Wszyscy wygrali – to pierwsza powyborcza refleksja oparta na obrazkach ze sztabów największych ugrupowań. Wbrew propagandzie sukcesu, uskutecznianej w mediach publicznych, ponownie największym zwycięzcą wyborów samorządowych jest PSL a w strategicznych dużych miastach faktycznie doszło do nokautu (KO), ale dla Prawa i Sprawiedliwości.
https://www.facebook.com/lukromanczuk/photos/pb.1401738556772781.-2207520000.1540212503./2239007783045850/?type=3&theater
Pozwól Drogi Czytelniku, że zanim poznamy pełne wyniki wyborów, skupię się wyłącznie na generaliach. Zjednoczona Prawica wielkie, historyczne zwycięstwo odniosła jedynie na przysłowiowym papierze lub mówiąc wprost – na paskach w TVP. Model, w którym przeciwników politycznych, zamiast obiecanych rozliczeń, nazywa się przestępcami (później także podatników i przedsiębiorców), jednocześnie bawiąc się z nimi w ciuciubabkę być może jeszcze dyszy, ale tylko wśród betonowego elektoratu, który „swój” pogląd na rzeczywistość czerpie z głównego wydania Wiadomości.
Wielomiesięczne orzekanie mediów rządowych w sprawie Hanny Gronkiewicz-Waltz i zapętlone pokazywanie Prezydent Warszawy skaczącej na trampolinie w zderzeniu z rzeczywistością prawną najwidoczniej odbiło się PiSowi czkawką. Polityczna Ciocia nowego prezydenta faktycznie może z radości powrócić do zabawy na świeżym powietrzu. Przypomnę to po raz setny, dopóki oskarżony nie zostanie uznany za winnego wyrokiem sądu, mamy do czynienia z domniemaniem niewinności. Narracja tworzona przez media w służbie dobrej zmiany nie zastąpi kroków prawnych. Być może zauważyła to także część wyborców, którzy jeszcze niedawno oddaliby swój głos na Prawo i Sprawiedliwość. Zamiast rozliczeń, mamy postępującą polaryzację społeczeństwa, wojnę na taśmy i obrażanie Polaków o preferencjach wyborczych innych niż „patriotyczne” czego egzemplifikację stanowi chociażby poniższy tweet redaktor naczelnej wPolityce.
Redaktor naczelna wPolityce – Marzena Nykiel, dzieli i obraża Polaków. Gratuluję 👏😡 pic.twitter.com/8yj5Ib1aWU
— Łukasz Romańczuk (@lukromanczuk) October 21, 2018
Sukcesu obozowi panującemu nie przyniosła też konfrontacja antyimigranckiej narracji z rzeczywistością polskich miast. Straszenie aktami agresji i napadami na tle seksualnym zderzone z kolejnymi doniesieniami o rosnącej liczbie „ściąganych” do Polski pracowników z Afryki czy Azji i ukrywaną przed opinią publiczną deklaracją z Marakeszu cisną pytania nawet na usta najwierniejszych wyznawców dobrej zmiany. Piotr Barełkowski, którego pasmo w telewizji wPolsce.pl wyraźnie poprawia w moim osobistym odczuciu wskaźniki kultury i pluralizmu rodzimej sceny medialnej, wytyka rządowi hipokryzję, choć słynął dotąd ze swoistego stawania w obronie polityki obozu panującego. Do niedawna przecierał jeszcze uszy ze zdumienia, słysząc o kolejnych przykładach rzeczywistej polityki migracyjnej polskiego rządu.
https://twitter.com/PoPrawnik2/status/1054257276524077057
Prawo i Sprawiedliwość, stając w szranki z Peezelem po raz kolejny udowodniło, że kto z zielonym wojuje, od zielonego ginie. Choć najbardziej piwotalny podmiot rodzimej sceny politycznej prawdopodobnie nie powtórzy wyniku procentowego sprzed czterech lat, pozostanie języczkiem u wagi i pozwoli utrzymać status quo (lub zwiększyć posiadanie) w ciałach kolegialnych, wchodząc w koalicję „antypisowską” z Platformą i przystawkami (kelnerkami). Adam Struzik z PSL mówił wczoraj w jednym z programów, że w ogólnym rozrachunku ludowcy mogą rządzić nawet w 15 województwach. Wyraźnie podekscytowany rekordowo wysoką oglądalnością wieczoru wyborczego w Onecie (względem jego autorskiego programu) – Tomasz Lis, również poczuł krew i już rozpoczął rozważania, jak tę korzystną koniunkturę wykorzystać. W obliczu ujawnionych przed paroma dniami wypowiedzi Waldemara Pawlaka, dotyczących m.in. wpływu Newsweeka czy Onetu na polską politykę, miał wczoraj prawo odetchnąć z ulgą. To, jak tę szansę wykorzystał, to już inna sprawa.
T. LIS: "Czy jesteśmy w stanie coś zrobić, inaczej – czy może się zrobić, stać coś, co rzeczywiście w realny sposób zmieni dynamikę czegoś, co dzisiaj wygląda na jakiś taki remis, na taki ,taki pojedynek bokserski, gdzie jest klincz między PiS'em a Koalicją". pic.twitter.com/78rhbWMlXA
— Łukasz Romańczuk (@lukromanczuk) October 21, 2018
Jedną z najbardziej przykrych konstatacji są zasługi manipulacyjne mediów, które już od dawna stanowią zaplecze PR’owe dla poszczególnych obozów politycznych. Ich partyjną przynależność uwypukliło w pierwszej kolejności relacjonowanie przebiegu kampanii a wszelkie złudzenia rozwiała prezentacja wyników wyborów. Dla przykładu, w telewizji publicznej, zanim pokazano radość Grzegorza Schetyny i Rafała Trzaskowskiego w Warszawie, przez ponad 20 minut obserwowaliśmy popisy gimnastyczne korespondentów dobrej zmiany, mające na celu rozmycie porażki PiS’u w największych miastach. Dlaczego wspominam tutaj głównie o mediach publicznych? Ponieważ utrzymujemy je wszyscy, niezależnie od sympatii czy antypatii politycznych. Popisy TVN’u od lat nie są już żadnym zaskoczeniem a na dodatek, jako prywatna stacja – czy tego ktoś chce czy nie – mogą robić co im się żywnie podoba (oczywiście w granicach przewidzianych prawem). W poszukiwaniu źródeł upadku dziennikarstwa w Polsce aktualne pozostaje poniższe nagranie.
https://youtu.be/eBdUMsGVnck
Od czasów przełomowej kampanii Zjednoczonej Prawicy i późniejszego zwycięstwa w wyborach parlamentarnych, narasta wojna klasowa, w której jako wróg (obok przeciwników politycznych) klasyfikowani są ludzi przedsiębiorczy i ci, którzy jakkolwiek odważą się skrytykować (czyt. wypowiedzieć dowolną opinię) działania dobrej zmiany. Program 500+, przy wszystkich zauważalnych plusikach, nie przyniósł zapowiadanego przełomu dla problemów demograficznych. Upadają też powoli mity polityki antyimigracyjnej. Efektem brudnej walki „szarańczy” ze „złodziejami” są natomiast postępująca polaryzacja społeczeństwa i wykluczenie z debaty tych kandydatów, których przynależność partyjna (lub jej brak) nie sięga czasów Okrągłego Stołu. Sprowadzenie wyborów samorządowych do rywalizacji POPiS’u znacząco przyczyniło się również do niektórych z rozstrzygnięć. Gdyby nie słabe wyniki kandydatów spoza establishmentowego menu, być może, w zdecydowanie większej liczbie miast czekalibyśmy teraz na drugą turę.
Wybory samorządowe, wbrew powielanym tyradom na temat ich bezpartyjnego charakteru, obnażyły po raz kolejny zniewolenie polityczne „małych ojczyzn” a szereg mechanizmów znanych z „poziomu ” centralnego implementowano na gruncie lokalnym, choć w charakterystycznie amatorskim wydaniu. Mimo wyrachowanego uśmiechu, zatroskany losem zwierzątek Naczelnik, na pewno zmartwił się, że młode pelikany przestały łykać wszystko jak leci.