Już dawno nauczyłem się, by niczego nie planować. Trzeba jasno określić sobie cele, skalkulować ryzyka, przewidzieć nieprzychylne zdarzenia i konsekwentnie robić robić swoje, mając kolejne plany C , D etc. na plan B. Niestety przez ostatnie miesiące zaczął wyczerpywać się alfabet i czuję się zobowiązany do przeproszenia Was za ciszę z mojej strony i paru słów wyjaśnień.

Nie chcę jednak uprawiać martyrologii, więc w dużym skrócie sytuacja wygląda następująco: Od dłuższego czasu zmagam się z różnymi problemami zdrowotnymi, które wyłączyły mnie z codziennej pracy publicystycznej. W tak zwanym międzyczasie udało mi się schudnąć 50 kilogramów i prawdopodobnie uciec przed jedną z chorób. Czas, w którym nie mogłem aktywnie działać dziennikarsko, poświęciłem na budowę “formalnego” zaplecza dla portalu publicystycznego w imię przyświecającej mi pracy u podstaw. Mając na uwadze wcześniejsze doświadczenia, chciałem stworzyć solidny fundament pod zintensyfikowaną działalność stricte publicystyczną. W moim osobistym odczuciu, postawienie na pierwszym miejscu zasięgów i szeroko rozumianej promocji, w tych niełatwych dla niezależnych mediów czasach, sprawić może jedynie, że upadek będzie później o wiele bardziej bolesny. To się udało. Portal publicystyczny.pl ma zagwarantowaną obecność w sieci przez kolejne miesiące i nowe perspektywy rozwoju.

Po blisko 10 latach kąpieli w politbagienku, stając się nagle zwykłym obserwatorem, przeszedłem drogę od fascynacji do zohydzenia rodzimą sceną medialno-polityczną. Choć etap ten nie trwał długo, odnotowuję go, gdyż pozwolił mi wcisnąć do plecaka parę dodatkowych kilogramów niezbędnego dystansu. Wspomniana cisza z mojej strony i głód kontaktu z Wami sprawiły, że ów bagaż zarzuciłem na niedoleczone plecy i razem z Sejmlogiem, na zaproszenie europosła Dobromira Sośnierza, poleciałem do Brukseli  na prezentację raportu dotyczącego wolności słowa. Po cichu liczyłem na to, że uda się zrekompensować Wam moją absencję i wrócić do pracy na pełnych obrotach. To dlatego tego wpisu miało nie być.

Szybko okazało się jednak, że w rzeczywistości zafundowałem sobie niezły survival, niemniej udało się nagrać kilka ciekawych materiałów, poznać ludzi, z którymi od dawna wymieniałem się w tzw. internetach uprzejmościami i zarysować nieco perspektyw na przyszłość. Mam nadzieję, że w najbliższych dniach zobaczycie zapowiedziane nagrania. Niestety, rzeczywistość po raz kolejny ostudziła świeżo wzniecony entuzjazm. Przede mną kilka tygodni leczenia i operacja. Na ile to możliwe, postaram się wracać do dawnej aktywności a wszystkich jakkolwiek przejętych losami portalu publicystycznego proszę o wykrzesanie jeszcze odrobiny cierpliwości.

Tym, którzy zaniepokojeni pytali o ciszę na portalu z całego serca dziękuję. Kłaniam się też w pas mojej redakcji, choć nieco uszczuplonej to ponadprzeciętnie lojalniej. Zmartwić muszę jedynie przeciwników – z naszych planów na pewno nie zrezygnujemy. Droga, którą obraliśmy jest kręta i długa. To zrozumiałe, że czasem przystaniemy w obliczu sytuacji, na które nie mamy wpływu, ale wrócimy silniejsi i bogatsi o nowe doświadczenia. Per aspera ad astra.

PS Tak, byłem w słynnym hote… w słynnej restauracji Mozart. Tak, nagraliśmy rozmowę z Dobromirem Sośnierzem i zadawaliśmy trudne pytania unijnym urzędnikom. Tak, razem z Rafałem Otoką-Frąckiewiczem z pitu-pitu.pl i Jaokiem z pyta.pl wyrzucono mnie z sali plenarnej Parlamentu Europejskiego, gdzie robiliśmy dla Was materiał nie zważając na jego obrady. Teraz wiem, że o tym wszystkim porozmawiamy później niż prędzej, jednak już dziś zachęcam do wyostrzenia czujności.