Już 3 marca wybory uzupełniające na prezydenta Gdańska. Przekazanie władzy namaszczonej przez miejscowe elity pani komisarz miało odbyć się bez głosowania, lecz za sprawą dwóch kontestatorów neofolwarcznych porządków, w tym antydemokraty, znów trzeba się użerać z demokracją. Alternatywę dał gdańszczanom złowrogi, „egzotyczny”, pretendent zewnętrzny. Toteż nic dziwnego, że establishment rzucił mu kłody pod nogi, a gdyby mógł utopiliby go w łyżeczce wody. Podsumujmy krótko przygody oraz przypomnijmy priorytety kampanii Grzegorza Brauna.

19 stycznia pochowano tragicznie zmarłego prezydenta. 23 stycznia wdowa po nim Magdalena Adamowicz wystąpiła w TVN24. Dzień później w Onecie. 28 stycznia pojawiła się na okładce Newsweeka. Potem była jeszcze wizyta w unioparlamencie. Tymczasem w tle żałoby rozpoczynały się przedbiegi do gdańskiego ratusza. Start zapowiedziało ośmiu kandydatów, z czego do finału zakwalifikowało się trzech: przedsiębiorca i działacz katolicki Marek Skiba, pełniąca obowiązki prezydenta komisarz Aleksandra Dulkiewicz i Grzegorz Braun. Temu ostatniemu swoje poparcie przekazali inni kandydaci: Piotr Walentynowicz z KWW Gdańsk dla Mieszkańców, który nie zebrał wystarczającej liczby podpisów pod swoją kandydaturą, Adam Stankieiwcz z KWW Gdańsk to nie Palermo oraz Dorota Maksymowicz-Czapkowska z KWW Normalny Kraj.

Nic się nie stało

Demokracja opakowana jest rozmaitymi równościowymi frazesami. W praktyce tworzy wielopoziomową strukturę równych, równiejszych i najrówniejszych. Zjawisko to można zaobserwować,np. w okresach poprzedzających wyborczy rytuał. Interesująca sytuacja miała miejsce w Gdańsku, gdzie kandydatury Brauna i Dulkiewicz wywołały pewne wątpliwości z powodów formalnych. Na czym polegała nieprawidłowość przy rejestracji kandydatury Aleksandry Dulkiewicz? Jej komitet wyborczy przyjął identyczną nazwę jak istniejąca już organizacja, na co nie zezwala prawo. Art. 95 § 3. Kodeksu Wyborczego stanowi bowiem, że „Nazwa i skrót nazwy komitetu wyborczego wyborców muszą być różne od nazw lub skrótu nazw partii politycznych lub organizacji, wpisanych odpowiednio do ewidencji lub rejestru, prowadzonych przez właściwy organ”. W związku z tym nazwa komitetu, z którego pierwotnie startowała Dulkiewicz, tj. KWW Wszystko dla Gdańska, powinna się różnić od nazwy stowarzyszenia Wszystko dla Gdańska zarejestrowanego w Krajowym Rejestrze Sądowym. Braun złożył w tej sprawie skargę do Państwowej Komisji Wyborczej. PKW uznała skargę za zasadną, nakazała zmianę nazwy, ale zebrane wcześniej — przez formalnie nieistniejący komitet — podpisy pod kandydaturą Dulkiewicz uznała za ważne.

Mecenas Jacek Wilk zaapelował żeby sprawy nie bagatelizować, ponieważ dotyczy ona fundamentalnej równości wobec prawa. Wskazał, że było wiele takich przypadków, kiedy odmówiono wydania postanowienia o rejestracji komitetu, gdy jego nazwa była bardzo podobna lub identyczna z nazwą innej organizacji. Poseł Jakub Kulesza przedstawił z kolei pismo z 2018 r., które otrzymał od przewodniczącego PKW Wojciecha Hermelińskiego. Czytamy w nim, że „nazwa i skrót nazwy komitetu wyborczego utworzonego przez wyborców muszą być różne od nazw lub skrótów nazw partii politycznych lub organizacji wpisanych odpowiednio do ewidencji lub rejestru. Oznacza to, że nie ma prawnej możliwości utworzenia komitetu wyborczego wyborców o nazwie lub skrócie np. organizacji (…)”. Ostatecznie Dulkiewicz startuje. Postawię tylko retoryczne pytanie, jaki finał miałaby analogiczna sprawa, gdyby to komitet Brauna zaliczył taką wpadkę?

Kopiąc się z koniem

Podczas gdy Miejska Komisja Wyborcza przymknęła oko na błąd formalny komitetu, to sprawdzając konkurencyjną kandydaturę, wykazała się niebywałą pieczołowitością, wręcz radosną twórczością, by jakiś błąd również znaleźć. I znalazła. Na czym polegał? Otóż w formularzu zgłoszeniowym, w rubryce informacji o adresie zamieszkania kandydata, Braun wpisał adres zamieszkania. MKW uznała jednak, że w rubryce tej powinien być podany adres, pod którym kandydat widnieje w rejestrze wyborców. Mimo, że formularz wcale o to nie pytał. Tak więc kandydat miał się domyślić, iż w rubryce „adres zamieszkania” należy wpisać nie adres zamieszkania, lecz ten, pod którym widnieje w rejestrze. Albo oba te adresy. Na taki pomysł wpadła naprędce, podczas posiedzenia komisji, jej wiceprzewodnicząca, by po chwili wycofać się ze swej egzegezy. Kto opracował formularz? Delegatura PKW w Gdańsku. Rzekomy błąd został usunięty. Od razu złożono oświadczenie z wymaganym przez komisję adresem. Był piątek. Na rejestrację Grzegorz Braun musiał jeszcze poczekać do poniedziałku 11 lutego.

W istocie formularz został wypełniony prawidłowo. Chodziło o puszczenie w obieg przekazu, że Braun czepia się miejscowej bohaterki, a sam też popełnił błąd. Z demokracją naprawdę nie ma żartów. Jedna kandydatka zbiera podpisy na prawnie nieistniejący komitet i nie ma problemu, drugi kandydat podaje miejsce zamieszkania w rubryce „miejsce zamieszkania” i jest problem.

Jak można było przewidywać, prawicowemu kandydatowi przyszykowano także inne niespodzianki. Kilka razy wypowiadano mu zarezerwowane i przedpłacone wcześniej pomieszczenia na spotkania z wyborcami. Jedno z nich, zorganizowane przez studentów na uniwersytecie, zostało odwołane, gdy klangor pod same niebiosa przeciwko niewygodnemu przeciwnikowi podnieśli funkcjonariusze Gazety Wyborczej. Sztab Brauna za każdym razem zdołał w porę przygotować opcję awaryjną, dzięki czemu doszedł do skutku szereg spotkań z mieszkańcami poszczególnych dzielnic.

Demokracja limitowana

Naturalnie gdańskim wajchowym nawet przez myśl nie przeszło wystawienie pani komisarz na pastwę Brauna w otwartej polemice na argumenty. Debatować przyszło mu zatem jedynie w towarzystwie Marka Skiby. Problem w tym, że panowie mają dość zbliżony światopogląd i przedstawili podobne pomysły. Wysoki poziom merytoryczny nie mógł zastąpić autentycznej rywalizacji rozmówców prezentujących odmienne stanowiska, co nawiasem mówiąc, skoro już babramy się w demokratycznych fikcjach, należy się wyborcom jak „psu buda”. Ale jak słusznie zauważył prof. Gwiazdowski „największy problem z demokracją mają obrońcy demokracji”. „Nie chcę debaty z Grzegorzem Braunem, ponieważ jawnie protestuje on przeciwko procedurom demokratycznym” – oznajmiła w oficjalnej wersji Aleksandra Dulkiewicz, dając wyraz specyficznemu pojmowaniu umiłowanej, świętej idei oraz wybiórczemu podejściu do powtarzanej przez nią jak mantra „otwartości na drugiego człowieka”. Kto zapoznał się z koncepcją „tolerancji represywnej” Herberta Marcusego, ten wie o co chodzi, a kto jeszcze tego nie zrobił, serdecznie zachęcam.

Nie miał też znaczenia fakt, że sztab pochodzącego z Torunia reżysera zaproponował pani komisarz debatę na dowolnych, ustalonych przez nią warunkach. Ponadto miałaby ona oczywistą przewagę w zakresie szczegółowych zagadnień, które jej sztab mógł ściśle wyselekcjonować na potrzeby debaty. Jednak rozsądek wajchowych, uzupełniony strachem faworytki wziął górę. Jej kampania oparła się głównie na pozytywnych emocjach wielu gdańszczan w stosunku do tragicznie zmarłego prezydenta Adamowicza. Trzeba jednak w tym miejscu zaznaczyć, że komisarz Dulkiewicz przedstawiła konkretne postulaty i w tej sytuacji naturalnie oznajmiła, że będzie kontynuować program poprzednika, więc generalnie jest on wyborcom znany.

Swoją drogą, skoro europejska demokracja i tak przyjmuje coraz bardziej totalne oblicze (w niektórych państwach planuje się już obowiązkowe głosowania), to może powinniśmy zacząć od obowiązkowych debat kandydatów do urzędów?

Konfederat sprawy katolickiej i sprawy polskiej  

Konserwatysta, monarchista, kontrrewolucjonista. Na prawicy znany z wyrazistych, jasno artykułowanych poglądów. Wiara, rodzina i własność to dla niego wartości podstawowe. Wiele lat temu jako jeden z pierwszych podnosił kwestię żydowskich roszczeń majątkowych wobec Polski. Po okresie przemilczenia zatwierdzono go na dyżurnego polskiego antysemitę. Z punktu widzenia gdańskich salonów kandydat kompletnie „egzotyczny”. O sobie mówi: „człowiek żywo zainteresowany sprawą polską i sprawą katolicką w ich przeszłym i przyszłym (daj Boże) biegu dziejowym”, „stały obserwator i incydentalny uczestnik politycznej gry”. W 2015 roku kandydował na urząd Prezydenta RP. Napisał wiele znakomitych felietonów, wydawanych co pewien czas także w formie książkowej. Jest nieco szerzej rozpoznawany jako reżyser i autor licznych filmów dokumentalnych. W jednym z nich – Plusy dodatnie plusy ujemne – jako pierwszy poruszył na ekranie kwestię agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy. W 2015 roku zainicjował powstanie organizacji Pobudka. Jej program zawiera się w kwartecie: Kościół, szkoła, strzelnica, mennica. Teraz wspólnie z Ruchem Narodowym, partią KORWiN oraz innymi środowiskami stronnictwa propolskiego współtworzy koalicję o nazwie Konfederacja.

Program

Braunowi zarzucono, że zaproponował niewiele szczegółowych rozwiązań i jest to prawda. Natomiast w szerszym kontekście wojny cywilizacyjnej, jaka toczy się przecież nie tylko w Brukseli, Paryżu czy Rzymie, ale także na poziomie samorządów leżących na wschodzie i w centrum kontynentu, przedstawił tematy absolutnie fundamentalne: wiara, rodzina, własność, sprzeciw wobec dyktatu Brukseli, nowoczesnej rewolucji i masowej imigracji. Ponadto: audyt, uwłaszczenie mieszkańców, rozmontowanie układów, powrót Wojska Polskiego do miasta, usprawnienie połączeń. Podczas trwającego minutę spotu, postawił niezwykle konkretne jak na aspirującego polityka deklaracje. Każdemu kto zechce się nad nimi pochylić, powiedzą bardzo wiele o proponowanej prezydenturze. Tymczasem trwający 2,5 minuty spot komisarz Dulkiewicz jest o Pawle Adamowiczu i o tym żeby była — bliżej niesprecyzowana — otwartość.

Wiara, rodzina

Życie i rodzina, jednostka i naród, ale także religia, są to wartości pierwotne względem państwa.  Prawo do życia, naturalny model rodziny oraz prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, z punktu każdego, kto uznaje nadrzędność prawa naturalnego nad prawem stanowionym, nie podlegają dyskusji. Żadna władza nie powinna stawiać się ponad uniwersalnymi wartościami. Nie wolno dopuszczać do sytuacji, w której rządy uchwalają akty prawne sprzeczne z prawem naturalnym. Braun stawia sprawę jasno. Popularne, rewolucyjne utopie odrzuca bez najmniejszych kompleksów: „Żadnego tęczowego Gdańska” (…) wiara katolicka i tradycyjna rodzina będą tu bezpieczne”. Z całą pewnością gwarantuje odrzucenie Modelu na rzecz równego traktowania, który rekomenduje wdrożenie do szkół przerażających standardów „edukacji” seksualnej Światowej Organizacji Zdrowa. Występuje też przeciwko dalszemu narzucaniu neomarksistowskiej ideologii Gender i promocji postaw LGBT na terenie Polski. Zapewnia, że nie przeznaczy ani złotówki z budżetu na parady „równości”, tzw. seksedukację i programy in vitro. „To jest niegodziwa procedura. Ten kto myśli inaczej jest albo ignorantem, albo niegodziwcem. Zachęcam — to autoreklama — do oglądania filmu Eugenika w imię postępu. To film dokumentalny poświęcony tej tematyce”. Braun zapewnia, że nie chce „czerwonej, zielonej i tęczowej komuny” cenzurować. Kluczowe jest odcięcie jej od publicznych pieniędzy, ponieważ samodzielnie nie są w stanie wygenerować środków finansowych na swoją działalność.

Polskość

Startuje z hasłem „Tu jest Polska”. Uważa, że na gdańskich salonach suwerenność perły w koronie Rzeczpospolitej nie jest wcale rzeczą oczywistą. Projekty geopolityczne sprzeczne z polską racją stanu i polskim interesem narodowym były na terenie Gdańska w przeszłości  realizowane w sposób szczególny. On zaś podejmie decyzje negatywne wobec wszelkich prób rozwadniania polskości stolicy Pomorza. „Żadnej Rzeczpospolitej przyjaciół Polin, żadnego Wolnego Miasta Gdańska (…) Gdańsk nie tęczowy, nie brunatny, nie czerwony, tylko biało-czerwony” – deklaruje w spocie wyborczym. Tymczasem władze gdańskie, jak twierdzi, nie funkcjonują suwerennie, lecz reprezentują wolę polityczną mafii, służb i lóż, a także „igrają z suwerennością Polski”.

Odrzuca stawiane mu zarzuty jakoby definiował polskość poprzez wykluczanie kogokolwiek. Jako sygnatariusz Konfederacji Gietrzwałdzkiej (Czytaj więcej) proponuje precyzowanie polskości przez dookreślenie: „Deklarujemy się jako Polacy cywilizacji łacińskiej. (…) A zatem nie np. Polacy ludożercy, Polacy eugenicy, nie Polacy rasiści, Różne z tego wynikają obowiązki, powinności. (…) nie proponuję mojej prezydentury jako prezydentury obłej, bez kantów, spiłowanej, tak żeby wszystkim było miło (…) Są sytuacje kiedy podejmuje się decyzje polityczne, i wtedy nie wszystkim jest miło (…) Jako Polak cywilizacji łacińskiej nie będę miał w zanadrzu żadnych totalniackich projektów”.

By nie podzielić losu państw zachodnich, należy koniecznie porzucić wszelkie pomysły masowego sprowadzania muzułmańskich imigrantów. A jeżeli już ktoś bardzo chce, to niech robi to własne pieniądze i nie przymusza innych. „Filantropię proszę uprawiać na własny koszt” – mówi. Gościnność i współpraca tak, ale masówka wzorem Szwecji, Francji czy Anglii – nie.

Własność

Znany z antysocjalistycznych, wolnorynkowych poglądów reżyser, nie występuje w Gdańsku w roli świętego Mikołaja. Jest przeciwnikiem fiskalizmu, etatyzmu, redystrybucjonizmu i interwencjonizmu. Opowiada się za radykalną obniżką podatków, by ludzie mogli realnie dysponować owocami swojej pracy. Uwzględniając samorządowe uwarunkowania prawne, swoich gospodarczych pryncypiów zamierza trzymać się także na gruncie lokalnym. Niewiele obiecywał, choć zaznaczył, że najważniejsze będą dla niego sprawy gdańszczan, a samopoczucie elit będzie ostatnim zmartwieniem. „Jeśli ulgi i ułatwienia, to dla lokalnych pracodawców i pracowników”, zapewnił. Zwrócił np. uwagę na nadmierną ilość pustostanów w mieście. Na grunty pod nimi czyhają wielkie firmy deweloperskie, którym miasto oferuje ziemie za darmo. Tymczasem posiadaczom mieszkań komunalnych blokuje się możliwość ich wykupienia, jednocześnie podnosząc czynsz. Właśnie w tym kontekście stawia ambitny postulat “uwłaszczenia gdańszczan”.

Mafie i Służby

Braun przekonuje, że obecnie miasto jest żerowiskiem dla rozmaitych mafii oraz służb nie tylko postpeerelowskiej proweniencji. Główny nacisk kampanii położył na kwestię rozmontowania i rozliczenia „układu gdańskiego”. „Moja kampania jest adresowana przede wszystkim do tego Gdańska, który był do tej pory upośledzony na skutek działania układu gdańskiego”. Przywołał najbardziej znane afery: Amber Gold, Stella Maris czy GPEC. Więcej konkretnych przypadków, potwierdzających działania „układu gdańskiego”, o których poinformowali go gdańszczanie, zebrano w specjalnie wydanej gazetce wyborczej. Jednym z najważniejszych postulatów prezydentury Brauna jest zlecenie audytu. Zapewnił również, że będzie działał na rzecz wprowadzenia odpowiedzialność urzędniczej za podejmowane decyzje.

Loże

Obecność Brauna zdecydowanie nie jest na rękę masonerii. Jak mówi znawca jej dziejów, autor licznych książek, dr Stanisław Krajski, w Gdańsku mieszczą się siedziby lóż wszystkich możliwych obrządków. Ze względu na swoje położenie geopolityczne, perła w koronie jest dla masonów jednym z najważniejszych miejsc w Europie. W tej kwestii, prezydent Braun, tak jak każdy inny potencjalny prezydent, może okazać się za krótki. Z drugiej strony, kto jak nie on?  W końcu „króluj nam Chryste” – to chyba najważniejszy z jego postulatów.