W ostatnich tygodniach w Polsce pojawiło się szereg medialnych spekulacji i przecieków o kształcie tzw. podatku od nadmiarowych zysków (windfall tax). Nową daniną miały rzekomo zostać objęte zarówno największe polskie spółki energetyczne, jak i prywatne przedsiębiorstwa, które osiągnęły w poprzednim latach marżę zysku brutto większą od ich uśrednionej marży brutto za lata 2018, 2019 i 2021 roku. Specjalnie z tych kalkulacji miałby zostać wyłączony 2020 rok z uwagi na pandemiczną sytuację. Wokół pomysłu Ministra Aktywów Państwowych Jacka Sasina narosło wiele niejasności, które nadal nie zostały jednoznacznie przecięte przez polski rząd. Wiele jednak wskazuje, że tak radykalna wersja podatku od zysków nadzwyczajnych wyszła z inicjatywy ministra Sasina i jednocześnie odsłoniła nasilającą się wyraźnie wewnętrzną rywalizację w samym obozie władzy.
Warto podkreślić, że koncepcja podatku od nadzwyczajnych zysków nie jest w polityce fiskalnej niczym nowym. Jego idea opiera się na przesłankach, że w wyniku wyjątkowych zdarzeń przedsiębiorstwa uzyskują częstokroć ogromne zyski, których niestandardowa wielkość w żaden sposób nie jest ich zasługą. Wszystko to wedle założeń teoretycznych ma wpisywać się w sprawiedliwość społeczną i przynieść szerokie korzyści budżetowe.
Wojna na Ukrainie implikowała skokowy wzrost surowców energetycznych, co spowodowało, że wiele europejskich państw podjęło zaawansowane prace nad wprowadzeniem podatku od nadmiarowych zysków przedsiębiorstw energetycznych. Koncepcja ta została także przyjęta na poziomie Unii Europejskiej, gdzie kraje członkowskie wyraziły zgodę na wprowadzenie obowiązkowej tymczasowej składki solidarnościowej od zysków przedsiębiorstw działających w sektorze ropy naftowej, gazu ziemnego, węgla i rafinerii. Także w Polsce kryzys energetyczny i jego skutki uchodzą aktualnie za swoisty języczek u wagi kręgów rządowych. Decydenci państwa polskiego doskonale zdają sobie sprawę, że dramatyczny wzrost cen energii może stanowić ogromny wizerunkowy problem dla rządu Mateusza Morawieckiego. Jednym z remedium na energetyczne bolączki Polaków ma być właśnie podatek od nadzwyczajnych zysków.
O ile mechanizmy wprowadzenia podatku windfall tax nie są obecnie żadnym novum w Europie, to szczególnie duże kontrowersje wzbudził fakt, że polski rząd planuje objąć tym podatkiem nie tylko spółki energetyczne, ale także przedsiębiorstwa zatrudniające powyżej 250 osób oraz takie, które osiągnęły roczny obrót netto ze sprzedaży towarów, wyrobów i usług oraz z operacji finansowych, przekraczający równowartość w złotych 50 milionów euro. Wedle pierwotnych zapowiedzi podatek od nadmiarowych zysków miał wynosić 50% wartości osiągniętych zysków nadzwyczajnych. Zastrzeżono jednak, że przedsiębiorstwa miały być zwolnione z nowego podatku w przypadku, gdy są zaangażowane w inwestycje z zakresu energetyki bądź obronności. Niewątpliwie byłoby to jawne złamanie zasady, że wprowadzanie w trakcie roku podatkowego nowych obciążeń fiskalnych jest niedopuszczalne, co zostało już wcześniej jednoznacznie potwierdzone przez orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego.
Istota sporu i największe kontrowersje związane z windfall tax dotyczą tego, czy ma on obejmować tylko i wyłącznie największe energetyczne spółki takie jak np. Orlen, czy Spółki Skarbu Państwa, a także co generuje największe kontrowersje – prywatne podmioty. Według założeń resortu Aktywów Państwowych nowy podatek miał przynieść budżetowi państwa 13,5 mld dochodu, które byłyby wykorzystane na działania osłonowe, ukierunkowane na niwelowanie wzrostu cen energii. Według założeń Ministerstwa Aktywów Państwowych ma to być danina od nadmiarowych marż, a nie zysków, która w głównej mierze objęte zostaną zagraniczne korporacje.
Niepotwierdzone plany ministra Sasina wywołały gwałtowny sprzeciw rodzimych przedsiębiorców, którzy zamiast oczekiwanej pomocy od rządu w sytuacji pogłębiającego się kryzysu energetycznego zostaliby obłożenie nowym podatkiem. Została ona wręcz okrzyknięta „daniną Sasina”. Co więcej, sam spiritus movens tego pomysłu dowodzi, że jest to danina, a nie podatek, gdyż ma nie trafiać bezpośrednio do budżetu państwa, a do specjalnego funduszu. Argumentacja ministra Aktywów Państwowych nie przekonuje jednak polskich przedsiębiorców, którzy plany wprowadzenie nowej daniny uznają za cios w polską przedsiębiorczość. Otwartym pozostaje pytanie, czy podatek od nadzwyczajnych zysków miałby stać się tylko jednorazową daniną, czy być może na stałe zagości w polskim systemie podatkowym.
Na szkodliwość takiego pomysłu zwraca uwagę m.in. Polskie Towarzystwo Gospodarcze, które dowodzi, wręcz że „zmiany mają być wprowadzone w czasie trwania roku podatkowego i mają dotyczyć zysków, które już powstały! Takie działanie i wątpliwości natury konstytucyjnej mogą być niebezpiecznym precedensem na przyszłość, co wpłynie bardzo negatywnie na pewność prowadzenia biznesu w Polsce”.
Ponadto krytycy pomysłu ministra Sasina podnoszą zarzut, że pośrednio uderzy on w rodzimą gospodarkę. Co więcej, wielu ekspertów podnosi zarzuty, że taka forma nowej daniny niezwykle negatywnie wpłynie na zahamowanie inwestycji w Polsce, co w ostatecznym rozrachunku przyczyni się do spadku Produktu Krajowego Brutto (PKB). Zamiast przyciągać nad Wisłę nowych inwestorów może osiągnąć skutek wprost odwrotny od zamierzonego.
W tle prac nad podatkiem od nadmiarowych zysków coraz ostrzejszą formę przybiera spór i rywalizacja pomiędzy premierem Mateuszem Morawieckim a Ministrem Aktywów Państwowych Jackiem Sasinem. Nie jest tajemnicą poliszynela, że obaj panowie nie przepadają za sobą. Premier Morawiecki uważa, że niektóre z rozwiązań ministra Sasina podsycały tylko inflacyjny płomień. Także minister Aktywów Państwowych nie żywi wobec premiera specjalnych uczuć, będąc jednym z największych orędowników zmiany na stanowisku pierwszego ministra RP.
Nie ulega wątpliwości, że dyskusja i komunikacyjne zamieszanie związane z planami rozszerzenia podatku od nadzwyczajnych zysków, jak w soczewce ogniskuje personalne problemy i tarcia w łonie obozu rządzącego. Nie dość, że rząd Morawieckiego musi zmagać się z wieloma problemami, to na domiar złego – przyjęcie podatku od nadzwyczajnych zysków w kształcie zaproponowanym przez J. Sasina byłoby dla Zjednoczonej Prawicy przysłowiowym „strzałem w stopę”. Jak widać gorzka lekcja z niedopracowanym „Polskim Ładem”, nie została należycie odrobiona przez rządzących. Co więcej, w ostatecznym rozrachunku nowa danina w kształcie forsowanym przez Sasina na pewno nie pomoże PiS w sondażowych notowaniach, które są coraz bliższe psychologicznej bariery poniżej 30%. Pozostaje mieć nadzieję, że karkołomna propozycja Sasina spotka się ze stanowczym sprzeciwem liderów obozu władzy. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że nie była to ostatnia odsłona konfliktu na linii premier Morawiecki a minister Sasin.