Koneczny, Ossendowski, Szpotański, Dobrowolski. Mówi to coś Państwu? Jestem ciekaw, ilu rodaków będzie w stanie powiedzieć choćby kilka zdań o tych czterech osobach? Ilu Polakom nazwiska te z kimkolwiek się skojarzą? Ilu mieszkańców naszego, jak zwykł mawiać Stanisław Michalkiewicz, nieszczęśliwego kraju, w ogóle te nazwiska słyszało? Pięć procent? To wersja optymistyczna! A szkoda, bo na to nie zasłużyli. Zamiast żyć w pamięci i świadomości Polaków, są dziś niszą dla ciekawskich, „żyją” na marginesie historii.
Wszystkich czterech panów łączą dwie rzeczy. Po pierwsze byli jednostkami wybitnymi, utalentowanymi, nieprzeciętnymi, zasłużonymi. Po drugie wszyscy czterej zostali przez komunę skazani na zapomnienie. A powinno być odwrotnie. Powinni znaleźć się w panteonie wybitnych Polaków. Czas, aby wreszcie wrócili na zasłużone miejsce w historii i świadomości rodaków.
Feliks Koneczny to, zaryzykuje stwierdzenie, największy z polskich myślicieli. Swoimi teoriami i koncepcjami wsławił się na całym świecie. Żył na przełomie XIX i XX wieku. Był przede wszystkim historykiem i historiozofem. Zasłynął nowatorską teorią cywilizacji, która znana jest, ceniona i wykorzystywana w świecie naukowym do dziś. Wśród jego dzieł należy wymienić w pierwszej kolejności „Prawa dziejowe” (w Polsce wydane nakładem Wydawnictwa Antyk). Osobiście cenię go także za „Dzieje Polski opowiedziane dla młodzieży”, które charakteryzuje ciekawe spojrzenie oraz nietuzinkowa forma. Jak przystało na wybitną jednostkę, był człowiekiem o wielu zainteresowaniach i wielu talentach.
Lata życia Konecznego pokrywały się mniej więcej z życiem innego wybitnego Polaka – Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego. Dziś w Polsce nazwisko te wychodzi powoli z niebytu. Tymczasem na świecie, po Henryku Sienkiewiczu, jest on najbardziej znanym polskim pisarzem. Zresztą powiedzieć o nim „pisarz” to mało. Był to prawdziwy „człowiek renesansu”. Jego biograf Witold Michałowski charakteryzuje go następująco: „Kim naprawdę był Antoni Ferdynand Ossendowski? Chemikiem, naukowcem, dziennikarzem, doktorem, profesorem, fałszerzem, politykiem, tajnym emisariuszem, hochsztaplerem, białym partyzantem, współpracownikiem japońskiego wywiadu, podróżnikiem, myślicielem, filozofem, literatem zarabiającym krocie, działaczem społecznym, myśliwym, geografem, autorem światowych bestsellerów, ekspertem, filantropem, scenarzystą, redaktorem, konspiratorem, handlarzem? Oszustem, czy kryształowym człowiekiem? Chyba wszystkiego po trochu. Barwną, renesansową postacią. Człowiekiem wyjątkowego formatu”. Do dziś jego najbardziej znaną książką jest „Lenin”, przez co zaskarbił sobie tytuł osobistego wroga sowieckiego dyktatora oraz wielkiego antykomunisty. Ceną za to było skazanie na zapomnienie. Na szczęście w ostatnich latach wydawnictwa wznawiają coraz więcej jego książek.
Jerzy Dobrowolski to postać, którą znamy głównie z twarzy. W pamięci milionów Polaków zapisał się jako Jerzy Dąbczak – były mąż Wandy, w kultowej komedii Stanisława Barei „Nie ma róży bez ognia”, oraz jako mąż, który z zawodu jest dyrektorem, w niemniej kultowej komedii, również Barei, „Poszukiwany, poszukiwana”. Wspaniałe role. Kojarzenie jednak Dobrowolskiego wyłącznie z nimi jest rzeczą dla niego krzywdzącą. Otóż mało kto dziś pamięta, że był to również wybitny reżyser, radiowiec, satyryk i kabareciarz. Za życia sporządzał wiele notatek, które zostały opracowane dopiero po jego śmierci. „Wspomnienia moich pamiętników” to lektura fascynująca. Wyłania się z niej osobowość niezwykle przenikliwa. To intrygujący i niemający swojego odpowiednika, opis lat PRL-u. Polecam.
Pozostańmy jeszcze w realiach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Zapewne większość z nas słyszała słynne przemówienie Władysława Gomułki, w których I sekretarz KC grzmiał: „Utwór ten zawiera jednocześnie pornograficzne obrzydliwości, na jakie może zdobyć się tylko człowiek tkwiący w zgniliźnie rynsztoku, człowiek o moralności alfonsa”. Mało kto jednak pamięta, że określenie to użyte zostało w stosunku do Janusza Szpotańskiego, człowieka dziś dla większości polaków zupełnie anonimowego. Tymczasem ów „alfons”, który doprowadził do takiej furii Gomułkę, to wybitny poeta, krytyk, satyryk i szachista. Zasłynął z ciętego języka i przenikliwego umysłu. To on jest autorem słynnej sztuki „Cisi i gęgacze, czyli bal u prezydenta”. To on określił Gomułkę mianem „Gnoma”. Osobiście najbardziej cenię go za stworzenie postaci „Towarzysza Szmaciaka”, którego można cytować i odnosić również w dzisiejszych realiach. Szpotański porównywany był do słynnego przedwojennego warszawskiego anegdociarza profesora Franciszka Fiszera. Na szczęście po Szpotańskim zostało jeszcze słowo pisane.
Zachęcam wszystkich do zgłębienia biografii oraz dzieł wymienionych wyżej postaci. Były to umysły nieprzeciętne, jednostki wybitne i zasłużone. Szkoda, że po tylu latach od upadku komunizmu, który skazał ich na zapomnienie, pamięć o nich powraca do naszej świadomości tak powoli.