Czy ostatni galimatias, rejwach i zamieszanie w polityce międzynarodowej może przyprawić o ból głowy, wyższe ciśnienie i zimny pot na plecach? Trochę tak, a trochę nie.

Spina na Alasce

20 marca w mieście Anchorage na Alasce, w połowie drogi między Pekinem a Waszyngtonem, miało miejsce spotkanie delegacji dyplomatycznej Stanów Zjednoczonych i Chińskiej Republiki Ludowej. Sprawa nabrała rozgłosu nie dlatego, że było to spotkanie dwóch największych państw na globie, ale dlatego, że dyplomaci rzucili się sobie do PR-owych gardeł. Amerykanie jako “światowy żandarm” pilnujący praw człowiek, podnieśli temat eksterminacji Ujgurów przez ChRL. Strona Chińska odpowiedziała, żeby USA nie podejmowało takich tematów, kiedy mają problem z agresją wobec murzynów. Zrobiło się gorąco, każda ze stron porzucała jeszcze kilkoma oskarżeniami w drugą i mający trwać 15 minut briefing prasowy “trochę” się przedłużył. Należy nadmienić, iż Antony Blinken, nowy sekretarz stanu USA, wrócił właśnie z wizyty w Korei i Japonii, gdzie zapewniał sojuszników o utrzymaniu kierunku antychińskiego. Burza na Alasce, zdaje się, to potwierdziła. Wygląda na to, że pokojowa administracja Bidena zaostrza politykę wobec Chin – słowami na początku. 

Niedźwiadek w gościach u Smoka

23 marca Ławrow, rosyjski minister spraw zagranicznych, odwiedza China i spotyka się ze swoim odpowiednikiem, panem Wang Yi. Wielkich wyznań przyjaźni nie było, acz spotkanie przebiegało w atmosferze ciepłej. Padły ze strony Ławrowa ciche propozycje odejściach od dolara w wymianie handlowej(!), na co strona chińska pokiwała z uznaniem głową sugerując, że pomysł dobry, tylko jeszcze nie teraz. Wszyscy wiedzą o sojuszu chińsko-rosyjskim oraz o tym, że nie jest to sojusz długoterminowy. Wszyscy- poza polską klasą polityczną. 

W przeddzień tego spotkania świat obiegła wiadomość, że…

UE nakłada sankcje na Chiny

Brzmi groźnie? Czyżby Bruksela finalnie opowiedziała się po stronie USA? Obawiam się, że nie. Sankcje objęły, bagatela, czterech dyplomatów i, bodaj, jedną firmę. 

Był to taki mały ukłon w stronę USA po konferencji w Monachium (jeszcze o niej powiemy) oraz gest mający wywołać przyjazny uśmiech na twarzy Blinkena, odwiedziającego Brukselę 24 marca. Tymczasem on powiedział wszystkim na głos słowa kierowane do Heiko Maasa (niemiecki MSZ), że Nord Stream 2 to projekt godzący w interesy m.in. Polski i Ukrainy, a USA nie zgodzi się na jego realizację. 

Sam Biden, 17 marca w amerykańskiej telewizji, nazwał Władimira Putina “zabójcą” oraz, że “nie ma duszy”. Putin na to odpowiedział życzeniami zdrowia dla prezydenta w Waszyngtonie. (Po tym jak widzieliśmy ostatnio problemy Bidena z wejściem do samolotu, muszę przyznać – 1:0 dla Putina). Widzimy dokładnie, jak nowa administracja nie zmienia dwóch ważnych wektorów polityki zagranicznej: główny- antychiński i pośredni wobec niego- antyrosyjski. 

Całe te dyplomatyczne tango jest trochę napompowane i ubrane w podniosłe barwy odwołujące się do zdania “America is back”. Powiedział to Joseph Biden na ważnym wydarzeniu 19 lutego, o którym było bardzo cicho, a bez którego nie znajdziemy odpowiedniego kontekstu dla tej potańcówki. 

Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa 

To coroczne spotkanie w Monachium jest odpowiednikiem ekonomicznej konferencji w Davos, tylko, jak sugeruje nazwa, dotyczy ono tematyki ogólnopojętego bezpieczeństwa. O randze tego wydarzenia niech świadczą goście tacy jak: Angela Merkel, Emmanuel Macron, Boris Johnson, najbardziej oczekiwany Joseph Biden i inni wielcy. Ja, zainteresowany polityką międzynarodową, przegapiłem to wydarzenie, tak było o nim głośno. 

Dlaczego uważam to wydarzenie za bardzo ważne? Już tłumaczę. 

Na początku skróty 

  • Macron – “strategiczna autonomia Europy” nie narusza spoistości NATO, nie ma co się martwić; UE jednoczy się pod Francja i Niemcami.
  • Merkel – Niemcy są gotowe na “nowy transatlantycki rozdział”.
  • Biden – “America is back”, odwrót od polityki Trumpa, pora wrócić do walki o prawa człowieka i do startych relacji z Europą.

Świat w trakcie koronakryzysu zdał sobie sprawę, że Pax Americana, ład po 89’ roku, nie działa. Model ten się wyczerpał i świat działa w inny sposób. Chiny są tak ogromnym wzywanie, że świat musi na to odpowiedzieć w całości i USA nie jest w stanie kontrolować wszystkiego samo, bez potrzeby oglądania się na innych. Macron w ładne słówka ubiera, że zwiększenie niezależności Europy od NATO, nie wpłynie na zależność Europy od NATO (sic!). Merkel mówi jasno – chcemy nowego rozdział w relacjach z USA. Biden na to wszystko uśmiecha się i mówi – Ameryka wraca, będzie dobrze. 

W Monachium nie padła żadna oferta, propozycja, koncepcja, plan lub strategia jak odpowiedzieć na wielkie chińskie wyzwanie. Cała Europa, a może świat, czekały na to, co zaprezentuje nowo wybrany prezydent Stanów Zjednoczonych. Jaki plan ma budować potężny przemysł europejski? Czy ten gigant, Volkswagen, ma przygotowywać się do pomnażania inwestycji na największym na świecie rynku samochodowym, w Chinach? A może wisi nad tym centrum handlu ogromna liczba sankcji? 

Na te ważne pytania konferencja w Monachium nie dała odpowiedzi. Padło tylko: Ameryka wróciła, będzie dobrze. Jak popatrzymy na te wymienione wcześniej wydarzenia dyplomatyczne spostrzeżemy, że padają tam tylko szekspirowskie “słowa, słowa, słowa”. 

Chciałbym, żeby to wybrzmiało i było jednoznacznie zrozumiałe. Ameryka nie podzieliła się z nami planem, jak równoważyć Pekin. Nasz gwarant bezpieczeństwa, USA, kurczy się, a granice jego wpływów maleją. Imperialny limes zwija się i dla mnie nie było wyraźniejszego potwierdzenia tych zmian, jak wypowiedzieć Bidena w Monachium. 

Na koniec chcę, o zgrozo, pochwalić Andrzeja Dudę. 1 marca dzwonił do przewodniczącego Xi Jinpinga wymieniając uprzejmości. Ten, z kolei, zaprosił naszego prezydenta na złożenie wizyty w Państwie Środka. Pora rezerwować terminy w takim razie! Póki co, zaproszenia do Waszyngtonu nie dostaliśmy. 

Wypowiedź Bidena upewniła nas, że to najwyższy czas na rozpoczęcie balansowania w polityce międzynarodowej. 

PS. W trakcie pisania tego artykułu dowiedziałem się o podpisaniu 25 letniego porozumienia ekonomicznego pomiędzy Chinami a Iranem, aby łagodzić skutki amerykańskich sankcji nałożonych na Teheran. Wydarzenie to pokazuje nam, niczym papierek lakmusowy, różnicę pomiędzy słowami, a działaniem. 

Si Vis pacem, para bellum – chcesz pokoju, gotuj się do wojny.