Marsz Niepodległości 2017 – prawdopodobnie najliczniejszy z dotychczasowych – zgodnie z oczekiwaniami przebiegł spokojnie. Nie mogło się jednak obyć bez histerii lewicowych mediów, ale nie miejmy do nich pretensji. W końcu one też mają swoje tradycje.

Przed czterema laty

To, że od trzech lat Marsz Niepodległości przechodzi ulicami Warszawy bez żadnych incydentów, jest prostą konsekwencją zmiany władzy w 2015 roku. Od tamtej pory policja zadaniowana jest w przeciwnym kierunku niż za czasów rządów Platformy Obywatelskiej. Przede wszystkim ochrania marsz, nie dopuszczając do niego prowokatorów, oraz sama nie przeprowadza żadnych działań wymierzonych w uczestników zgromadzenia. Wiem co piszę, ponieważ w 2013 roku na własne oczy widziałem ludzi ze squatów, którzy przy ulicy Skorupki zaatakowali maszerujących niebezpiecznymi przedmiotami. Policji nie było, choć miejsce to zostało wskazywane jako potencjalnie niebezpieczne. Dwa lata później, z nagrań rozmów polityków PO w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, usłyszałem, że podpalenie słynnej budki przy rosyjskiej ambasadzie, było „taką koncepcją” ministra Bartłomieja Sienkiewicza. Policji przy ambasadzie, dziwnym trafem wówczas nie postawiono. Tęczę prawdopodobnie naprawdę spalili uczestnicy Marszu, również przy nieobecności stróżów prawa. Świat jakoś przetrwał to wstrząsające wydarzenie. Aktywność policji wyrażała się wówczas głównie poprzez utrudnianie dojazdu oraz wyjazdu z Warszawy grupom zorganizowanym, a jednej z nich skonfiskowano nawet flagi ze Szczerbcem, uznając miecz koronacyjny królów polskich za „symbol faszystowski”.

Wymiar pozytywny

Wracając do tegorocznego Marszu, warto poruszyć krótko trzy kwestie. Po pierwsze, wbrew temu, co napisał TVN24, nie jest to żaden marsz „narodowców”, czy „nacjonalistów”, choć środowiska te są licznie reprezentowane, i z nich właśnie pochodzą organizatorzy. Jest to Marsz NIEPODLEGŁOŚCI. Taka, pozytywna idea, wartość, łączy uczestników. To miejsce dla każdego, kto ma potrzebę, ochotę świętować ten dzień. Spotykamy tam ludzi, którzy chcą żeby nasze państwo służyło naszym interesom, i stają w opozycji wobec pomysłów sprowadzenia Polski jedynie do roli wasala któregokolwiek z sąsiadów, bądź organizacji międzynarodowej. W tym zakresie zgadzam się nawet z ONR, i nie będę się tego wstydził bez względu jak głośno „autorytety moralne” – które upatrzyły sobie w tej organizacji kozła ofiarnego –  będą ryczały, że tak nie wolno. Wielopłaszczyznowa współpraca międzynarodowa jest potrzebna i konieczna, ale o polskich sprawach, nie mogą decydować ośrodki znajdujące się poza naszymi granicami, co de facto proponują środowiska lewicowe.

Polska wciąż bastionem Europy

Świetne przemówienia m.in. Leszka Żebrowskiego i Piotra Walentynowicza uzupełnili zaproszeni przez organizatorów goście z Hiszpanii, Włoch, czy Słowenii. Podkreślili wagę współpracy między wolnymi narodami, a także zwrócili uwagę na problem wyniszczającej Europę Zachodnią ideologii neomarkisistowskiej (marksizm kulturowy). W tym kontekście Polska jawi się jako obrońca tożsamości Europy, jej tradycyjnych, konserwatywnych wartości, pełniąc przewodnią rolę w starciu pomiędzy cywilizacją zachodnią, reprezentowaną obecnie przez państwa środkowo-wschodnie, a reprezentowaną przez kraje zachodnie oraz Skandynawię postępową wizją „nowego wspaniałego świata”.

Marsz w medialnym matrixie

Jak co roku, Marsz Niepodległości zarzucany jest przez lewicę rozmaitymi, coraz bardziej kuriozalnymi oskarżeniami. Co prawda żaden funkcjonariusz Gazety Wyborczej nie biegał po ulicy wymalowany czarną farbą, wyobrażając sobie jak bardzo  „biały, polski, rasistowski ciemnogród” go nienawidzi, najwyraźniej słusznie przewidując, że podobnie jak roku temu nikt nie zwróci na niego uwagi. Trzeba jednak zwrócić uwagę, CZYTELNICY RZECZPOSPOLITEJ!! Na obrzydliwy tekst , który gazeta podała za dziennikiem „The Independent” – „największy FASZYSTOWSKI marsz w Europie”, brzmi tytuł paszkwila. Byli też „naziole”, i tradycyjnie „nacjonaliści”. Widać wyraźnie, że Goebbels choć umarł, to wciąż żyje. Minęły już czasy, w których istniały jeszcze jakieś bariery dla szerzenia kłamstwa. Dziś treserzy mogą puścić w przestrzeń medialnego matrixa dosłownie każdą niedorzeczność. Trzeba zatem mocno podkreślić! Marsz Niepodległości ma z faszyzmem tyle wspólnego, co medialni funkcjonariusze wypisujący takie bzdury z elementarną przyzwoitością, nie mówiąc już o obiektywnym dziennikarstwie, bo byłaby to zupełna kpina. A przeciwko Rzepie, przydałby się pozew ze strony organizatorów marszu.