Sejm przegłosował poprawki Senatu dotyczące zwiększenia kwoty wolnej od podatku. To krok w dobrą stronę, natomiast na pewno nie wystarczający. I obóz rządowy nie zamierza utrzymywać, że dzisiaj wprowadzane zmiany są trwałe. Jest to typowe rozwiązanie ad hoc, a sprawa kwoty wolnej jeszcze w tej kadencji parlamentu powróci.

Skąd cały ambaras?

Trybunał Konstytucyjny w wyroku o sygnaturze K 21/14 orzekł, że kwota zmniejszająca podatek dochodowy, czyli tzw. kwota wolna, nie powinna być niższa niż minimum egzystencji. Dotychczasowy przepis, zgodnie z orzeczeniem, miał utracić moc obowiązującą 30 listopada 2016 r. To oznacza, że gdyby nie podjęto żadnych prac legislacyjnych związanych z tym tematem, od 1 grudnia 2016 r. w ogóle nie byłoby kwoty wolnej od podatku. Zrozumiałe jest zatem, że partia rządząca zdecydowała się podjąć wysiłek, aby zapobiec powstaniu tej luki.

Niezręczności w komunikacji

Od kilku miesięcy – mniej więcej od czerwca – opinia publiczna jest co jakiś czas bombardowana informacjami dotyczącymi tego, jak będzie wyglądał zreformowany system podatkowy od 2018 r. Mówiło się o tzw. „podatku jednolitym”, który zastąpiłby różnorakie składki, które są odprowadzane od wynagrodzeń obecnie. Z tego względu przez dłuższy czas politycy PiS uspokajali: „będzie wyższa kwota wolna w ramach jednolitego podatku”. Już wtedy mówiono, że będzie to kwota wolna degresywna, tj. taka, która maleje wraz ze wzrostem wynagrodzenia. Jest to element zwiększenia progresji podatkowej i oceniam ten kierunek pozytywnie. Przyjęto jednak, dość niezręcznie, że 2017 r. ma być rokiem „przejściowym”, dlatego żadnych zmian w kwestii kwoty wolnej nie należy wprowadzać – i aby uniknąć luki w prawie, złożono projekt ustawy z… identyczną co dotychczas kwotą wolną. Był to bardzo źle przyjęty przez opinię publiczną ruch. Partia Wolność i ruch Kukiz’15 zaczęły sugerować, że obywatele rozliczając PIT z 2017 r. powinni iść do sądu i domagać się zapłaty mniejszego podatku dochodowego, powołując się na wyrok TK. Senatorowie PiS zrozumieli tę sytuację i w ostatniej chwili uratowali podniesienie kwoty wolnej.

Podniesiona czy obniżona?

Według przyjętych założeń kwota wolna od podatku rośnie do ponad 6 tys. złotych dla osób, które osiągają takie dochody w skali roku. Wykonany został zatem postulat TK dot. zapewnienia nieopodatkowanego minimum egzystencji. Wraz ze wzrostem wynagrodzenia spada ona do dzisiejszego poziomu. Dla osób zarabiających więcej niż 7500 zł miesięcznie kwota wolna będzie niższa niż obecnie, a zarabiający powyżej 10583 zł miesięcznie nie będą mieli jej wcale. Krótko mówiąc – wprowadzono degresywną kwotę wolną. Dla znakomitej większości obywateli nie będzie w 2017 r. zmiany kwoty wolnej, bo osób zarabiających powyżej 7500 zł jest w Polsce bardzo niewiele. Niezadowoleni z takiego rozwiązania będą oczywiście ci, którzy zarabiają więcej – ale nie wszyscy. Część tych osób rozumie na szczęście, że progresja podatkowa, której elementem jest degresywna kwota wolna, jest oczywistym elementem systemu podatkowego i nie należy się na to zżymać.

Klasa średnia, czyli jaka?

Tak to już jest, że najbardziej wpływowymi i najczęściej cytowanymi osobami są te, które zarabiają najwięcej. Nic więc dziwnego, że rozległ się krzyk o podnoszeniu podatków i obniżaniu kwoty wolnej, mimo że obniżenie kwoty wolnej dotyczyć będzie mniej niż 1% obywateli. Najczęściej podnoszonym argumentem jest „kolejne uderzenie w polską klasę średnią”. Niestety, w kwestii tego, kogo należy zaliczać do klasy średniej, a kogo trzeba nazwać już osobą zamożną – quot capites, tot sententiae. Dla niektórych jest to poziom zarobków w okolicy średniej krajowej, dla innych – dwukrotność średniej krajowej, a znajdą się i tacy, którzy powiedzą, że osoba zarabiająca 20 tys. zł miesięcznie należy do klasy średniej. Co ciekawe, im więcej kto zarabia, tym wyżej chce widzieć granicę między klasą średnią a klasą zamożną. Zastanawiające, że mało kto z nich chce się sam przed sobą przyznać, że jest zamożny. Pewnie wynika to z faktu, że słysząc hasła o tym, że „polski kapitał i polski dobrobyt może zbudować tylko silna polska klasa średnia”, koniecznie chce uważać siebie za osobę, która do tego budowania polskiego dobrobytu się najbardziej przyczynia.

Komu dzisiejsze rozwiązania ułatwią życie?

Wyższa kwota wolna od podatku będzie odczuwalna dla osób, które imają się różnych prac dorywczych. Skorzystają na niej także, między innymi, laureaci stypendiów wypłacanych przez fundacje i niezwolnionych z podatku dochodowego. Łatwo sobie wyobrazić także sytuację, w której ktoś podejmuje pracę na podstawie umowy o pracę na czas określony 3 miesięcy (typowy okres próbny w wielu zakładach pracy) za płacę minimalną (od stycznia to 2000 zł), po czym rezygnuje z zatrudnienia. Dzięki nowym rozwiązaniom taki pracownik (piszący te słowa jest takiego pracownika przykładem) nie będzie musiał składać deklaracji podatkowej.

Co dalej?

Jest rzeczą oczywistą, że jest to rozwiązanie przejściowe. Nie jest ono idealne, ale na pewno jest lepsze niż pozostawienie kwoty wolnej od podatku na niezmienionym poziomie dla wszystkich płatników. Ci, którzy krytykowali pozostawienie kwoty wolnej na niezmienionym poziomie, a teraz krytykują jej zwiększenie z wprowadzoną degresją, działają w myśl słów z piosenki zespołu Queen: „I want it all and I want it now”. Też chciałbym, by wszystko dało się wprowadzić od razu. Niestety nie zawsze jest taka możliwość.

Już w najbliższych tygodniach będzie się rozstrzygać przyszłość polskiego systemu podatkowego i to, czy rząd zdecyduje się od 2018 r. wprowadzić rewolucyjne zmiany. Jeśli system miałby zostać przemodelowany w kierunku podatku jednolitego, kwota wolna musiałaby zostać w tym nowym systemie zawarta. Jeśli nie, spodziewam się, że od 2018 r. będzie obowiązywać wyższa niż w 2017 r. kwota wolna od podatku.