W dobiegającej końca, powtarzanej kampanii prezydenckiej elektorat lewicy i centrum zastanawia się nad udzieleniem poparcia jednemu spośród czterech kandydatów. Decydującym kryterium wydają się tu szanse pretendentów na wejście do II tury i pokonanie urzędującej głowy państwa. Gdyby odrzucić wyniki sondażów, to wybór nie byłby już taki oczywisty, gdyż programy pretendentów i ich stronnictw są zbliżone.

Platforma Obywatelska startowała na początku XXI wieku jako formacja pozycjonująca się na europejskich chadeków, a nawet konserwatywnych liberałów, wpuszczając na listy członków UPRu. Podczas swoich ośmioletnich rządów dbała głównie o utrzymanie władzy, kierując się przy konkretnych działaniach nie jakąś określoną ideologią, a słupkami sondażowymi. W sferze gospodarczej poczynania rządów Donalda Tuska i Ewy Kopacz wpisywały się raczej w program socjaldemokracji niż liberalizmu.

Podnoszono podatki i  rozbudowywano aparat administracyjny państwa, co pozwalało na rozbudowę własnego zaplecza politycznego i rozwiązywanie jego problemów materialnych. W kwestiach światopoglądowych nieśmiało przedstawiano postulaty liberalizacji aborcji i legalizacji tzw. związków homoseksualnych. Obecnie owe sprawy znajdują się w agendzie drugiego już kandydata partii na urząd głowy państwa, który bardzo mocno eksponuje swoje lewicowe poglądy.

Program ugrupowania mającego w nazwie słowo lewica siłą rzeczy musi być lewicowy. Ale co to znaczy w dzisiejszych czasach? W końcu są różne lewice. A Lewica, której kandydatem jest Robert Biedroń nie jest formacją jednorodną. Składa się z trzech lewic: starej, sukcesorski po PZPR, nowej, za której patrona można by uznać Janusza Palikota oraz prawdziwej, chcącej budować jedyny i prawdziwy socjalizm.

Przez ostatnie lata stara lewica ostro spierała się z lewicą nową i prawdziwą. SLD długo uznawało się za monopolistę na lewo od PO, nie uznając potrzeby nawiązania współpracy ze słabszymi siłami. Lewica nowa i prawdziwa zarzucały starszym kolegom zdradę ideałów. W końcu przed wyborami parlamentarnymi zdecydowano się na nawiązanie współpracy, która zapewniła wszystkim zainteresowanym siłom uzyskanie reprezentacji w parlamencie. SLD zachowała jednak przewagę nad resztą, kontrolując subwencje z budżetu państwa.

Program zjednoczonej lewicy, jeśli idzie o kwestie gospodarcze, jest zdecydowanie socjalny. Decydujący głos ma tu Razem. Stąd eksponowanie lewicowo zdefiniowanych potrzeb świata pracy, a więc konieczności większej kontroli państwa nad gospodarką oraz podnoszenia podatków w celach redystrybucyjnych. Natomiast w kwestiach światopoglądowych na pierwszy plan wysunięto postulaty nowej lewicy z Wiosny. Sprowadzają się one do walki o prawa, czy raczej przywileje, dla wszelkich mniejszości mogących być taranem, za pomocą którego zdekonstruuje się więzi społeczne i normalną europejską tożsamość. Prym wiodą tu mniejszości seksualne, których przedstawicielem jest kandydat Lewicy w wyścigu o fotel prezydencki.

Gdzie w tym wszystkim jest SLD? Komunizm w Polsce nie był budowany wyłącznie przez ideowych komunistów. Wielu członków partii i aparatu przymusu nie wyznawało właściwie żadnej ideologii. W swoim postępowaniu kierowali się po prostu zwyczajnym koniunkturalizmem. Przyłączyli się do tych, którzy zwyciężyli. Liczyli nie na zbudowanie powszechnego dobrobytu, a dobrobytu swojego i rodziny.

W odnowionej, demokratycznej Polsce się to nie zmieniło. Trzeba było bronić dorobku własnego życia i pokolenia rodziców przed antykomunistycznymi negacjonistami, nie uznającymi osiągnięć ludowej ojczyzny. W obliczu słabości zdecydowano się na alians z Wiosną i Razem. Zachowano kontrolę nad rzeczą najważniejszą, a więc finansami ugrupowania, pozostawiając partnerom kwestie programowe.

Jeśli spojrzymy na występy parlamentarne i medialne polityków PO i Lewicy, to różnice pomiędzy formacjami są niewielkie. Sprowadzają się raczej do kwestii ilościowych, a nie jakościowych. Jedni mówią więcej o tym, drudzy o tamtym, ale postulaty są zbliżone. Podobnie jest z ich kandydatami. Robert Biedroń jest zdeklarowanym homoseksualistą, który chce dostosować otaczającą go rzeczywistość do własnych preferencji seksualnych. Rafał Trzaskowski wielokrotnie pozytywnie wypowiadał się o środowisku LGBT i jego postulatach, przybierając się w strój obrońcy sodomitów nad Wisłą.

Większych różnic nie ma też, jeśli idzie o sprawy ustrojowe. Jedni i drudzy doskonale odnajdują się w rzeczywistości III RP. PO i Lewica właściwie nie zgłaszają postulatów związanych ze zmianą systemu politycznego w naszym kraju. Wyjątkiem może tu być podnoszenie przez Rafała Trzaskowskiego kwestii wzmocnienia samorządów, co miałoby uratować część władzy przed rządem Dobrej Zmiany. Nie jest jednak pewne, czy w przypadku uzyskania przez PO większości w parlamencie i utworzenia rządu ów postulat nie zostałby zdjęty jako bezcelowy.

Dopóki Platforma nie podmieniła Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na Rafała Trzaskowskiego, mocnym kandydatem wydawał się być Władysław Kosiniak-Kamysz. Lider ludowców mógł być kuszącą alternatywą w realiach braku silnego kandydata PO. Kreował się na racjonalnego centrowca, któremu zależy na dobru kraju i zgodzie narodowej. Trochę krzyżował postawę Andrzeja Dudy sprzed pięciu lat i Bronisława Komorowskiego sprzed lat dziesięciu. Z jednej strony młodość i zmiany na lepsze, z drugiej zgoda, stabilizacja i spokój przede wszystkim. Kosiniak-Kamysz stara się łączyć zdobycze socjalne Dobrej Zmiany z racjonalnością gospodarczą oraz indyferentyzmem wobec postulatów światopoglądowych. Przedstawia się jako swego rodzaju złoty środek pośredniczący pomiędzy PiSem i PO, wyciszający spory i wprowadzający atmosferę współpracy i zgody. Obecnie sondaże nie dają mu większych szans na wejście do drugiej tury.

Szymon Hołownia mógłby być kandydatem POPiSowym. Centrysta łączący zwaśnione nogi dawnej Solidarności. Dla każdego coś miłego. Dla jednych cuksy z logiem TVN, dla drugich smakowita piniata w postaci postępowego (ale zawsze) katolicyzmu. Lepsze to niż nic. Dla tęskniących za zgodą ponad podziałami to aż nadto.

Jednak w ostatnim czasie bardzo mocno pozycjonuje się on na lewo, co zapewne ma na celu licytowanie się na lewicowość z Rafałem Trzaskowskim, który jest jego najsilniejszym rywalem w walce o  wejście do II tury. Hołownia pozycjonuje się na kandydata chcącego łączyć każdego z każdym w oparciu o wzajemne poszanowanie. Dla wielu brzmi to nad wyraz słodko. Jednak katechizmem, w oparciu o który dokonywałoby się owo pojednywanie, byłaby poprawność polityczna. Wiadomo zatem, kto byłby przepraszany, a kto musiałby przepraszać. Ale czego się nie robi dla zgody narodowej.

Wymienieni kandydaci mają kilka podstawowych zbieżności programowych. Należą do nich przede wszystkim konserwowanie panującego nad Wisłą systemu politycznego, ze wszystkimi jego wadami ustrojowymi, silne przywiązanie do UE oraz przyjmowanie w ciemno płynących stamtąd rozwiązań prawnych oraz wpisywanie się w poprawność polityczną i większe bądź mniejsze propagowanie jej standardów. Różnice pomiędzy nimi są ilościowe, a nie jakościowe. Sprowadzają się nie do barw jaskrawych, a odcieni szarości.