Obóz postępowo-totalny tradycyjnie rozpętał festiwal histerii i seans nienawiści w zgodzie z ustaloną wcześniej narracją, ale po Marszu Niepodległości ponownie musiał obejść się smakiem. Nie było „faszystów”, nie dojechali „neonaziści”, nie stawili się nawet „rasiści”, a po necie śmigają fotki czarnoskórych uczestników zgromadzenia wymachujących polskimi flagami. Zabrakło też „antysemitów” i „ksenofobów”. Udaremniono prowokacje, nie doszło do zamieszek, oenerowcy nikogo nie zjedli.

Cezurę stanowi tu rok 2015, od kiedy policja i służby zadaniowane są w odwrotnym kierunku niż pod rządami poprzedników, dzięki czemu kolejne Marsze choć coraz liczniejsze, są bezpieczne i spokojne. To nie Ciamajdan, czy manifestacja KODu, na której „obrońcy demokracji” kopią barierki, kładą się pod samochody, szarpią z policjantami i niewygodnymi dziennikarzami. Marszowi Niepodległości towarzyszy zaś podniosła, acz radosna atmosfera, której nie da się oddać słowami. Jak co roku ulicami Warszawy przeszli ludzie w różnym wieku. Było mnóstwo osób starszych i rodzin z dziećmi. Morze biało-czerwonych flag i narodowej symboliki, patriotyczne pieśni, urok grup rekonstrukcyjnych, poczucie wspólnoty. W symboliczne Święto 100-lecia odzyskania Niepodległości Polacy w całym kraju pokazali przywiązanie do swojej tradycji, kultury, obyczajów, historii, czy wiary. Podkreślili szacunek do przodków, oddali Cześć Bohaterom, których nie udało się siłom „postępu” wymazać z naszej pamięci. Tu nie ma kompleksów wobec samozwańczego w gruncie rzeczy pomagdalenkowego establishmentu. Lata tresury w pedagogice wstydu, zohydzania polskości na wszelkie sposoby mimo olbrzymich nakładów finansowych i poświęconej energii nie przynoszą „postępowym” salonom oczekiwanych rezultatów. Oczywiście przekaz polskojęzycznych oddziałów zagranicznych mediów zwyczajowo podporządkowany został pod narrację „faszymarszu”. Naturalnie istnieje grupa ludzi całkowicie odpornych na rzeczywistość, którym można wmówić wszystko. Pomimo to wierzę, że prawie każdy człowiek potrafi myśleć samodzielnie i przy odrobinie chęci jest w stanie wyjść poza ramy nakierowanej wyłącznie na emocjonalną huśtawkę, ogłupiającej propagandy płynącej z TVNów, Onetów, Newsweeków czy Gazet Wyborczych. Youtube jest już zalany materiałami video i zdjęciami pokazującymi jak to wydarzenie wygląda naprawdę.

Naród polski współcześnie tworzy społeczeństwo postkolonialne. Po 1944 roku historyczny naród polski został zmuszony do dzielenia swojego terytorium z kolaborancką wspólnotą wierną metropolii zewnętrznej, odrzucającą polską tożsamość oraz ideę wolności. Wojenna pożoga, dwie okupacje i peerelowska niewola zdemoralizowały masy Polaków. Przedwojenne elity zostały fizycznie wyeliminowane i zastąpione „elitami” z obcego nadania. Sprawując funkcję „elit” w znaczeniu technicznym, nie faktycznym, skupiły się nie na przewodzeniu, lecz na dojeniu i tresowaniu mniej wartościowego z ich punktu widzenia narodu, postrzegając siebie jako nadzorców na należącym do metropolii folwarku. Wspólnota ta nie odeszła wraz z kolonizatorem po roku 1989. Została i odtwarza się w kolejnych pokoleniach. Pomiędzy nią, a historycznym narodem polskim stoi nieusuwalna bariera, przez co rywalizacja pomiędzy stronami barykady o to jaka Polska będzie, wykracza daleko poza typowy dla każdej demokracji spór polityczny i przybiera postać wojny tożsamościowej, wpisującej się zresztą w szerszy kontekst toczącej się w Europie wojny cywilizacyjnej o najwyższą stawkę. O swoją Niepodległość historyczny naród polski musi zatem zmagać się zarówno z gangreną epoki formalnie minionej, jak i z rozmaitymi czynnikami zewnętrznymi. Koniecznie trzeba w tym zakresie pozyskiwać zagranicznych sojuszników, którzy mogą nam pomóc, ale nikt nas nie zastąpi w codziennej pracy na rzecz dobra naszego narodu i państwa. A silne państwo jest nam niezbędne. W tym celu potrzebujemy realnych elit, które będą myślały o Polakach i im służyły. Takiego państwa, które będzie potrafiło zdefiniować i realizować interesy historycznego narodu polskiego, a nie być jedynie folwarkiem rozlicznych koterii, partyjnych plemion oraz ekspozytur państw silniejszych. Stan niepodlegania formalnie nam przysługuje, a w dużym stopniu cieszymy się nim także w praktyce, co w piękny sposób uczciliśmy. Ze wskazanej wyżej przyczyny, oraz z kilku innych, wciąż nie jest to jednak Niepodległość pełna. Jeśli nie uczynimy naszego państwa silnym, bardzo możliwe, że prędzej czy później ponownie je utracimy.

Marsz Niepodległości to spontaniczna, oddolna impreza finansowana w całości ze środków prywatnych, nie z kieszeni podatnika. Nie jest to żaden marsz „nacjonalistów”, „skrajnej prawicy”, „prawicowych ekstremistów” jak podają lewicowe media. To marsz Polaków, co organizatorzy wielokrotnie podkreślali, nigdy nie przypisując sobie poparcia politycznego wszystkich uczestników zgromadzenia. Olbrzymi wysiłek organizacyjny spoczywa głównie na Stowarzyszeniu Marsz Niepodległości, Młodzieży Wszechpolskiej oraz Obozie Narodowo Radykalnym i w tym sensie można mówić o „marszu narodowców”. To ich wielka zasługa i sukces. Wyjątkowo znienawidzone przez siły „postępu” środowiska narodowe sprowadzane są do prymitywnego paradygmatu – nacjonaliści, czyli zło wcielone. Trafiają przez to od dawna do faszystowskiego worka a ostatnio także do neonazistowskiego. Obrzuca się tymi epitetami organizacje zarówno w przeszłości, jak i dziś, stojące w całkowitej kontrze do tych paskudnych ideologii oraz wszelkich systemów totalitarnych. Ze wszystkich przedwojennych środowisk politycznych, to właśnie obóz narodowy (endecja) stanąwszy w obronie Polski poniósł największe straty z rąk nazistów i komunistów. Jak ich kontynuatorzy mogliby dziś wyznawać idee swoich oprawców, okupantów Ojczyzny? Ale co tam gadać o tym. Kto chce cokolwiek poczytać i wiedzieć o narodowcach zrobi to, albo już zrobił. Kto jest tak „postępowy”, że wie już wszystko więc czytać nie musi, po prostu weźmie pilot, włączy TVN24 i jak zwykle zaufa słowom pani redaktor i zaproszonemu przez nią do telewizora ekspertowi od tropienia „faszyzmu”.