Postać generała Wojciecha Jaruzelskiego postrzegana jest niemal wyłącznie przez pryzmat stanu wojennego oraz obrad Okrągłego Stołu. To zrozumiałe, że opinia publiczna kładzie nacisk właśnie na te wydarzenia, ale kluczowe dla zrozumienia postaci generała są działania i decyzje, które podejmował wiele lat wcześniej. Jego immanentną cechą było to, że zawsze, przez cały okres swojej kariery, był posłuszny Moskwie.
Kiedy 13 grudnia 2016 roku, w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, minister Antoni Macierewicz zapowiedział degradację generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka do stopni szeregowych, argumentował że ma to być „symboliczna odpłata za stan wojenny”. Zgoda co do symbolicznego wymiaru tego posunięcia, jeżeli w ogóle dojdzie ono do skutku, ale być może ewentualna degradacja, powinna być rozpatrywana bardziej w kontekście całokształtu ich działalności. Niestety, dla większości Polaków życiorysy postaci z obu stron tzw. „historycznego porozumienia”, zarówno tych, wywodzących się z laickiej lewicy, „legend” Solidarności, jak i nawróconych komunistów z „reformatorskiego skrzydła partii”, którzy połapali się, bądź przyjęli rozkazy, że jednak nie są komunistami tylko demokratami, wciąż zaczynają się w latach osiemdziesiątych lub później. A przecież, ludzie ci mieli już wówczas swoje lata i bynajmniej nie był to początkowy okres ich politycznej aktywności. I właśnie tak rzecz ma się z urodzonym w 1923 roku Wojciechem Jaruzelskim.
Swoją drogą, po deklaracji Macierewicza, postkomuniści, ale i niekomunistyczne „autorytety moralne”, oburzyli się, jakby wraz z odebraniem Jaruzelskiemu i Kiszczakowi stopni generalskich, miały im korony z łbów pospadać. Choć w przypadku „autorytetów moralnych” obawa jest raczej o własne aureole. Co do generałów natomiast, to III RP i tak dała im wiele, m.in. zagwarantowała bezkarność i życie w luksusach nieosiągalnych dla ofiar komunistycznych represji. Skazanie Kiszczaka za stan wojenny na 2 lata w zawieszeniu (jeśli zrobiłby to jeszcze raz, to poszedłby siedzieć…) ma chyba wymiar głównie humorystyczny, tym bardziej, biorąc pod uwagę ciągłe zasłanianie się przed procesem rzekomym złym stanem zdrowia.
Tekst ten nie dotyczy jednak kwestii zasadności i celowości ewentualnej degradacji, lecz ma na celu przytoczenie kilku informacji o polityku i żołnierzu Wojciechu Jaruzelskim, które dzięki pracy grupki historyków, którzy nie bali się podjąć bardzo niewygodnego tematu, mogły ujrzeć światło dzienne.
„Jeśli uznamy Kuklińskiego za bohatera, to znaczy że my wszyscy jesteśmy zdrajcami” stwierdził Jaruzelski, który bynajmniej za zdrajcę siebie nie uważał. Jednak patrząc z polskiego punktu widzenia — a z takiego przecież patrzymy — to, czego dokonał Kukliński, swobodnie stawia go w gronie bohaterów narodu polskiego, jednocześnie czyni zdrajcą Związku Radzieckiego i Układu Warszawskiego. Trzymając się zatem całkowicie logicznej konwencji zaproponowanej przez Wojciecha Jaruzelskiego i analizując jego życiorys, wypada podzielić opinię sporej części rodaków, że okazał się on zdrajcą i wrogiem narodu polskiego. I wcale nie dlatego, że ktoś tego chce, nie dlatego, że ktoś go nie lubi, nie szanuje czy ma do niego żal, tylko dlatego, że on sam świadomie dokonał takiego wyboru i wytrwał w nim we wszystkich momentach próby. Świadomie postawił w swoim życiu na budowanie socjalizmu w ramach wrogiego Polsce Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, ostatecznie zostając namiestnikiem okupanta na swoją pierwotną ojczyznę. Patriotyzm sowiecki przełożył daleko ponad rodzinne antybolszewickie korzenie i tradycje. W okresie, w którym Józef Stalin wprowadzał u nas krwawy komunistyczny reżim, Jaruzelski zrezygnował z polskości, obierając drogę kariery aparatczyka totalitarnego systemu.
W dużej części społeczeństwa funkcjonuje całkowicie fałszywy, sztucznie wykreowany obraz Jaruzelskiego, jako kontrowersyjnego, acz poczciwego dziadka, ocenianego różnie, ale wyłącznie przez pryzmat stanu wojennego oraz obrad Okrągłego Stołu, i niestety, zwykle pod wpływem emocji, zamiast dostępnej wiedzy. Tymczasem człowiek ten, już podczas wojny donosił sowietom na żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego, a w 1946 roku został konfidentem Informacji Wojskowej o pseudonimie „Wolski”. Jednak były to dopiero ponure początki jego działalności przeciwko Polsce. Warto zatem — możliwie krótko — przypomnieć chociaż kilka faktów z bogatego wojskowego i politycznego życiorysu Wojciecha Jaruzelskiego.
W 1943 roku zostaje zmobilizowany do tworzonej przez sowietów na terenie ZSRR Armii Berlinga, a dokładnie do Dywizji im. T. Kościuszki (wojsko uznane przez rząd polski za armię sowiecką). Następnie kończy szkołę oficerską w Riazaniu, przygotowującą przyszłe kadry do zarządzania komunistyczną Polską. Podczas wojny Jaruzelski po raz pierwszy zaczyna donosić na swoich rodaków stawiających opór sowietom, służy też w pułku zwiadowczym. Po wojnie podejmuje decyzję o pozostaniu w wojsku, walczy przeciwko UPA, ale niestety bierze również udział w zwalczaniu resztek partyzantki polskiej. Następnie zostaje skierowany do dowództwa sił lądowych, gdzie zajmuje się sowietyzowaniem wojska. Wyższe wykształcenie wojskowe zdobywa w Akademii Sztabu Generalnego, gdy jest już jej szefem. Dzięki lojalnej służbie i kontaktom z wywiadem wojskowym szybko awansuje, w 1956 r., podczas, gdy wojsko i milicja brutalnie pacyfikuje demonstracje uliczne (Poznański Czerwiec), towarzysz Jaruzelski, w wieku 33 lat zostaje generałem LWP. Pełni również wysokie funkcje partyjne. W 1967 r. Moskwa nakazuje przeprowadzenie antysemickiej czystki w wojsku- Jaruzelski wykonuje rozkaz, rok później jako minister obrony narodowej nadzoruje inwazję na Czechosłowację, a w grudniu 1970 r., władze podejmują decyzję o strzelaniu do protestujących robotników Wybrzeża – ginie ponad 40 osób. Dokumentacja dot. pacyfikacji Wybrzeża zostaje zniszczona, jednak historycy wskazują, że żołnierze nie mogli strzelać bez rozkazu ministra obrony narodowej. Jaruzelski wielokrotnie nagradzany jest sowieckimi odznaczeniami, w tym dwukrotnie: 1968 i 1983, odznaczeniem najwyższym – Orderem Lenina.
Towarzysz Jaruzelski realizował się również jako polityk. Był członkiem PPR (Polskiej Partii Robotniczej), przemianowanej w PZPR, gdzie znalazł się w ścisłym kierownictwie jako członek Biura Politycznego KC PZPR. W 1981 r., gdy agenturalne i propagandowe metody towarzysza Stanisława Kani nie rozwiązują problemu rosnącej w siłę Solidarności, jednocześnie Kania nie chce zdecydować się na zastosowanie rozwiązania siłowego, Moskwa zdejmuje go ze stanowiska Pierwszego Sekretarza, czyli najważniejszego komucha w danej republice radzieckiej, i powołuje tow. Jaruzelskiego — będącego jednocześnie premierem i ministrem obrony narodowej — po to, aby przeprowadził stan wojenny. Rezultat polityczny znamy – skuteczna pacyfikacja Solidarności, reżim wychodzi obronną ręką i drugą Solidarność współtworzy odgórnie według klucza agenturalnego. Narracje o zagrożeniu wejściem sowietów do Polski, historycy, którzy zbadali sprawę zdecydowanie odrzucają na podstawie dostępnych dziś dokumentów. To polscy komuniści oczekiwali wsparcia militarnego ze strony towarzyszy radzieckich, ale ci konsekwentnie odmawiali. Jaruzelski prosił generała Kulikowa o pomoc w razie gdyby miejscowe wojsko nie poradziło sobie z ogromnym niekontrolowalnym ruchem obywatelskim, jakim była pierwsza Solidarność. 10 grudnia 1981 r. w związku z prośbą Jaruzelskiego odbyło się posiedzenie najwyższych władz radzieckich, z którego znany jest protokół. Oto kilka cytatów: Andropow: „Nie możemy ryzykować. Nie mamy zamiaru wprowadzać wojsk do Polski. Jest to stanowisko słuszne i musimy trzymać się go do końca”. Susłow: „Sądzę, że wszyscy podzielamy pogląd, że o żadnym wprowadzeniu wojsk nie może być mowy”. Gromyko: „Wprowadzać wojsk do Polski nie można w żadnym razie”.
Przypomnijmy, że w latach osiemdziesiątych w związku z reorientacją polityki ZSRR wobec demoludów, stopniowy rozkład systemu komunistycznego rozpoczyna się również w Polsce Ludowej. Ponieważ potrzebne są zdecydowane, sprytne i skuteczne działania, kontrolę nad PZPR przejmuje wojskowa bezpieka i rozpoczyna przygotowania do kontrolowanej transformacji ustrojowej oraz do uwłaszczenia nomenklatury. Jednocześnie trwająca od stanu wojennego dekada rządów mundurowych z gen. Jaruzelskim na czele, odbija się fatalnie — jak cały okres socjalizmu realnego — na kondycji gospodarczej państwa. Od roku 1986 następuje jednak liberalizacja w sferze społecznej, a w 1988 nawet chwilowa normalizacja stosunków gospodarczych w efekcie słynnej tzw. Ustawy Wilczka. Wreszcie w 1989 r. odbywają się obrady Okrągłego Stołu, poprzedzone realnymi ustaleniami zawartymi w ośrodku MSW w Magdalence, pomiędzy ekipą Jaruzelskiego i Kiszczaka a wybranymi reprezentantami Solidarności. Trzon tej grupy stanowią działacze tzw. „lewicy laickiej”. Gen. Jaruzelski do końca lipca 1989 pozostaje I sekretarzem KC PZPR, ponadto pełni szereg kolejnych funkcji, m.in.: Przewodniczącego Rady Państwa, i zgodnie z ustaleniami z Magdalenki, Prezydenta PRL, a od 31 grudnia 1989 roku, pierwszego Prezydenta RP. Zostaje wybrany przez Zgromadzenie Narodowe. Przeforsowanie jego kandydatury na to stanowisko, staje się jednym z elementów gwarantujących formacji postkomunistycznej zachowanie wpływów i przywilejów uzyskanych w epoce minionej. 22 grudnia 1990 r., wraz z zaprzysiężeniem Lecha Wałęsy na prezydenta, oficjalna kariera polityczna towarzysza Jaruzelskiego dobiega końca.
Wojciech Jaruzelski, jak wiadomo, nigdy nie poniósł odpowiedzialności karnej za swoje czyny. Pracujący nad biografią generała dr Piotr Gontarczyk wskazuje, że „wokół Jaruzelskiego jest mnóstwo niedomówień, kłamstw, zacierania prawdy”. Jeszcze wielu lat trzeba, żeby odkłamać zafałszowany wizerunek tej postaci, jednak mimo potężnej machiny dezinformacyjnej wybielającej rolę generała w historii PRL, coraz więcej Polaków, szczególnie młodego pokolenia, nie daje się łatwo oszukiwać. Prof. Eisler uważa, że w dłuższej perspektywie ocena Jaruzelskiego będzie dużo bardziej krytyczna, ostra i surowa, niż ocena dzisiejszych antykomunistów, ponieważ historycy ciągle odkrywają kolejne dokumenty niekorzystne dla przywódców PRL, a nie udaje się znaleźć żadnych przemawiających na ich korzyść (mówimy o dokumentach, nie o opowieściach). Fakt, wiele materiałów wciąż pozostaje tajnych bądź ukrytych, ale przecież żaden człowiek nie ukrywa dokumentów, które świadczą o nim dobrze, pokazują szlachetne uczynki itd. A tak właśnie dzieje się w przypadku władców PRL.
Panie anonimowy!
Jestem pod wrażeniem tej jakże bogatej argumentacji …
Panie Grzegorzu!
musi pan jeszcze troché pozyc by cokolwiek zrozumiec.