Trybunał Konstytucyjny orzekł w kwietniu, że kadencja Adama Bodnara na stanowisku Rzecznika Praw Obywatelskich dobiegła już końca. (Problem wynikł stąd, że Sejm i Senat, uprawnione do powołania RPO, nie potrafiły się zgodzić na żadnego kandydata spośród przedstawionych. Konstytucja określa bowiem w art. 209, że RPO “jest powoływany przez Sejm za zgodą Senatu, na 5 lat”). TK zdecydował logicznie – jeśli kadencja danego urzędnika jest ściśle określona czasowo, to nie może on urzędować w nieskończoność. “Opozycja totalna” na tą wieść zaczęła chóralnie skowyczeć o “końcu demokracji” (chciałoby się złośliwie spytać – który to już raz w tym roku?). Zwykły obywatel – dla którego w teorii A. Bodnar miał być “obrońcą praw” – może natomiast z ulgą wykrzyknąć: Wreszcie koniec!

Niewłaściwy człowiek na niewłaściwym miejscu

Już sama przeszłość A. Bodnara kazała postawić poważny znak zapytania, czy aby na pewno się nadaje na stanowisko RPO. Człowiek ten miał bowiem w dorobku współpracę z organizacją “nigdy więcej”, znaną z histerycznego tropienia “rasizmu i antysemityzmu”, i pomawiania o te grzechy dowolnych nielubianych osób. Wypowiedzi owego działacza też nie wystawiały mu dobrego świadectwa. Bodnar gorliwie bowiem zapewniał przed wyborem, że będzie “bronił wszelkich mniejszości”. Najwyraźniej nie doczytał, że RPO ma obowiązek bronić WSZYSTKICH obywateli (w tym również, o zgrozo, białych hetero chrześcijan), już choćby dlatego, że WSZYSCY płacą podatki na utrzymanie jego urzędu.

Zamiast obrońcy – donosiciel

Najgorszą sławę przyniosła Bodnarowi sprawa drukarza z Łodzi. Przedsiębiorca ów ośmielił się odmówić wydrukowania plakatów którejś z licznych organizacji LGBTQ, uznając że owe treści kłócą się z jego konserwatywnym światopoglądem. Po czyjej stronie stanął wówczas Bodnar ? Ano wcale nie wspierał obywatela – który płaci wszak podatki na RPO – a bronił tęczowych skarżypytów. Niezależnie od prywatnego światopoglądu pana rzecznika, taka postawa przekreśla go jako urzędnika, który ma obowiązek stawać po stronie obywatela (tak jak adwokat ma obowiązek działać wyłącznie na korzyść oskarżonego).

Autor tego artykułu miał kiedyś okazję spytać o działania Bodnara w programie Młodzież Kontra (rozmówcą był ówczesny poseł ruchu Kukiza – Marek Jakubiak). Zapytany poseł ocenił rzecznika krytycznie, stwierdzając że działa on “bardzo wybiórczo”. I rzeczywiście – zachcianki aktywistów LGBTQ czy też nielegalnych imigrantów miały u pana rzecznika absolutny priorytet. Skargi obywateli – np. w sprawie powolnego działania sądów – były mniej istotne, jeśli owi obywatele nie należeli do żadnych “skrzywdzonych mniejszości”.

A kto zamiast niego?

Dlaczego Bodnar był jak najgorszym rzecznikiem, to już się wyżej rzekło. Tutaj jednak trzeba wrzucić kamyczek do ogródka PiS, który na jego następcę proponował… posła własnego klubu. Nie dziw, że taka kandydatura nie zyskała uznania (nie tylko Senatu, ale i np. dziennikarzy). Nie lepsza była “opozycja totalna”, wystawiająca kandydaturę np. skrajnie lewicowego działacza P. Ikonowicza, znanego z blokad eksmisji, w imię “sprawiedliwości społecznej”. Autor tekstu całą duszą kibicował dr R. Gwiazdowskiemu – on przynajmniej broniłby przedsiębiorców przed pazernym fiskusem. Niestety jego porażka w głosowaniu znowu pokazała, że nie wystarczy mieć racji, trzeba również mieć poparcie.

Jaki stąd morał?

Z kadencji Bodnara (przezwanego “niedorzecznikiem” przez niektórych komentatorów) płynie kilka wniosków. Pierwszy i najważniejszy : skrajnie lewicowych aktywistów trzeba trzymać z dala od funkcji mających służyć wszystkim bez wyjątku. Doświadczenie uczy bowiem, że ludzie tacy bywają “ślepi na jedno oko”. Drugi wniosek – warto rozważyć, czy rzecznik nie mógłby zostać odwołany w trakcie kadencji, za rażące przekroczenie swoich uprawnień (autor tekstu uważa, że sprawa łódzkiego drukarza jest tu dobrym przykładem).

Trzeci wreszcie wniosek – pod adresem “opozycji totalnej”, słuchając kolejnego skowytu o “upadku ostatniego bastionu demokracji”, chciałoby się powiedzieć: Chłopaki (i dziewczyny), wymyślcie coś nowego, bo już nudni jesteście.