Cenzurowana, demonizowana zjednoczona prawica w swoich debiutanckich wyborach nie przekroczyła progu 5%, i choć została czwartą siła polityczną w kraju, wynik rozczarował. Jeśli jednak nie dojdzie do samounicestwienia Konfederacji, to wejście do Sejmu, i to w postaci trzeciej siły, jest jak najbardziej osiągalne. 

„Wolność, po co wam wolność? macie przecież telewizję” śpiewał Kazik, a żywotność jego słów potwierdzają każde kolejne wybory w naszym bantustanie. Władający emocjami „Suwerena” Matrix TVN TVP po raz kolejny zagwarantował łatwe, bezdyskusyjne zwycięstwo swoim plemionom. Z demokracją nie ma żartów. Stopniowo krystalizuje się system dwublokowy, co samo w sobie nie byłoby takie złe (skoro już musimy żyć w demokracji), gdyby nie lewicowe, socjalistyczne oblicze obu stron wojny plemiennej. Imponujące zwycięstwo PiSu zapowiada jeszcze większy sukces na jesieni, zarazem oddalając KE od szybkiego powrotu do koryta centralnego. To po lewej stronie, a co dalej z prawicą?

Prawica musi pozostać zjednoczona

Jak wiadomo, eurowybory mają charakter głównie prestiżowy. Unijny parlament jest organem fasadowym i zasadniczo nie wywiera wpływu na politykę poszczególnych państw członkowskich. Stanowi dekorację, żeby nikomu przypadkiem nie przeszło przez myśl, że być może Unia wcale nie jest taka demokratyczna jak zewsząd słychać. Eurodepy mają brać szmal i nie przeszkadzać centralnym planistom w budowie „Nowego Wspaniałego Świata”. Zatem choć naturalnie ważniejsze będą wybory sejmowe, to właśnie wynik niedzielnego głosowania miał zarysować bezprecedensową sytuację na polskiej scenie politycznej. Wprawdzie poszczególni konserwatywni liberałowie oraz narodowcy piastowali już sejmowe mandaty, a Korwin i członkowie jego partii zasiadali także w Europarlamencie, lecz do tej pory, robili to z ramienia ugrupowań rywalizujących między sobą o głosy prawicowego elektoratu. Tym razem mieli wejść do ciała parlamentarnego wspólnie, jako przedstawiciele jednego frontu. Wszak rozczłonkowanie prawicy od lat było jej wielkim hamulcem i zmartwieniem prawoskrętnie myślących Polaków. Dlatego tym mocniej liczono na sukces wyborczy długo wyczekiwanej narodowo-liberalnej koalicji, poszerzonej dodatkowo o kolejne formacje, których celem jest dobrobyt i suwerenność Polski. Nie udało się. Jednak potencjał ideowej prawicy nie zmaleje przez to, że zabrakło 0,5 procenta. Wciąż jest pole do rozszerzenia organizacyjnego. W tym momencie najważniejsze jest, by Konfederacja przetrwała. W przeciwnym razie, podzielona na kilka partii prawica, całkiem straci szanse na wejście do gry. Prawoskrętny wyborca będzie mógł złożyć broń.

W Epoce Telewizyjnej Internet to wciąż za mało

Starcie z medialnym Matrixem TVN TVP jest dla pozbawionej dostępu do mainstreamu prawicy jak kopanie się z koniem. “Manipulacja mediów jest dziś bardziej skuteczna niż w nazistowskich Niemczech, ponieważ stworzono nam pozory, że dostajemy wszystkie informacje jakie chcemy. To nieporozumienie powstrzymuje ludzi przed choćby próbą doszukania się prawdy” – spostrzegł prof. Mark C. Miller.  Niemała część społeczeństwa wciąż żyje w Epoce Telewizyjnej, a Człowiek Epoki Telewizyjnej częstokroć nie wierzy w to co widzi, tylko wierzy w to, co zobaczy w telewizorze. Zgodnie zatem ze stałym schematem, polegającym na niedopuszczeniu do tego żeby (nie)szczęśliwi posiadacze pilotów zobaczyli różne punkty widzenia i pomyśleli samodzielnie, media rządowe oraz opozycyjne lojalnie nałożyły na niewygodnego przeciwnika całkowitą cenzurę. Konfederacja była jedynym komitetem, który nie miał możliwości zaprezentowania się w mediach głównego nurtu, natomiast każda o niej wzmianka była czystą dyfamacją. Wielu telewidzów dopiero oglądając studia wyborcze w mediach głównego nurtu dowiedziało się, że takie coś jak Konfederacja w ogóle istnieje, podczas gdy Kukiz’15, Wiosna i Lewica Razem były nieustannie pompowane. Prawica standardowo nadrobiła w sieci. Jak stwierdził Sławomir Mentzen: „nie oglądamy telewizji i mamy gdzieś waszą propagandę. Chcemy wolnego Internetu i nie wyobrażamy sobie cenzury w XXI wieku”. Wielki Brat nie zakneblował jeszcze internetu, choć pośpiesznie nad tym pracuje, m.in. przy pomocy ACTA2.

Zamilczanie

Rutynowa taktyka przemilczenia jak zwykle poskutkowała, choć tym razem nie do końca. Obóz „dobrej” zmiany nie zdołał bowiem wymigać się od kwestii roszczeń żydowskich majątkowych i amerykańskiej ustawy 447. Jedynie konfederaci odważnie postawili problem, i choć nie zrobili tego na potrzeby kampanii, lecz z autentycznej troski o los Polski i Polaków wobec gigantycznego grożącego nam zagrożenia, to właśnie dzięki 447 częściowo sforsowali blokadę marginalizacji i zamilczania. Nie przełożyło się to jednak na wynik wyborów, lecz sprawiło, że PiS wywołany do tablicy musiał odnieść się do kwestii roszczeń. Podczas gdy Koalicja Europejska skrzętnie nabrała wody w wyszczekane w każdej innej sprawie gęby, wywołany do tablicy PiS, nie mogąc dłużej milczeć, podjął próbę bagatelizowania niebezpieczeństwa, oraz zapewnił, że roszczeń nie zrealizuje. Gdy jednak przyszło do czynów, to nie zainteresował się projektem ustawy antyroszczeniowej Stanisława Michalkiewicza, a następnie zdjął z porządku obrad sejmowych projekt posła Rzymkowskiego. Z notatki MSZ ujawnionej przez Michalkiewicza wynika, że rząd prowadzi tajne negocjacje na temat zadośćuczynienia żydowskim roszczeniom wobec Polski z przedstawicielami Departamentu Stanu USA.

Dopiero się zacznie

Z kolei w obozie antypisu, który wolę nazywać postępowo-totalnym, atakowana z lewa Koalicja Europejska w zasadzie poprzestała na zamilczaniu Konfederacji, gdyż nie traci na jej rzecz wyborców. Platforma skupiwszy wokół siebie całe spektrum rozmaitych miłośników „Europy”, od PSLGBT, przez PZPR-owską awangardę, aż po sztuczny zlepek różnorakich neomarksistowskich jaczejek, odpychała od postępackiego elektoratu homo-aborcyjną Wiosnę, licytując się z nią na „europejskość” i „tolerancję”. Pani Spurek tak się wczuła, że chciała odebrać prawo głosu profesorowi Legutce, i karać Krzysztofa Bosaka oraz Kaję Godek za poglądy, które się jej nie podobają. Z kolei lajfpartner Biedronia, niejaki pan Śmiszek, również miłośnik tolerancji (niestety represywnej Herberta Marcusego), zapowiedział wtrącenie „homofobów” do lochów. Generalnie jednak, jeżeli Konfederacja nie popełni samobójstwa, tzn. nie ulegnie dezintegracji, to obóz postępowo-totalny dopiero wypowie jej bezwzględną wojnę. Z biegiem czasu histeria lewicy wywołana wzrostem znaczenia „faszystów”, „antysemitów” i „rasistów” ze skrajnej prawicy, będzie przekraczała kolejne granice obłędu. Już podczas kampanii materiał Faktów na temat Konfederacji był zmontowany i zmanipulowany w taki sposób, że doktor Goebbels, gdyby żył, mógłby się co najwyżej ubiegać staż pracy w TVN. W dzisiejszym świecie już nic nie powinno dziwić. Nie będę zaskoczony jeśli wsparte celebrytami salonowe „autorytety” wmówią lemingradowi, że Braun na czele hord zdziczałych polskich chłopów planuje palić homoseksualistów na stosie w podkarpackich lasach, Korwin chce eksterminować feministki, a Winnicki z Bosakiem szykują marsz brunatny na Brukselę. „Hitlerowcy” i „neonaziści” będą odmieniani przez wszystkie przypadki już nie tylko na profilu dla analfabetów SokzBuraka, ale we wszystkich lewicowych mediach. To będzie taka zbiorowa paranoja jak „obrońców demokracji” wobec kaczystowskiego reżimu, tyle że do kwadratu.

Łowca putinistów

Objawy rusofobii użytkowej pojawiły się zaś w trakcie kampanii u redaktora Sakiewicza, dla którego każdy, kto w jego rozumieniu nie jest z lewicy, a jednocześnie nie realizuje interesów PiSu, jest putinistą. Skoro nie udało się Konfederacji całkowicie przemilczeć, wiernopoddańcze wobec rządu media przygotowały wielbicielom Jarosława Kaczyńskiego uzasadnienie jej istnienia jako „ruskiej agentury”. Zastępy medialnych żołnierzy Gazety Polskiej i telewizji państwowej natychmiast rozpracowały Konfederatów jako formację prorosyjską. Sakiewka zdekonspirował ich dodatkowo jako postmoczarowców w służbie lewactwa. Konfederacja zaś punktuje „Dobrą” Zmianę merytorycznie. Mimo nieprzekroczenia progu w eurowyborach, wciąż ma szansę skutecznie złamać monopol PiSu na „prawicowość”. Szczególnie jeśli integracja okaże się trwała, to gdy Naczelnika zabraknie, odpływ elektoratu z dzielącej się „Dobrej” Zmiany do zjednoczonej prawicy może być całkiem pokaźny. Konfederację dodatkowo uwiarygadnia to, że PiS usiłuje ją dyskredytować w sposób tak samo absurdalny, w jaki sam był i jest atakowany przez PO. Przy czym nie dopuszcza myśli, że na dłuższą metę efekt może być przeciwskuteczny. W ostatnich godzinach kampanii rządowe Wiadomości przekręciły słowa Krzysztofa Bosaka, dziękującego ludziom zza granicy za wsparcie, jakoby dziękował za wsparcie Rosjanom. Tego typu prymitywne sztuczki nie będą działać w nieskończoność, bo i komfortowa Epoka Telewizyjna powoli chyli się ku końcowi.

Dobry prognostyk

Wynik wysoce poniżej oczekiwań, ale mimo wszystko uważam, za dobry prognostyk na przyszłość nowoczesny sposób przeprowadzenia kampanii przez konfederatów. Chcemy czy nie, funkcjonujemy w warunkach demokratycznych, gdzie jednym z kluczowych elementów są nieustannie eskalowane emocje ludu. Tworzy się kolejne narzędzia i techniki marketingu politycznego, w ogromnym stopniu umożliwiające wpływanie na decyzje „suwerena”. Jednocześnie, przy ciągle rosnącym tempie życia, olbrzymia ilość płynących z mediów informacji dodatkowo zniechęca ludzi do głębszych analiz i refleksji nad sprawami państwa. Trzeba sobie radzić. Konfederacja uwzględniając powyższe trendy, profesjonalnie przeprowadziła kampanię wyborczą, tak w terenie, przeprowadzając mnóstwo spotkań, jak i w sieci. Sławomir Mentzen tłumaczył, że aby przebić się do ludzi z merytorycznym programem, to i tak należy odwołać się do emocji i intuicji z przekazem, który trafi do nich natychmiast. Najlepiej przekazem obrazowym. „Jeżeli będziemy próbować przekonać wyborców argumentami merytorycznymi, pokażemy program na 100 stron, będziemy prezentować skomplikowane konstrukcje myślowe, nie trafimy do ludzi” – mówił wiceprezes partii KORWiN. Wyjaśnił, że w rezultacie badań psychologów w ciągu ostatnich dekad, jest pewne, że ludzie, my wszyscy nie podejmujemy decyzji racjonalnie. (pominiemy tu, że demokracja ze swej natury jest irracjonalna). Powołał się także na badania noblisty Daniela Kahnemana, który dowiódł, że w naszym umyśle równocześnie pracują dwa systemy: pierwszy służący do szybkiego, intuicyjnego, emocjonalnego podejmowania decyzji, i drugi, którego używamy zmuszeni do logicznego przeanalizowania danej kwestii. Nic dziwnego, że nie lubimy systemu drugiego, wymagającego wysiłku umysłowego. Wolimy pierwszy. Tym bardziej, że większość decyzji w codziennym życiu i tak musimy podejmować szybko, intuicyjnie. Ten mechanizm działa również w świecie polityki. Profesjonalne sztaby wyborcze chcąc rozszerzać bazę wyborców muszą umieć posługiwać się prostymi komunikatami. Takimi, które przemówią do podświadomości, zostaną z łatwością przyswojone. W tym aspekcie, strona merytoryczna ma niewielkie znaczenie. To całkowicie normalne, że tylko nieliczni będą analizować programy polityczne, interesować się gospodarką, podatkami i finansami państwa. Większość ludzi ma inne zainteresowania, różne obowiązki i nie poświęca czasu na politykę, więc po prostu się na niej kompletnie nie zna, czego demokraci nie potrafią uszanować.

Drużyna Konfederacji

Mentzen i spółka przemówili do pierwszego systemu umysłów wyborców, prowadząc w sieci profesjonalną kampanię z wykorzystaniem nowoczesnych metod marketingu politycznego. Nie dla samej beki były youtubowe przeróbki z liderami, którzy niczym tolkienowska Drużyna Pierścienia idą na Mordor, fotki z gry w bilard czy przebieranki za 3 Króli. Po necie zaczęły hulać coraz to nowe memy, rozszerzając kręgi kojarzące Konfederację. Zdołali zwrócić na siebie uwagę nowych osób, rozumiejąc, że większą rozpoznawalność mogą zdobyć nie dzięki przekonywaniu do słusznych programów części składowych koalicji, lecz dzięki obrazom. W poprzednich kampaniach pojawiało się to jedynie zdawkowo. Tym razem dosłownie każdemu wpisowi w mediach społecznościowych towarzyszyła prosta w odbiorze grafika bądź zdjęcie. Stare, dobre treści, zostały przedstawione w nowoczesnej formie, postulaty wypowiadane były możliwie zwięźle, konwencjom towarzyszyły różne innowacje, a widzowie „debaty” TVP jeśli cokolwiek z niej zapamiętają, to „gadżeciarza”.

Wróg Magdalenki (lista) nr 1

Narodowcy i liberałowie uwierali establishment, jednak działając osobno nie byli w stanie sprawić żeby klepnięty w Magdalence, szczelnie zabetonowany układ lewicy laickiej z „reformatorskim skrzydłem partii” choćby drgnął. Konsolidacja zmieniła ten stan rzeczy i oficjalnie już postawiła skonfederowaną prawicę w pozycji wroga publicznego całego układu okrągłostołowego. Zarówno wywodzącego się z michnikowszczyzny i PZPR-owskiej nomenklatury stronnictwa postępowo-totalnego, jak i postsolidarnościowych socjaldemokratów od początku III RP skupionych wokół braci Kaczyńskich. Te dwa dominujące kartele polityczne dzieli wzajemna nienawiść, lecz łączy dużo więcej niż się zwykło zwolennikom obu stron wydawać. Najmocniej łączy ich uwielbienie do cudzych pieniędzy, których część po dopchaniu się do żłoba przeznaczają na kupowanie wyborców na następne głosowania. Zindoktrynowane przez dekady socjalizmu roszczeniowe społeczeństwo uznaje państwowe świadczenia za uśmiech losu, nie rozumiejąc, że podobnie jak legendarne unijne dotacje, samo je sobie finansuje.

Oba główne plemiona polityczne III RP dawno już odpuściły sobie jakiekolwiek myślenie o odbudowaniu państwa służącego Polakom. Działają wyłącznie na korzyść swoich klanów i zaprzyjaźnionych grup interesu, sprawy kluczowe bez walki pozostawiając do rozegrania rywalizującym o wpływy w europejskich bantustanach Berlinowi i Waszyngtonowi. Jedni, odziani w patriotyczne szaty neo-sanatorzy, zajęci pudrowaniem systemu, mają rodakom do zaproponowania wyłącznie masowe rozdawnictwo ich własnych pieniędzy. Drudzy, nie potrafiący ukryć nienawiści do polskiej tradycji i tożsamości, jak to sformułował w Myślach nowoczesnego endeka Rafał Ziemkiewicz: „widzą swą rolę jako ekonomów na europejskim folwarku mających implementować na nim europejskość, tresować poddanych w tej europejskości – no a przy okazji mających też prawo ich doić i strzyc, bo przecież za ciężką pracę wkładaną w cywilizowanie dzikusów coś się należy”. Magdalenka zaprzepaściła szanse młodego pokolenia na życie w normalnym, wolnym państwie, i właśnie to pokolenie, obudzone dzięki wolności w internecie, stanowi o sile jedynego dostępnego na rynku poważnego stronnictwa antymagdalenkowego, czyli Konfederacji. Wczorajsze wybory pokazały jednak, że to właśnie młodzi nie stawili się przy urnach wystarczająco licznie.

Rybarski na “sztandary”!  

Czy niezagrożony przez 30 lat swego istnienia układ okrągłostołowy wreszcie drgnie? Czy może zostać przełamany? Patrząc na dotychczasową historię III RP wiadomo oczywiście, że to zadanie szalenie trudne. Niedzielne wyniki brutalnie to potwierdziły. Sądzę jednak, że pozytywny scenariusz nie jest wykluczony. Na razie wiemy, że Konfederacji nie udało się zdusić w zarodku, i jeśli nie dojdzie do samounicestwienia, to Wiejska jest w zasięgu ręki. Do tego czasu obóz antypisu ze względów taktycznych być może nie wytoczy najcięższych dział. Będzie głównie straszył lemingrad Konfederacją i ewentualną wielką „faszystowską” koalicją z partią Jarosława Kaczyńskiego. Ale tak czy inaczej, każda konfiguracja sceny politycznej, w której Konfederacja zachowa integralność, prowadzi do jej frontalnego starcia z całym układem okrągłostołowym – ze wszystkimi przyszłymi emanacjami (niekoniecznie odłamami) PiSu i Koalicji Europejskiej. Na razie jednak zróżnicowani ideowo konfederaci muszą sformułować kompromisowy program na wybory do Sejmu polskiego. Jestem niezwykle ciekawy kształtu programu i kolejnych pomysłów na kampanię. Wszystkie elementy składowe Konfederacji są bardzo ważne, ale ponieważ trzonem koalicji są narodowcy i wolnościowcy, skonstatujmy – Roman Rybarski na “sztandary”!