Wszyscy wygrali – to pierwsza powyborcza refleksja oparta na obrazkach ze sztabów największych ugrupowań. Wbrew propagandzie sukcesu, uskutecznianej w mediach publicznych, ponownie największym zwycięzcą wyborów samorządowych jest PSL a w strategicznych dużych miastach faktycznie doszło do nokautu (KO), ale dla Prawa i Sprawiedliwości.

WYBORY__________▪️Wszyscy wygrali! – wniosek generalny▪️W dużych miastach K.O., ale dla PiSu▪️Media tworzące…

Opublikowany przez Łukasz Romańczuk Niedziela, 21 października 2018

Pozwól Drogi Czytelniku, że zanim poznamy pełne wyniki wyborów, skupię się wyłącznie na generaliach. Zjednoczona Prawica wielkie, historyczne zwycięstwo odniosła jedynie na przysłowiowym papierze lub mówiąc wprost – na paskach w TVP. Model, w którym przeciwników politycznych, zamiast obiecanych rozliczeń, nazywa się przestępcami (później także podatników i przedsiębiorców), jednocześnie bawiąc się z nimi w ciuciubabkę być może jeszcze dyszy, ale tylko wśród betonowego elektoratu, który “swój” pogląd na rzeczywistość czerpie z głównego wydania Wiadomości.

Wielomiesięczne orzekanie mediów rządowych w sprawie Hanny Gronkiewicz-Waltz i zapętlone pokazywanie Prezydent Warszawy skaczącej na trampolinie w zderzeniu z rzeczywistością prawną najwidoczniej odbiło się PiSowi czkawką. Polityczna Ciocia nowego prezydenta faktycznie może z radości powrócić do zabawy na świeżym powietrzu. Przypomnę to po raz setny, dopóki oskarżony nie zostanie uznany za winnego wyrokiem sądu, mamy do czynienia z domniemaniem niewinności. Narracja tworzona przez media w służbie dobrej zmiany nie zastąpi kroków prawnych. Być może zauważyła to także część wyborców, którzy jeszcze niedawno oddaliby swój głos na Prawo i Sprawiedliwość. Zamiast rozliczeń, mamy postępującą polaryzację społeczeństwa, wojnę na taśmy i obrażanie Polaków o preferencjach wyborczych innych niż “patriotyczne” czego egzemplifikację stanowi chociażby poniższy tweet redaktor naczelnej wPolityce.

Sukcesu obozowi panującemu nie przyniosła też konfrontacja antyimigranckiej narracji z rzeczywistością polskich miast. Straszenie aktami agresji i napadami na tle seksualnym zderzone z kolejnymi doniesieniami o rosnącej liczbie “ściąganych” do Polski pracowników z Afryki czy Azji i ukrywaną przed opinią publiczną deklaracją z Marakeszu cisną pytania nawet na usta najwierniejszych wyznawców dobrej zmiany. Piotr Barełkowski, którego pasmo w telewizji wPolsce.pl wyraźnie poprawia w moim osobistym odczuciu wskaźniki kultury i pluralizmu rodzimej sceny medialnej, wytyka rządowi hipokryzję, choć słynął dotąd ze swoistego stawania w obronie polityki obozu panującego. Do niedawna przecierał jeszcze uszy ze zdumienia, słysząc o kolejnych przykładach rzeczywistej polityki migracyjnej polskiego rządu.

Prawo i Sprawiedliwość, stając w szranki z Peezelem po raz kolejny udowodniło, że kto z zielonym wojuje, od zielonego ginie. Choć najbardziej piwotalny podmiot rodzimej sceny politycznej prawdopodobnie nie powtórzy wyniku procentowego sprzed czterech lat, pozostanie języczkiem u wagi i pozwoli utrzymać status quo (lub zwiększyć posiadanie) w ciałach kolegialnych, wchodząc w koalicję “antypisowską” z Platformą i przystawkami (kelnerkami). Adam Struzik z PSL mówił wczoraj w jednym z programów, że w ogólnym rozrachunku ludowcy mogą rządzić nawet w 15 województwach. Wyraźnie podekscytowany rekordowo wysoką oglądalnością wieczoru wyborczego w Onecie (względem jego autorskiego programu) – Tomasz Lis, również poczuł krew i już rozpoczął rozważania, jak tę korzystną koniunkturę wykorzystać. W obliczu ujawnionych przed paroma dniami wypowiedzi Waldemara Pawlaka, dotyczących m.in. wpływu  Newsweeka czy Onetu na polską politykę, miał wczoraj prawo odetchnąć z ulgą. To, jak tę szansę wykorzystał, to już inna sprawa.

Jedną z najbardziej przykrych konstatacji są zasługi manipulacyjne mediów, które już od dawna stanowią zaplecze PR’owe dla poszczególnych obozów politycznych. Ich partyjną przynależność uwypukliło w pierwszej kolejności relacjonowanie przebiegu kampanii a wszelkie złudzenia rozwiała prezentacja wyników wyborów. Dla przykładu, w telewizji publicznej, zanim pokazano radość Grzegorza Schetyny i Rafała Trzaskowskiego w Warszawie, przez ponad 20 minut obserwowaliśmy popisy gimnastyczne korespondentów dobrej zmiany, mające na celu rozmycie porażki PiS’u w największych miastach. Dlaczego wspominam tutaj głównie o mediach publicznych? Ponieważ utrzymujemy je wszyscy, niezależnie od sympatii czy antypatii politycznych. Popisy TVN’u od lat nie są już żadnym zaskoczeniem a na dodatek, jako prywatna stacja – czy tego ktoś chce czy nie – mogą robić co im się żywnie podoba (oczywiście w granicach przewidzianych prawem). W poszukiwaniu źródeł upadku dziennikarstwa w Polsce aktualne pozostaje poniższe nagranie.

Od czasów przełomowej kampanii Zjednoczonej Prawicy i późniejszego zwycięstwa w wyborach parlamentarnych, narasta wojna klasowa, w której jako wróg (obok przeciwników politycznych) klasyfikowani są ludzi przedsiębiorczy i ci, którzy jakkolwiek odważą się skrytykować (czyt. wypowiedzieć dowolną opinię) działania dobrej zmiany. Program 500+, przy wszystkich zauważalnych plusikach, nie przyniósł zapowiadanego przełomu dla problemów demograficznych. Upadają też powoli mity polityki antyimigracyjnej. Efektem brudnej walki “szarańczy” ze “złodziejami” są natomiast postępująca polaryzacja społeczeństwa i wykluczenie z debaty tych kandydatów, których przynależność partyjna (lub jej brak) nie sięga czasów Okrągłego Stołu. Sprowadzenie wyborów samorządowych do rywalizacji POPiS’u znacząco przyczyniło się również do niektórych z rozstrzygnięć. Gdyby nie słabe wyniki kandydatów spoza establishmentowego menu, być może, w zdecydowanie większej liczbie miast czekalibyśmy teraz na drugą turę.

Wybory samorządowe, wbrew powielanym tyradom na temat ich bezpartyjnego charakteru, obnażyły po raz kolejny zniewolenie polityczne “małych ojczyzn” a szereg mechanizmów znanych z “poziomu ” centralnego implementowano na gruncie lokalnym, choć w charakterystycznie amatorskim wydaniu. Mimo wyrachowanego uśmiechu, zatroskany losem zwierzątek Naczelnik, na pewno zmartwił się, że młode pelikany przestały łykać wszystko jak leci.