Rewolucja neomarksistowska (antykulturowa) jest dziś na zachodzie Europy w bardzo zaawansowanym stadium i jeśli tak dalej pójdzie, to właśnie ona w połączeniu z szaleństwem socjalizmu i demokracji totalnej ostatecznie pogrzebie będącą w głębokiej defensywie zachodnią cywilizację.

To nie szaleństwo, to rewolucja

Ludzie uważnie obserwujący Europę pod kątem zagadnień politycznych i społeczno-gospodarczych, ale nie tylko tacy, coraz częściej stawiają pytanie – czy Świat Zachodu przypadkiem nie zwariował? Spójrzmy na kilka — ale tylko pozornych — przejawów tegoż wariactwa.

Na przykład dawna koncepcja „poprawności politycznej”, czyli zachowania szacunku i kultury w dyskursie politycznym, przybrała postać kompletnie paranoiczną, doprowadzając nie tylko do poważnego ograniczenia wolności słowa, ale wręcz do zakazu mówienia niektórych oczywistych faktów oraz prezentowania pewnego szczególnego – bo nie lewicowego zestawu poglądów. Prawda przestaje mieć charakter obiektywny, będąc nieustannie relatywizowana przy pomocy mechanizmów opisanych przez Georga Orwella w powieści „Rok 1984”. Efektem paranoi polit-poprawności jest także relatywizm moralny oraz uznanie tzw. absolutnej „tolerancji” za najwyższą wartość „nowoczesnego” społeczeństwa.

Innym charakterystycznym zjawiskiem naszych czasów jest gigantyczna zmiana w podejściu do dwóch wielkich religii – chrześcijaństwa i islamu. Otóż po przeprowadzeniu systemowej laicyzacji zachodnich społeczeństw nadszedł czas na otwartą już wojnę przeciwko chrześcijanom. Nienawiść wobec chrześcijaństwa jest nieustannie podsycana przez instytucje, które powinny chronić europejskie korzenie, a nie je zwalczać. Z kolei utopijna wizja syntezy „nowoczesnej”, „postępowej” Europy unijnej z cywilizacją arabską na obszarze Starego Kontynentu, czyli w praktyce multi-kulti-dżihad, jest wdrażana na siłę, mimo coraz mocniejszego sprzeciwu Europejczyków. Przymusowe kwoty, groźby kar finansowych, a nawet użycia siły (towarzysz Martin Schulz w 2015 roku), nie wspominając już o ciągłych szykanach wobec państw, które nie chcą u siebie rzeszy muzułmańskich imigrantów to praktyki totalitarne, nie żadna zjednoczona, solidarna Europa. Reakcją na kolejne powodowane przez zaproszonych gości „incydenty” jest „jeszcze więcej imigrantów” oraz penalizacja ich krytyki jak w Skandynawii, zaś przeorana część społeczeństwa zamiast wezwać wojsko do działania, wstawia facebookowe profilówki z flagami, hasztagi z motylkami, a w Belgii zastosowała innowacyjną metodę rysowania kredami po asfalcie przeciwko terroryzmowi.

Inny przykład to systemowe narzucenie Zachodowi ideologii Gender z jej sztandarowym twierdzeniem, że płeć ma charakter kulturowy w związku z czym podlegać może wielokrotnym zmianom w ciągu życia człowieka. Promocja tzw. „małżeństw” homoseksualnych, transseksualizmu oraz innych form „ekspresji seksualnych”, a także aborcji na życzenie i seksualizacja dzieci przez tzw. „edukatorów”, stały się oficjalną polityką takich organizacji jak WHO, ONZ i UE, przekładaną na normy prawne. Oczywiście wszystko na koszt podatnika. Powstają kolejne organizacje wynajdujące na każdym krzakiem nie tylko „homofobów”, ale także standardowo: „faszystów”, „rasistów”, „nazistów”, „antysemitów”, a nawet „transfobów”. Nie wytrzymają dnia bez wrzasku o wszechogarniającej dyskryminacji i naruszaniu praw grup LGBT. Taki znaleźli sposób na życie. Ma zatem Zachód parady półnagich ludzi z tęczowymi pióropuszami w odbytach na ulicach jednych miast, modły do Allacha w innych. Pierwsi zioną nienawiścią do chrześcijan, ale chcą zaprosić do Europy jeszcze więcej wyznawców islamu. Ci z kolei również nie tolerują chrześcijan, ale tym pierwszym wcale nie zamierzają podziękować, lecz pościnać łby. Kto i po co to wszystko robi?

Otóż taka dywersja wobec cywilizacji zachodniej jak działalność ruchów wyrosłych na bazie ideologii Gender, instalowanie islamu w Europie, paranoja polit-poprawności czy wojna z chrześcijaństwem ma kilka przyczyn, ale bynajmniej przyczyną nie jest szaleństwo Zachodu. To skutki postępującej tam rewolucji.

Chociaż nie każda rewolucja oznacza walkę zbrojną (rewolucja przemysłowa, informatyczna), to w powszechnym odbiorze kojarzy się z użyciem przemocy i przelewem krwi. Z gilotyną, barykadami, Robespierrem, Che Guevarrą czy Leninem. Dziś w epoce mass mediów zdroworozsądkowo przyjmujemy, że jeśli gdzieś na świecie wybucha rewolucja to natychmiast wszyscy o niej wiemy. Media niemal na żywo transmitowały ukraiński Majdan, a wcześniej Pomarańczową rewolucję na Ukrainie. Gdy uzbrojeni po zęby przez amerykańskie służby „bezbronni cywile” wzniecili powstanie przeciwko syryjskiemu „tyranowi” Asadowi, to choć mocno się tam zakotłowało, bo obecne są też Rosja, Izrael, Turcja i Kurdowie, wiemy że w Syrii toczy się walka. Wiemy, że poważni międzynarodowi gracze rywalizują o swoje interesy. Inaczej jest kiedy rewolucji nie widać gołym okiem. Gdy wprawdzie zauważamy niepokojące zmiany w otaczającej nas rzeczywistości, ale nie znamy ich prawdziwego źródła. I właśnie o tych źródłach będzie dalej mowa. O historii marksizmu kulturowego i współczesnej rewolucji w olbrzymim skrócie – o tym będzie ten trzyczęściowy tekst.

Cel rewolucji

Co przytomniejsi Europejczycy upatrują zagrożenia przede wszystkim w ewentualnej dalszej islamizacji swoich krajów. Pomimo obowiązującego na Zachodzie zakazu merytorycznej oceny, a tym bardziej krytykowania multikulturalizmu i islamu, coraz więcej ludzi zaczyna wierzyć w to co widzi, a nie w to co widzi w telewizorze, i nie chce dalej brnąć w utopijne wizje polit-poprawnych, lewicowych fanatyków o zasymilowanych wyznawcach „religii pokoju” przeistaczających się w multikulturalnych Niemców, Francuzów czy Anglików. Świadczą o tym sukcesy wyborcze partii sprzeciwiających się masowej, niekontrolowanej migracji m.in. we Włoszech, Austrii i Holandii. Również w Niemczech mimo ciągłych ataków i niewyobrażalnej wręcz nagonki rodem z Dwóch Minut Nienawiści do Wroga Ludu Emanuela Goldsteina, cały czas rośnie poparcie prawicowej partii Alternative für Deutschland. Nawet w Szwecji, co prawda wybory wygrała koalicja komunistów i neomarksistów, ale trzecie miejsce i pozycję „języczka uwagi” zdobyła antyimigrancka partia Szwedzcy Demokraci. Europejczycy zaczynają dostrzegać, że tzw. „kryzys migracyjny” nie jest procesem samoistnym, lecz rezultatem narzuconej przez władze polityki multi-kulti, i że zaplanowany odgórnie, tak też jest sterowany i konsekwentnie realizowany. Zalewający Europę ludzie z Bliskiego Wschodu i Afryki nazwani przez towarzyszy nadzorujących medialny matrix „uchodźcami”, „inżynierami i lekarzami” lub też „kobietami i dziećmi”, którzy mają nas „wzbogacać kulturowo”, są tu sprowadzani metodycznie i celowo, ponieważ stanowią dla eurolewicy jeden z młotków do rozbijania, a raczej dobijania upadającej cywilizacji zachodniej (łacińskiej).

Obalenie zachodniej cywilizacji – taki jest bowiem cel rewolucji. Dlatego neomarksistowska lewica tak zawzięcie atakuje filary tej cywilizacji. Pierwszym filarem jest grecki stosunek do prawdy, czyli rozpoznanie, że prawda istnieje obiektywnie, jest niezależna od woli większości, a jej poznawanie jest powinnością człowieka rozumnego. Do systematycznego poszukiwania prawdy w zachodniej cywilizacji służy nauka. Drugi filar to osiągnięcia prawa rzymskiego, w szczególności rozdział prawa prywatnego i publicznego oraz zinstytucjonalizowanie prawa własności. Trzecim filarem jest religia i etyka chrześcijańska. Chrześcijaństwo wniosło do cywilizacji łacińskiej innowację w postaci uznania, że każdemu człowiekowi przysługują prawa naturalne i pewna godność, którą prawo stanowione musi każdorazowo respektować. Dopiero na tej bazie rozwinęła się doktryna praw człowieka. Marksizm, w każdym swoim nurcie pozostaje w ewidentnym konflikcie z powyższymi założeniami, a co za tym idzie w niemożliwej do przezwyciężenia sprzeczności z zachodnią cywilizacją. Neomarksistowscy rewolucjoniści z pełną zajadłością i zaangażowaniem zwalczają zatem najbardziej znienawidzone jej składniki, m.in.: prawo naturalne, tożsamość chrześcijańską, wiarę i władzę kościelną, a także władzę rodzicielską i samą instytucję rodziny, oraz oczywiście własność prywatną.

Siła rewolucji

Za wspomnianym odrzuceniem przez część Europejczyków wciskanych im narracji o szczęśliwej koegzystencji „nowoczesnej”, „postępowej”, „otwartej” Europy unijnej z cywilizacją arabską, nie idzie w parze rozpoznanie prawdziwych źródeł pochodzenia tychże narracji. Niestety, tylko niewielu zdaje sobie sprawę z tego, że kluczową rolę w demontowaniu Europy jaką znamy odgrywa właśnie neomarksistowska rewolucja. Prawdopodobnie najskuteczniejsza ze wszystkich dotychczasowych rewolucji. Siła neomarksizmu bierze się z rozpoznania, że by rewolucja mogła zatryumfować, trzeba zmienić ludzką świadomość. W tym celu należy umiejętnie opakować rewolucyjne treści w dawne, cieszące się autorytetem instytucje i pojęcia. Chodzi o to żeby ludzie sami chcieli odejść od zasad, norm i wartości właściwych dla cywilizacji zachodniej, przyjmując w ich miejsce zasady, normy i wartości stworzone przez marksistów. Siłą nowoczesnego marksizmu jest cierpliwość, metodyczne i konsekwentne postępowanie. Współczesna rewolucja w założeniach jej twórców to bezkrwawy, długofalowy, rozłożony na poszczególne etapy proces, a polem jego działania jest sfera szeroko rozumianej kultury. Nie masowy terror fizyczny, siłowe wywłaszczenie, egzekucje i morze krwi – one zawsze wywołają jakiś opór. „Hegemonia kulturowa” – oto recepta. Dlatego ludzie nie dostrzegają postępującej rewolucji.

Wojna cywilizacyjna

„Zawsze trzeba widzieć szerszy obraz. Szerszy obraz naszej cywilizacji. Naszej zachodniej cywilizacji, która dała nam wolność, możliwości, dobrobyt, rozumiane nie jako osiągnięcia statystyczne, lecz jako realizacja potencjału człowieka, danych mu przez Boga talentów. To właśnie przynosi kreatywność, innowacyjność, nowe technologie, które skutkują polepszeniem standardu życia. Ale co właściwie jest sercem tej cywilizacji? To rozpoznanie, że istnieje dany od Boga porządek świata. I właśnie o to toczy się tak naprawdę wojna. Wojna pomiędzy tymi, którzy wierzą, że istnieje transcendentny, obiektywny, uniwersalny porządek moralny, i tymi, którzy w to nie wierzą, i którzy sami chcieliby być Bogami” (cyt. John Lenczowski). Pierwsi wierzą w istnienie pewnych zasad i wartości niezmiennych wpisanych w naturę człowieka. Niezmiennych, to znaczy obowiązujących zawsze i wszędzie. Drudzy odrzuciwszy prawo naturalne utrzymują zaś, że nic nie jest niezmienne, wszystko jest względne i zależy od czasów, miejsc i okoliczności, a mówiąc ściślej – także od „mądrości etapu”. Do tej drugiej grupy należą niewątpliwie marksiści. Zarówno marksiści klasyczni (komunizm bolszewicki), jak i marksiści nowocześni (komunizm antykulturowy). Tak Marks, Engels, Lenin, Trocki czy sam Józef Stalin, jak i Max Horkheimer, Jurgen Habermas, Herbert Marcuse, Zygmunt Bauman, Leszek Kołakowski czy Erich Fromm.

Marksizm powstał na Zachodzie

Na potrzeby serii tekstów o marksizmie konieczne jest wszelako jedno niezbędne wyjaśnienie. Otóż absolutna większość Europejczyków wciąż pozostaje w błędnym przeświadczeniu, że komunizm został pokonany i już nigdy nie wróci bo był zły, tym bardziej, że osiągnęliśmy już demokrację, która nigdy nie przeminie bo jest dobra. Mniej spostrzegawczy myślą nawet, że współczesna Europa, dzięki demokracji, nieustanie poszerza zakres wolności, a niektórzy są nawet w stanie uwierzyć, że wciąż funkcjonuje w niej system kapitalistyczny. Tymczasem trzeba z całą mocą podkreślić, że ideologia marksistowska nie tylko nie umarła wraz z upadkiem imperium sowieckiego, ale w dodatku jest dziś na zachodzie Europy w pełnym natarciu. Jak wyjaśnia znawca historii marksizmu Krzysztof Karoń: „Gdy na początku lat 90 ubiegłego wieku Związek Radziecki i blok komunistyczny zostały zlikwidowane, marksizm i komunizm uznane zostały za zamknięty rozdział historii, a dawne państwa komunistyczne z entuzjazmem przyjęły ideologię Zachodu, wyobrażając sobie, że jest to ideologia wolności. Tymczasem marksizm został wymyślony na Zachodzie przez zachodnich inteligentów i nawet jeśli ponosił klęski rozwijał się tam bez przeszkód. Dostosowywał się do zmieniających się warunków i w drugiej połowie XX wieku stał się dominującą ideologią cywilizowanego świata, formatującą umysły współczesnych ludzi”.

Odcięci od „postępu”

Ten brak odpowiedniej wiedzy ma szereg odmiennych przyczyn w zależności od części kontynentu, o której mówimy. Część wschodnia rezultatem konferencji w Teheranie (1943) i w Jałcie (1945) trafiła do radzieckiej strefy wpływów W reżimach komunistycznych panowała betonowa wykładnia marksizmu-leninizmu, a tamtejsza ludność odizolowana od reszty świata nie zetknęła się z innymi niż klasyczny nurtami marksizmu rozwijającymi się równolegle na Zachodzie, bo były po prostu nieobecne. To swoiste szczęście w nieszczęściu spowodowało, że w Polsce i reszcie krajów postkomunistycznych rewolucja neomarksistowska jest w relacji do Zachodu opóźniona i dopiero się rozwija. Jej zdobycze w porównaniu do „postępu” osiągniętego przez towarzyszy francuskich czy niemieckich są jeszcze stosunkowo niewielkie. Podczas gdy tam rewolucjoniści opanowali kluczowe instytucje życia społecznego i weszli w struktury władzy, u nas wciąż rządzą uwłaszczone w ramach “transformacji ustrojowej” stare ubeckie dynastie, którym nie w głowie żadna rewolucja ideologiczna. Interesuje ich zachowanie wyniesionych z epoki minionej przywilejów oraz dalszej możliwości ekonomicznej eksploatacji tubylczego z ich punktu widzenia narodu. Zaś ideowi neomarksiści dopiero budują swoją pozycję. Choć wszystkie Zandbergi, Biedronie, Nowackie czy Środy z całych sił starają się nadgonić zachodnich „postępowców”, to czeka ich jeszcze długa, zacięta walka przeciwko współczesnym „burżujom” i „faszystom” właśnie dlatego, że marksizm antykulturowy w warunkach PRL nie miał możliwości jakiegokolwiek poważnego rozwoju.

Anty-antykomunizm

Inaczej było w Europe zachodniej, która po II wojnie światowej znalazła się w amerykańskiej strefie wpływów. Tam marksizm antykulturowy przeszedł długą, skomplikowaną drogę, rozwinął różne nurty, podlegał rewizjom, próbował rozmaitych strategii działania, aż w końcu odnalazł taką, która w dłuższej perspektywie okazuje się skuteczna. (Powiemy o niej w kolejnych tekstach). Po wojnie zachodni „postępowcy” poszukiwali sposobów budowy komunizmu. Ten zresztą spotkał się na Zachodzie z dużą wyrozumiałością, a w niektórych środowiskach lewicy cieszył się sympatią lub wręcz oficjalnym poparciem. Wydawać by się mogło, że zadeklarowani miłośnicy demokracji bezwzględnie potępią i odrzucą zbrodniczą ideologię, szczególnie, że jej konsekwencją były dziesiątki milionów niewinnych ofiar komunistycznego aparatu terroru i Armii Czerwonej. Ci jednak często sprzeciwiali się właśnie postawom niechętnym komunizmowi. Szczególnie „przez ostatnie dwie dekady zimnej wojny — mówi prof. Lenczowski istniał bardzo silny nacisk „anty-antykomunizmu”. Dominował pogląd, że marsz komunizmu tak naprawdę wynika z naturalnego biegu historii, jest nieuchronnym i nieodwracalnym procesem”. To specyficzne zjawisko po dziś dzień pozostaje stałym elementem europejskiej sceny politycznej. Swobodnie działały zatem w Europie podporządkowane moskiewskiej centrali zachodnie partie komunistyczne wierne klasycznej doktrynie marksizmu-leninizmu. Jednak w przeciwieństwie do bloku sowieckiego, rozwijały się tam także inne nurty marksizmu. Najważniejsze z nich to: Federaliści, tzw. Nowa Lewica oraz rewizjonistyczny marksizm antykulturowy reprezentowany przez intelektualistów tzw. Szkoły frankfurckiej. Obecny pozostawał również trockizm, choć nie uzyskał w Europie tak dużych wpływów jak w Stanach Zjednoczonych. W następnej części dokonamy przeglądu tych niebywale destrukcyjnych dla Europy zachodniej siewców kulturowego terroru.