Jednym z elementów nieśmiałych prób dekomunizacji podejmowanych przez obecny rząd naszego bantustanu jest usuwanie z przestrzeni publicznej totalitarnej symboliki, w ramach tzw. ustawy dekomunizacyjnej. Proces ten napotyka na przewidywane trudności. Naczelny Sąd Administracyjny właśnie przywrócił nazwę ul. Dąbrowszczaków w Olsztynie. Dwa tygodnie wcześniej zgodził się zaś, że należy ją usunąć z Gdańska. Dąbrowszczacy – ochotnicy wojny domowej w Hiszpanii (1936-1939) budzą pewne zainteresowanie, a zarazem często skrajnie odmienne emocje w miastach, w których nadano im patronaty ulic. Warto przyjrzeć się im nieco bliżej.  

Ustawa dekomunizacyjna

Ustawa dekomunizacyjna z 2016 roku zakazała propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy jednostek organizacyjnych, jednostek pomocniczych gminy, budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej oraz pomniki, i nałożyła na samorządy obowiązek zmian nazw dróg, ulic, placów czy mostów symbolizujących ustroje totalitarne. Wszystko z poszanowaniem miejsc pochówku, grobów, cmentarzy oraz własności prywatnej. W przypadku, gdy właściwe organy jednostek samorządu terytorialnego nie wykonały ustawowego obowiązku, ten przechodził na organ je nadzorujący, tzn. na wojewodę, który po zasięgnięciu opinii IPN wydawał zarządzenie zastępcze zmieniające daną nazwę. Samorządy z różnych powodów zaskarżyły niektóre rozstrzygnięcia wojewodów do wojewódzkich sądów administracyjnych. Te są bowiem właściwe do badania zgodności z prawem zaskarżonych aktów administracyjnych. Jak podaje dziennik Gazeta prawna: „co piąta nowa nazwa ulicy czy placu nadana zarządzeniem zastępczym przez wojewodów została zaskarżona”.

Dąbrowszczacy zostają w Olsztynie

Taka sytuacja miała miejsce w Olsztynie, gdzie przedmiotem postępowania sądowo-administracyjnego stała się położna w centrum miasta bardzo reprezentatywna ulica Dąbrowszczaków. Mieści się przy niej gmach sądu, policja, liczne kancelarie prawnicze. Pod koniec 2017 roku wojewoda w ramach rozstrzygnięcia nadzorczego wydał zarządzenie zmieniające nazwę ulicy z Dąbrowszczaków na Erwina Kruka (mazurski poeta i pisarz). W styczniu radni miejscy zaskarżyli tę decyzję do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, a ten w kwietniu ją uchylił. Wojewoda złożył skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego, która po rozpoznaniu sprawy została oddalona. Najkrócej mówiąc, sąd opowiedziawszy się przeciwko zmianie nazwy ulicy argumentował – bo nie wszyscy dąbrowszczacy byli komunistami. W uzasadnieniu wyroku czytamy: „na rzeszę ok. 5000 żołnierzy polskich (niektóre opracowania historyczne wskazują nawet na wielkość 5200) biorących udział w walce przeciwko zbuntowanym oddziałom nacjonalistycznym w obronie legalnie działającego rządu lewicowo-republikańskiej Hiszpanii byli niewątpliwie komuniści i agenci radzieckiego wywiadu, dane dotyczące ich wielkości kształtują się w granicach od ok. 40 nawet do 60 %, jednak wśród tej rzeszy Polaków oraz obywateli polskich narodowości niepolskiej, były osoby z różnych innych środowisk tj. działacze związkowi, socjaliści, działacze organizacji żydowskich, trockiści, anarchiści. Nadto (…) duża grupa dąbrowszczaków (1,3 tyś.) pozostawała bezpartyjna. (…) poza komunistami i agentami wywiadu radzieckiego w ramach tej formacji walczyli także inni ochotnicy, w żaden sposób nie utożsamiający się ze wskazaną ideologią, a jedynie walczący w obronie niepodległej Hiszpanii przeciw faszyzującym oddziałom nacjonalistycznym dowodzonym przez gen. Francisco Franco, wspieranym przez nazistowski rząd III Rzeszy i faszystowski rząd Włoch (…) Z uwagi na tak niejednoznaczną ocenę historyczną dotyczącą “Dąbrowszczaków” brak odniesienia się do wszystkich postaw oraz działań żołnierzy wchodzących w skład tej formacji, nie można zaakceptować oceny Wojewody, iż formacja ta jako organizacja symbolizuje komunizm zwłaszcza, gdy w przedstawionej opinii IPN przytoczono jedynie niektóre z postaw i postaci”.

Czyżbyśmy mieli zatem analizować postawę i działania każdego pojedynczego dąbrowszczaka? Wiadomo, że próżno szukać zarówno u nas, jak i w całej Europie symetrii w potępieniu nazizmu i faszyzmu oraz w potępieniu komunizmu, i najpewniej nigdy równorzędności w tym zakresie nie będzie. Ale proszę sobie wyobrazić dysputę czy jakakolwiek polska ulica powinna czy nie powinna mieć patronat formacji walczącej pod sztandarami nazistowskimi, bo w jej szeregach służyło może tylko 40, a może 60% nazistów. Jedną zbrodniczą ideologię potępiamy całkowicie, drugą, która doprowadziła do śmierci wielokrotnie większej liczby ludzi, już niekoniecznie. Ilu w takim razie musi być komunistów aby uznać organizację walczącą pod komunistycznym sztandarem za propagującą komunizm? 90 procent? 99?

Co do liczebności dąbrowszczaków, powszechnie przyjęła się liczba 5 tysięcy. Dr Paweł Libera powołując się na dwukrotne wyliczenia Komunistycznej Partii Hiszpanii z 1940 i z 1951 roku, podaje, że było ich około 3800, z czego 2000 prezentowało poglądy komunistyczne.

Kontekst historyczny – wojna domowa w Hiszpanii

Pomijając kwestię oblicza ideowego „socjalistów” i „organizacji żydowskich”, doprawdy zdumiewać może odrębne zestawienie komunistów i trockistów jako „innych środowisk” w uzasadnieniu wyroku sądu. Ci drudzy bowiem, zwolennicy rewolucji permanentnej, na ideologicznej osi marksizmu plasujący się na lewo od stalinistów, nie przeistoczyli się z komunistów w miłośników wolności ani gdy Stalin wypędził ich z Sojuza, ani gdy kazał roztrzaskać Trockiemu czekanem łeb w Meksyku.

Nie jest też prawdą, że ówczesny, wyłoniony z lewicowej koalicji „Frontu Ludowego”, rząd republikański, wspierany przez socjalistów i komunistów (z nielicznym ich udziałem), przeciwko któremu zbrojnie wystąpiła wojskowa junta, gwarantował „Hiszpanię niepodległą”. Był to w istocie rząd rewolucji. Opozycja była prześladowana, zdarzały się nawet zabójstwa. Skrytobójczo zamordowano m.in. przywódcę monarchistów. Rząd wypowiedział frontalną wojnę kościołowi katolickiemu. Doszłoby do eksterminacji duchowieństwa gdyby nie zbrojne wystąpienie generała Moli, do którego przyłączył się Franco. Faktem jest iż, obalił on legalnie wybraną władzę, a po wojnie został przywódcą niedemokratycznego, w lewicowej propagandzie wręcz totalitarnego państwa, ale generalnie rzecz biorąc, stanął on na czele szerokiego obozu konserwatywnego, by za wszelką cenę ratować kraj przed komunizmem, co udało się wówczas osiągnąć. Rebelia miała charakter kontrrewolucyjny. „Rzecz, której jestem pewien, to że tam, gdzie ja będę, nie będzie komunizmu” – mówił Franco. No i przez wiele lat nie było. Był za to — po okresie interwencjonizmu państwowego — tzw. „hiszpański cud gospodarczy”, czyli w praktyce nie „cud”, tylko wprowadzenie w latach 50 liberalizmu ekonomicznego, co zawsze prowadzi do rozwoju i wzrostu bogactwa. Dopiero współczesna coraz bardziej socjalistyczna i zmuzułmaniona Hiszpania, podobnie jak reszta zachodniej części Starego Kontynentu trapiona rewolucją neomarksistowską (antykulturową), powróciła do idei kolektywistycznych. Oczywiście pod szlachetnymi hasłami „demokracji” i „standardów europejskich” – to jasne. Nawisem mówiąc, władze zdecydowały, że szczątki generała Franco do końca 2018 roku mają zostać usunięte z mauzoleum w Dolinie Poległych – obiektu upamiętniającego ofiary obu stron wojny domowej.

W 1936 roku na Półwyspie Iberyjskim rozgorzały krwawe walki. Hiszpańska konfrontacja była wykorzystywana politycznie przez europejskie mocarstwa. Stalin żywił nadzieje, że w momencie poważnego napięcia w jakim znajdowała się Europa, konflikt lokalny uda się przekształcić w wojnę pomiędzy państwami zachodnimi, która rozprzestrzeni rewolucję na cały świat i umożliwi jej zwycięstwo. Miłujący „pokój”, ale będący jedną wielką fabryką zbrojeniową Związek Radziecki nie mógł się zaangażować oficjalnie, ponieważ Armia Czerwona miała przystąpić do wojny światowej jako ostatnia w roli armii „wyzwolenia”. Przedstawiał się za to jako awangarda walki z faszyzmem. W związku z tym, Moskwa sterowała wspierającymi antyfrankistów towarzyszami hiszpańskimi na odległość przy pomocy agentury, a w ferwor walki rzuciła zorganizowane przez Komintern, złożone z komunistów Brygady Międzynarodowe. Zwerbowani ochotnicy byli najpierw starannie prześwietleni przez NKWD. Na front kierowano elementy ideologicznie właściwe. Kreml usiłował nagłośnić rzekomo bezinteresowną walkę brygad w obronie republikańskiego rządu, szczególnie w środowiskach tradycyjnie antyklerykalnie i antykonserwatywnie zorientowanych „postępowców”. Sowieci chcieli wymusić na rządach zachodnich mocarstw włączenie się w hiszpański konflikt, jednak ani Wielka Brytania, ani Francja, nie dały się sprowokować. Jedną z 6 walczących pod czerwonymi sztandarami Brygad stanowili dąbrowszczacy.

Dąbrowszczacy w Hiszpanii

W skład XIII Brygady Międzynarodowej im. Jarosława Dąbrowskiego weszli polscy ochotnicy, którzy walczyli podczas wojny domowej w Hiszpanii po stronie rządu republikańskiego. Większość z nich przyjechała do Hiszpanii nie z Polski, a z Francji. Polscy ochotnicy docierali też m.in. z Kanady, Belgii czy USA. Wielu z nich było ideowymi marksistami, byli też niemający nic do stracenia przestępcy i degeneraci, którzy dostali obietnice karier po zwycięstwie rewolucji. „Wasza brygada jest pierwszą, a więc kadrową jednostką przyszłej armii zbrojnej Polski Ludowej” – pisał gen. Karol Świerczewski, również walczący w Hiszpanii jako dowódca innej Brygady. Dąbrowszczacy — jak wskazał olsztyński sąd — niewątpliwie „mieli różne powody do walki”. Jak jednak można walczyć o „wolność” i „w obronie niepodległej Hiszpanii” pod zwierzchnictwem NKWD, u boku ludzi chcących uczynić z niej kolejną komunistyczną republikę? Jak można w takiej sytuacji — choćby naiwnie — „nie utożsamiać się w żaden sposób ze wskazaną ideologią”? Komunizm wszędzie gdzie się pojawił przyniósł zniewolenie, terror, ludobójstwo, nędzę i katastrofę gospodarczą. W 1936 roku ZSRR miał 14 lat i co nieco było już na ten temat wiadomo. Komuniści najpierw wypróbowali najwspanialszy ustrój świata na Rosjanach, potem ruszyli na inne narody, w tym na Hiszpanów. Jak pisze w swoim tekście dla „Historia Do Rzeczy” Marcin Bartnicki: „Polscy ochotnicy, przynajmniej w relacjach publikowanych przez propagandę, nie mieli wątpliwości, że wojna w Hiszpanii jest tylko etapem w walce o sowietyzację Polski”.

Dąbrowszczakom nie można odmówić odwagi na polu walki. Bili się na wszystkich frontach, wzięli udział w kilku ważniejszych bitwach kampanii. Uzbrajali ich Sowieci, broń — obu stronom konfliktu — sprzedawała również m.in. sanacyjna Polska. Wojnę hiszpańską przeżyło około 2 tys. Polaków. Po zwycięstwie frankistów w 1939 roku, dąbrowszczacy wyjechali m.in. do Belgii. Nie mogli wrócić do Polski, gdyż rząd pozbawił ich obywatelstwa. Część została internowana we Francji, nieliczna grupa dotarła do Związku Sowieckiego. Niektórych zabili później Niemcy podczas II WŚ. Państwo Hiszpańskie zaś, bardzo brutalnie rozprawiło się z komunistami i socjalistami, przy czym śmierć poniosło również mnóstwo niewinnych ludzi. Bez względu na ocenę generała Franco, można jednak z całą pewnością stwierdzić, że zdołał w porę zapobiec „sprawiedliwości społecznej”, której nieprzyjemność posmakować miały państwa Europy środkowo-wschodniej.

Kontekst historyczny – sowietyzacja Polski

Jak wiadomo, tak właśnie potoczyły się losy państwa polskiego. Teheran i Jałta powiązały je z „najwspanialszym z ustrojów”. „Ojciec narodów” zainstalował go u nas przy pomocy czerwonoarmistów, NKWD oraz miejscowej agentury. W rezultacie II wojny światowej Polska straciła 6 milionów obywateli, w tym społeczne oraz polityczne elity, i trafiając do strefy radzieckiej utraciła na pół wieku niepodległość. Choć były prezydent i wieloletni funkcjonariusz PZPR Aleksander Kwaśniewski zapewnił, że on nigdy żadnego komunisty w Polsce nie spotkał, to jednak wypada odnotować, że w latach 1944-1989 właścicielami Polski Ludowej nie były krasnoludki, a konkretni ludzie pochodzący z nadania metropolii moskiewskiej. Stanisław Michalkiewicz ujmuje rzecz następująco: „Kiedy Armia Czerwona ponownie „wkroczyła” na ziemie polskie, dawni bandyci szybko awansowali, zasilając szeregi MO i UB (…) W rezultacie historyczny naród polski od roku 1944 został zmuszony do dzielenia terytorium państwowego z polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą, która nie tylko zdążyła się rozwnuczyć w kolejnych generacjach, ale gotowa jest wysługiwać się każdemu, kto obieca jej możliwość dalszego pasożytowania na historycznym narodzie polskim (…) Ta wspólnota rozbójnicza za komuny stanowiła społeczną bazę partii, a najtwardszym jądrem systemu była bezpieka – wojskowa i „cywilna”, którą tworzyły ubeckie dynastie o początkach tkwiących w mrokach okupacji niemieckiej i sowieckiej”.

Dąbrowszczacy w PRL

Weterani XIII Brygady nie mieli czego szukać w II Rzeczypospolitej, jednak po II wojnie światowej mogli spokojnie przybyć do okupowanego przez sowietów kraju. Propaganda nazywała ich „ochotnikami wolności”. „Księga ewidencyjna dąbrowszczaków mieszkających w Polsce w październiku 1956 r. zawiera 720 nazwisk. Oczywiście nie wszyscy z nich pracowali w aparacie władzy komunistycznej. Pewną część stanowili renciści i inwalidzi wojenni” podaje dr. Mirosław Szumiło. Wielu trafiło jednak do GL, LWP, MO, UB, KBW, służby więziennej, a także do wywiadu. Jako ludzie sprawdzeni i zaufani częstokroć pełnili tam funkcje kierownicze. Eugeniusz Szyr był członkiem Biura Politycznego KC PZPR. Podczas swej długiej kariery został też przewodniczącym Państwowej Komisji Planowania Gospodarczego i wicepremierem. Mieczysław Mietkowski (Mojżesz Bobrowicki) został wiceministrem bezpieczeństwa. Szefem gabinetu ministra był Józef Mrozek, dyrektorami departamentów Leon Rubinsztein i Henryk Toruńczyk – zasłużony w walce z podziemiem niepodległościowym. Podobnie jak dowódca Gwardii Ludowej Bolesław Mołojec, który zwerbował do kadry kierowniczej bojówki kilkudziesięciu byłych dąbrowszczaków przebywających we Francji. (GL stanowiła sowiecką forpocztę. Walczyła z polską ludnością i broniącymi jej „zaplutymi karłami reakcji” – AK i NSZ). Franciszek Księżarczyk dowodził jednostkami w GL, AL, był zastępcą komendanta głównego MO, dosłużył się stopnia generała LWP. Grzegorz Korczyński (Kilanowicz) wsławił się w 1945 roku propozycją budowy krematoriów do palenia Niemców. Warunki były, bo wciąż istniało na ziemiach polskich prawie 200 obozów koncentracyjnych i obozów pracy. Gomułka nie wyraził zgody na gestapowskie metody, ale Korczyński nie został potępiony. Niebawem został generałem i wiceministrem. W 1970 r. znalazł się wśród odpowiedzialnych za masakrę na Wybrzeżu. Jednym z najbardziej prominentnych dąbrowszczaków był Wacław Komar (Mendel Kossoj). Członek dąbrowszczaków, a następnie dowódca 129 Brygady Międzynarodowej, obecny w Hiszpanii niemal do samego końca. W PRL został szefem wywiadu wojskowego i cywilnego. Można tak jeszcze długo wymieniać. Jako, że byli to ludzie Gomułki, po jego odsunięciu, część z nich padła ofiarą wewnętrznych czystek partyjnych tracąc stanowiska, a kilku zostało nawet aresztowanych i uwięzionych. Po powrocie do władzy towarzysza Wiesława w roku 1956 i „gomułkowcy” wrócili do publicznej działalności w aparacie komunistycznego reżimu.

Jak wskazał olsztyński WSA były też jasne persony. „Przytomnieć wypada także takie postacie, jak: Felicjana Majorkiewicza, żołnierza Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich, cichociemny i powstaniec warszawski, czy Floriana Dąbrowskiego, żołnierza Legii Cudzoziemskiej i II Korpusu gen. Andersa”. Świetnie. Udało się znaleźć dwa przykłady. Tylko nikt nie deprecjonuje służby części żołnierzy w niekomunistycznych jednostkach. Nikt nie potępia każdego pojedynczego żołnierza formacji, lecz formację jako całość – ze względu na to, kto wyselekcjonował jej członków, komu podlegali, i w imię jakiej idei walczyli. Bo historia dobitnie pokazała, że wojska komunistyczne — mimo, że ścierały się zarówno z prawdziwymi jak i wyimaginowanymi faszystami — to nigdy i nigdzie nie walczyły o niczyją „wolność” ani „niepodległość”. Tam gdzie triumfowały wprowadzały system totalitarny.

W 1949 roku dąbrowszczacy zostali wcieleni do podporządkowanej PZPR szerokiej organizacji kombatanckiej ZBoWiD i wykreowani na bohaterów. Paradoksalnie, w świeżo zniewolonym kraju przedstawiano XIII Brygadę jako szlachetnych żołnierzy walczących za „wolność waszą i naszą”. Nadano przywileje, uhonorowano odznaczeniami, wydawano albumy i książki, organizowano uroczystości na ich cześć, promowano w szkołach, obejmowano ulice i szkoły ich patronatem. W tradycji postkomunistycznej lewicy pozostają naturalnymi bohaterami oraz pałką wyciąganą w grze politycznej do okładania czających się za każdym krzakiem „faszystów”.

Albo potępiamy komunizm albo nie

Istotę argumentacji strony opowiadającej się za objęciem ulic dąbrowszczaków ustawą dekomunizacyjną celnie wyraził Krzysztof Bosak: „Nikt z przeciwników upamiętnienia tej komunistycznej Brygady Międzynarodowej nie twierdzi, że wszyscy, którzy pojechali walczyć do Hiszpanii, byli zbrodniarzami. Główny zarzut brzmi inaczej: dąbrowszczacy walczyli po stronie, która dopuściła się ogromnych zbrodni wojennych. Walczyli pod sztandarami komunistycznymi (…) Brygady Międzynarodowe były podporządkowane Kominternowi, a więc Stalinowi”. Otóż chodzi tu właśnie o nasz ogólny stosunek do komunizmu. Jeśli ktoś z jakichś powodów (ideowych, finansowych, karierowych, rodzinnych) sympatyzuje z ideami marksistowskimi (a marksizm jest ideologią systemu komunistycznego), to w jego oczach dąbrowszczacy nawet dziś, w okresie wolności badań naukowych, gdy nie występuje już wyłącznie sowiecka wykładnia historii, pozostaną zjawiskiem pozytywnym. Tego nie zmienimy. Żołnierze XIII Brygady mogą także figurować w pamięci mentalnych peerelczyków, jako  cząstka nieodżałowanej ojczyzny ludowej. Jeśli ktoś z kolei łatwo ulega wrzaskom niezrównanych w swej głupocie celebrytów i „postępowej” medialno-politycznej elicie, to również ciężko jest go przekonać żeby dowiedział się rzeczy podstawowej – kim właściwie ci dąbrowszczacy byli. Wystarcza mu prosta, niewymagająca umysłowego wysiłku obserwacja – kto chce ich usunąć z przestrzeni publicznej? „faszyści”, „skrajna prawica”, IPN, PiS! Musieli więc być dobrzy, a nawet jeśli byli źli, to trzeba zrobić Kaczyńskiemu na złość i stanąć w ich obronie. Na szczęście większość ludzi, którzy z łatwością rzucają: „bez sensu”, „po co to zmieniać”, „komu przeszkadzało”, „było, minęło, zostawmy to”, nie kieruje się sympatią do dąbrowszczaków czy sentymentem do epoki minionej, lecz kwestiami bardziej przyziemnymi. Zrozumiałą niechęcią do ewentualnych zmian szyldów, pieczątek, dokumentów, zapisów elektronicznych, itd. Po drugie, ludzie są zmęczeni nieustanną polityczną wojną. Chcą spokoju, mają dość ciągłego epatowana ich kolejnymi, często zupełnie nieistotnymi sporami. Myślę jednak, że tą grupę warto uświadamiać kim naprawdę byli „ochotnicy wolności”, ponieważ ten spór ma znaczenie. Nie idzie tu bowiem wojenki pomiędzy poszczególnymi partyjnymi plemionami, tylko o czym była mowa – o nasz stosunek do komunizmu. Jeżeli jest on jednoznacznie negatywny, dąbrowszczacy powinni wreszcie stracić patronaty ulic w kraju, tak boleśnie dotkniętym przez czerwony totalitaryzm.