejskiego, Jose Borrel odmówił uczczenia przez PE ofiar zbrodni katyńskiej. Uzasadnił to mówiąc, że Parlament nie ma w zwyczaju czczenia tragicznych wydarzeń, choć kilka tygodni wcześniej organ złożył hołd ofiarom Auschwitz. 

W 2017 r., grupa 52 europosłów z lewicowej frakcji zaproponowała poprawkę, do rezolucji ws. Polski, w której Parlament Europejski „potępia środki represji fakty prześladowania politycznego ze strony władz Polski, wymierzone przeciwko komunistom”.

Nieodrobiona lekcja z historii

Józef Piłsudski powiedział: „kto nie szanuje i nie ceni swojej przeszłości, ten nie jest godzien szacunku, teraźniejszości ani prawa do przyszłości”. Nie chodzi jednak o szacunek wobec morderców, lecz ich ofiar. Orędowników komunizmu należy piętnować w takim samym stopniu, jak nazistowskich propagandystów. W przeciwnym razie ich idee przenikną również do sfery apolitycznych, jak popkultura, w przypadku “Che” Guevary, czy sport.

UEFA, organizacja teoretycznie dbająca o neutralność światopoglądową podczas meczów piłki nożnej, odmówiła wszczęcia postępowania przeciw fanom Sevilli, którzy w trakcie meczu eliminacji do Ligi Europy, krzyczeli w kierunku kibiców Śląska Wrocław hasło „Witajcie w Katyniu”, i wymachiwali flagami z wizerunkiem Guevary. Z drugiej strony, karze wrocławski klub za wywieszenie „faszystowskiego” symbolu, którym okazuje się… herb Brzegu.

Historia Europy wielokrotnie udowadniała słuszność słów Edmunda Burke’a, iż „zło zwycięża, gdy dobrzy ludzi nic nie robią”. Oby tylko przełamali oni swoją bierność, zanim sympatycy sierpa i młota zaprowadzą na świecie współczesną wersję „pokoju naszych czasów”.