13 listopada 2024

Neomarksizm w zarysie (Cz.4) Współczesny proletariat

-

Nie ma rewolucji bez rewolucjonistów. Od samego początku ruchu komunistycznego znalezienie właściwego proletariatu pozostaje jednym z kluczowych zagadnień w drodze wiodącej ku nieuniknionemu „postępowi”. 

Czytaj też: Cz.1 Nowoczesna rewolucja, Cz.2 Główne nurty, Cz.3 Marsz przez instytucje

Proletariat klasyczny.

W „Manifeście komunistycznym” z 1848 roku teoretycy komunizmu Karol Marks i Fryderyk Engels wezwali proletariuszy wszystkich krajów do łączenia się oraz „obalenia przemocą całego dotychczasowego ustroju społecznego”. Jak powszechnie wiadomo, w ujęciu marksistowskim droga dziejowa wiedzie przez cztery wielkie systemy społeczno-gospodarczo-polityczne. Od niewolnictwa, przez feudalizm, potem kapitalizm, aż do nieuniknionego socjalizmu, będącego systemem optymalnym. Na etapie przejścia z formacji kapitalistycznej do socjalistycznego „raju”, proletariat musi obalić burżuazję ustanawiając na całym świecie własne panowanie. Marksiści szybko przekonali się jednak, że nowy, wspaniały ustrój jakiego świat do tej pory nie widział, w praktyce okazał się kompletnie niewydolny gospodarczo, a co za tym idzie niezdolny do eksportu rewolucji na skalę globalną. Po przewrocie bolszewickim, który dotknął carską Rosję w 1917 roku, budowa komunizmu wystartowała na dobre w nowo utworzonym państwie – „walczącym o światowy pokój” Związku Radzieckim. Bolszewicy jak pamiętamy, oparli rewolucję na masowym terrorze i grabieży. Zastosowanie przez Lenina, Trockiego oraz ich kontynuatorów sformułowanej przez Marksa i Engelsa ideologii, przyniosło zachodniej cywilizacji ogrom nieszczęść na niespotykaną wcześniej skalę. Gułag, kołchozy, zmasowany terror, prześladowania, nędza, głód pochłonęły miliony ludzkich istnień.

Fryderyk Engels zdefiniował proletariat jako „klasę społeczeństwa, która środki do życia czerpie jedynie i wyłącznie ze sprzedaży swej pracy, nie zaś z zysku od jakiegokolwiek kapitału”. Marksiści klasę pozbawionych własności środków produkcji robotników, przeciwstawiali właścicielom środków produkcji, czyli klasie, którą nazywali burżuazją. Zgodnie z założeniami marksizmu te dwie klasy tkwią w nieustannym i nierozwiązywalnym konflikcie. Rewolucja miała zlikwidować własność prywatną i uwolnić klasę robotniczą z kajdan właścicieli – kapitalistów. Docelowo, po obaleniu kapitalizmu, w efekcie realizacji „szlachetnej” idei marksistowskiej miało powstać bezklasowe społeczeństwo nowego typu, pod przewodnictwem stanowiącej awangardę partii komunistycznej. W rzeczywistości jednak przed rozpoczęciem procesu przechodzenia Europy do socjalizmu, czyli jeszcze w okresie panowania systemu kapitalistycznego, proletariat jako klasa nie istniał. W wolnym społeczeństwie nie ma klas (jedni są biedniejsi, inni bogatsi, ale to zupełnie inna historia). To socjalizm wykreował sztuczny konflikt. Zaproponował, a potem narzucił fałszywy podział społeczeństwa na burżuazję (wyzyskiwaczy) i proletariat (wyzyskiwanych), podczas gdy to właśnie kapitalizm dał proletariatowi możliwość wyjścia z nędzy. Marksowska teoria walczących ze sobą klas o sprzecznych interesach, to tylko element barbarzyńskiej w skutkach ideologii politycznej, a nie odbicie rzeczywistych stosunków społeczno-gospodarczych, jak twierdzili orędownicy nieuniknionego „postępu”. W swojej książce „Socjalizm” Ludwik von Mises stwierdza: „To świadomość stworzona przez ideologię sprzeczności między klasami stanowi istotę walki klas, nie zaś odwrotnie. To idea stworzyła klasę, a nie klasa ideę”. Toteż badaczom na gruncie nauki ekonomii bardzo łatwo udało się wykazać utopijność założeń socjalizmu oraz komunizmu, jednak jeszcze dobitniej pokazała to historia. Sowiecki raj na ziemi okazał się piekłem w praktyce. Na bazie ideologii marksistowskiej, zaprojektowano sprzeczny z naturą człowieka, totalitarny system, a gdy już na samym początku okazało się, że system ten nie działa, nie zaprzestano narzucania go przemocą. Jednym z głównych czynników niepowodzenia klasycznego marksizmu po drugiej stronie żelaznej kurtyny, gdzie czołgi Józefa Stalina nie dotarły, stał się fakt, że istniejący tam jeszcze dość zdrowy system gospodarczy, mimo swoich ułomności, oferował zdobywającym kwalifikacje i ciężko pracującym robotnikom znacznie więcej niż rewolucyjna propaganda.

W latach 60 XX wieku przywódcy neomarksistowskiej lewicy doskonale wiedzieli już, że nie da się obalić cywilizacji łacińskiej w oparciu o klasyczny proletariat. Herbert Marcuse ubolewał: „Klasa robotnicza, uznawana przez marksizm za nosiciela rewolucji, jest zainteresowana utrzymaniem istniejących porządków we wszystkich rozwiniętych krajach Zachodu. Skorumpowana przez żałosny dobrobyt swoich społeczeństw, pragnie osiągnąć te dobra, które są udziałem klas średnich”. Zresztą już w Manifeście komunistycznym Marks i Engels dostrzegali, że „organizacja proletariatu w klasę (…) jest w każdej chwili niszczona przez konkurencję pomiędzy samymi robotnikami”. „Proletariusz tradycyjny bowiem był nieszczerym sojusznikiem komuny — pisze Stanisław Michalkiewicz — ponieważ pragnął jak najszybciej przestać być proletariuszem. A kiedy już mu się to udało, kiedy się dorobił, zostawał „drobnomieszczaninem”, a więc osobnikiem, którego komuniści nienawidzili jeszcze bardziej, niż „burżuja”. Drobnomieszczanin bowiem nie bez powodu podejrzewał komunistów, że chcą mu odebrać to, czego z takim trudem się dorobił, więc stawał się nieprzejednanym wrogiem rewolucji i komuny – co komuniści szóstym zmysłem wyczuwali i odwzajemniali się drobnomieszczaninowi zimną nienawiścią”. Bieg wydarzeń dobitnie pokazał marksistom, że zarówno grupa stanowiąca proletariat, jak i zastosowana strategia bolszewicka, zostały dobrane niewłaściwie. Niewłaściwie w tym sensie, że nie przyniosły zwycięstwa rewolucji. Prowadzona przez Nową Lewicę rewolucja kontrkulturowa lat 60 dowiodła natomiast, że na dłuższą metę w roli proletariatu nie sprawdziła się również młodzież.

Współczesny proletariat

Na nowy proletariat wyznaczono kilka rodzajów mniejszości społecznych, wyselekcjonowanych według kryterium przydatności do prowadzenia rewolucji. Ten model obowiązuje obecnie. Są to mniejszości rzekomo wyzyskiwane lub też prześladowane w ramach łacińskiej cywilizacji. To przede wszystkim środowiska LGBT, mniejszości rasowe ze szczególnym uwzględnieniem imigrantów przybyłych z cywilizacji arabskiej, którzy są wręcz klinicznym przykładem współczesnego proletariatu. To również tzw. „feministki” (z historycznym feminizmem nie mają bowiem nic wspólnego). Baza oczekujących „wyzwolenia” mniejszości jest stopniowo poszerzana. Idealnym, wręcz naturalnym materiałem rewolucyjnym jest dla marksistów rozrastająca się grupa społeczna nazywana „prekariatem”. W jej skład wchodzą wszyscy ci, którzy są niepewni swojego jutra. Ekonomicznie i społecznie wykluczeni. Brak tzw. „zabezpieczeń socjalnych” i stałości zatrudnienia przekłada się na brak życiowej stabilizacji wielu z nas. Badacz zagadnienia Guy Standing ostrzega, że rodzi się „niebezpieczna klasa”. Prekariusze i prekariuszki są w istocie czystym wytworem marksizmu, a ekonomiczne wykluczenie jest konsekwencją oparcia stosunków gospodarczych nie na tradycyjnym europejskim etosie pracy, lecz na legitymizowanym prawnie systemie wzajemnej grabieży na masową skalę, tzn. na socjalizmie. Powolutku, ale coraz śmielej zachodni marksiści organizują mniejszości przedstawicieli „seksu nienormatywnego” (pedofila, kazirodztwo). Niewykluczone, że w przyszłości dołączą one do grona „wyzwalanych” mniejszości.

Oczywiście takie przypuszczenie może się komuś wydać kompletnie absurdalne. Tak samo jak zachodnioeuropejskim społeczeństwom jeszcze 30 lat temu czymś nie do pomyślenia wydawał się ślub dwóch mężczyzn. W Holandii homoseksualne „małżeństwa” usankcjonowano prawnie w 2001 roku, we Francji w 2013, a w Niemczech w 2017. Dziś w niemal całej zachodniej Europie nie wolno nawet głośno tego skrytykować, czy choćby zakwestionować, bo za tzw. „wypowiedzi „homofobiczne” grożą sankcje karne, nie wspominając już o ostracyzmie ze strony „nowoczesnej” części społeczeństwa. Tej, która za zabój umiłowała tolerancję – oczywiście tolerancję represywną Herberta Marcuse. Podobnie czymś niedorzecznym wydawało się Europejczykom, że transpłciowi aktywiści zaczną bez cienia zażenowania opowiadać kilkuletnim dzieciom o masturbacji oraz o wyborze orientacji seksualnej i płci, która w „postępowej” wizji świata staje się kategorią socjologiczną, nie biologiczną; na uniwersytetach na równi z wydziałami reprezentującymi poszczególne dyscypliny naukowe powstaną wydziały firmujące genderyzm jako „naukę”; aborcja „na życzenie” zostanie nazwana „zabiegiem” usunięcia ciąży, a sfinansują ją podatnicy; lekarze, którzy doradzą ten „wybór” kobietom w ciąży, będą wychwalani, zaś ci, którzy jej odmówią z uwagi na klauzulę sumienia będą piętnowani, a nawet skazywani (np. dr. Ksawery Dor); pojawią się psychiatrzy przekonujący, że seks z dziećmi nie jest psychicznym zaburzeniem i należy go zakwalifikować jako kolejną orientację seksualną; państwa zachodnie zaczną burzyć chrześcijańskie kościoły, a ziemię oddawać pod budowę meczetów; nauczyciele akademiccy będą usuwani z uczelni za wypowiedzi przeciwne islamizacji kontynentu; politycy zmuszą Europejczyków do utrzymywania milionów niepracujących imigrantów, pod hasłami wolności ekspresji pozwolą na bluźniercze „spektakle” teatralne, a także profanację symboli religijnych i narodowych; unijny establishment wygłosi cały szereg peanów pochwalnych, oddając hołd z okazji dwusetnych urodzin nie kogo innego jak Karola Marksa. Można tak wyliczać w nieskończoność. Jesteśmy na etapie wyraźnego przyśpieszenia i tak mocno rozkręconej już machiny rewolucyjnej. To wszystko dzieje się na naszych oczach, w uznanej za najbardziej cywilizowaną części świata. Z „postępem” naprawdę nie ma żartów.

Autorytety moralne

W sferze ideologii chodzi o doprowadzenie do moralnej dyktatury grupy ściśle wyselekcjonowanych mniejszości pod przewodnictwem prominentnych lewicowych intelektualistów, nad niezorganizowaną, zajętą pracą, rodziną i codziennym życiem większością. W swojej książce „Londonistan” Melanie Philips pisze: „W latach 60 XX. Wieku (…) najbardziej wpływowym myślicielem był włoski komunista Antoni Gramsci. Pojął on, że najskuteczniejszym sposobem na obalenie społeczeństwa Zachodu jest zniszczenie jego kultury i moralności. Zamiast mobilizować klasę robotniczą, by przejęła kontrolę nad światem, rewolucję można było osiągnąć drogą wojny kulturowej, w wyniku której większościowe poglądy na moralność zostałyby zastąpione wartościami marginalnej warstwy społecznej. Sposobem na przeprowadzenie tego planu było przejęcie wszystkich instytucji społecznych – szkół, uniwersytetów, kościołów, mediów, sektora prawnego, policji, grup wolontaryjnych oraz pilnowania, by cała ta intelektualna elita śpiewała hymny z tego samego psałterza rewolucji”. Na tym właśnie polegała istota koncepcji „Hegemonii kulturowej” autorstwa Antonio Gramsciego, zrealizowana dzięki sukcesowi „długiego marszu przez instytucje”.

Nowymi „autorytetami moralnymi”, wyznaczającymi co wypada myśleć, a co nie, ogłoszono kompletnie marginalne liczebnie warstwy społeczne. Porażający głupotą celebryci występują w roli ekspertów od dowolnej dziedziny wiedzy, byli partyjni komuniści, z których najstarsi jeszcze Stalina pamiętają, rozprawiają o demokracji, ateiści wyznaczają standardy religijne, zieloni marksiści bez żadnego wykształcenia nazywani są „ekologami”, a promujące aborcję „na życzenie”, wulgarne do granic możliwości samozwańcze. „feministki” mienią się reprezentantkami kobiet. Z punktu widzenia normalnego człowieka to czyste szaleństwo, ale neomarksistowska lewica po prostu realizuje kolejne etapy rewolucji. W wyniku „długiego marszu” opanowała instytucje, więc wszystko odbywa się tak, aby uniknąć wartościowania ich zachowań, a każda nawet najbardziej uzasadniona krytyka nowych arbitrów moralności traktowana jest automatycznie jako tzw. „mowa nienawiści”. Z kolei poglądy inne niż lewicowe nazwano populizmem, patriotyzm – faszyzmem, katolików – ciemnogrodem, księdza – pedofilem, w końcu sprzeciw wobec islamizacji Europy – rasizmem i ksenofobią, a brak akceptacji dla tzw. „małżeństw” homoseksualnych i adopcji przez nie dzieci – nietolerancją i homofobią. Lewica wykonała tytaniczną pracę by oswoić społeczeństwo z traktowaniem absurdów jako elementów codzienności.

Co dalej?

Bazująca na kilkukrotnie modyfikowanej „teorii krytycznej” ideologia neomarksistowska w wyniku „długiego marszu przez instytucje” zapanowała w kluczowych dla zachodniej cywilizacji instytucjach kultury. Instytucje te, nie tylko przestają realizować wynikające ze swej istoty zadania, ale co gorsza, stają się ośrodkami antykultury. Neomarksizm znalazł kolejny nowy proletariat, ale także — oczywiście w różnym stopniu — przeformatował umysły wszystkich współczesnych Europejczyków, skutecznie zwalczając tradycyjny, europejski etos pracy i dotychczasowy model społeczeństwa. Rewolucja na Zachodzie jest w pełnym natarciu, tym razem może zwyciężyć.

W oddzielnych tekstach będę starał się na miarę swoich możliwości przybliżyć kolejne zagadnienia dotyczące przebiegu rewolucji neomarksistowskiej. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na prawdziwą emanację współczesnego marksizmu, tzn. na ideologię Gender. Odpowiedzieć na pytanie dlaczego neomarksiści z całych sił dążą do seksualizacji kilkuletnich dzieci. Jaką historię przeszedł najważniejszy polityczny nurt nowoczesnego marksizmu – nurt federalistów. Jakie są prawdziwe korzenie Unii Europejskiej oraz na czym polega jej kluczowa rola na obecnym etapie rewolucji. Przywołać charakterystyczne przykłady paranoi poprawności politycznej – największej herezji naszych czasów. Wreszcie, trzeba coraz głośniej przestrzegać przed rozwijającą się działalnością nowoczesnych marksistów w Polsce. Warto pamiętać, że rewolucja na wschodzie i w centrum Europy nie znajduje się w tak zaawansowanym stadium jak na zachodzie, więc powinniśmy się jej przeciwstawić póki jeszcze możemy, i póki nie zostaliśmy doszczętnie zdemoralizowani.

Źródła. Co warto przeczytać

Wyjątkowa dla tekstu publicystycznego notka o źródłach ma na celu polecenie Czytelnikowi niektórych z nich. W podzielonym na cztery części tekście skorzystałem, w różnym zakresie, z dostępnych mi prac myślicieli szkoły frankfurckiej (Krytyka instrumentalnego rozumu, Człowiek jednowymiarowy; fragmenty filozoficzne, Dialektyka Oświecenia), z książek badaczy takich jak m.in.: R. De Mattei „Dyktatura relatywizmu”, R. Tokarczyk „Współczesne doktryny polityczne”, E. Kuehnelt-Leddihn „Ślepy tor. Ideologia i polityka lewicy 1789-1984”, L. von Mises „Socjalizm”, R. Legutko „Triumf człowieka pospolitego”, M. Ryba „Odkłamać wczoraj i dziś”, oraz z kilku artykułów o charakterze naukowym bądź publicystycznym. Pomocna była ciekawa inicjatywa jaką podjął Jakub Zgierski (profil fb. Młot na marksizm), który oprócz pisania znakomitych felietonów, stworzył też interaktywny schemat rozwoju marksizmu, a obecnie pracuje nad encyklopedią marksizmu. Głównym źródłem była gigantyczna praca jakiej podjął się Krzysztof Karoń. Przełożył on skomplikowane marksistowskie teorie na możliwie przystępny dla szerokiego kręgu odbiorców język, oraz przedstawił historię marksizmu w skondensowanej formie filmowej i opisał na swojej witrynie internetowej (Program Wiedzy Społecznej). 3 października ukazała się książka K. Karonia „Historia antykultury”, z której nie zdążyłem szerzej skorzystać, ale zdążyłem ją już zamówić i rozpocząć lekturę, do czego każdego Czytelnika serdecznie zachęcam. „Historia antykultury to pierwsza próba uzupełnienia i uporządkowania podstawowej wiedzy o mechanizmach życia społecznego, historii kultury i historii antykulturowego marksizmu”. To książka długa (544 s.), ale fundamentalna dla zrozumienia dlaczego Europa jaką znamy umiera na naszych oczach. Drugą pozycją, do której przeczytania zachęcam, i z której korzystałem podczas pisania, jest równie świeża, znakomita książka Dariusza Rozwadowskiego „Marksizm kulturowy. 50 lat walki z cywilizacją zachodu” (320 s.).

 

Grzegorz Grzymowicz
Grzegorz Grzymowicz
Wolnościowiec, antysocjalista. Nie lubi cenzury, polit-poprawności, radykalizmów i plemienności.