Minął już miesiąc od tragicznej śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Jak można było przypuszczać, po tym czasie medialna wrzawa ucichła, a czwarta władza zajmuje się innymi tematami, ten zostawiając na czas przedwyborczy. Ja tymczasem postanowiłem właśnie teraz zastanowić się nad zabójstwem gdańskiego polityka. Cisza służy bowiem refleksji.
Zainspirowały mnie do niej słowa Grzegorza Brauna, który w wywiadzie udzielonym 15 stycznia Telewizji wPolsce stwierdził, że zabójstwo te ma wszelkie znamiona publicznej egzekucji. Jako historykowi, zaczęły mi natychmiast przewijać się w głowie różne daty i wydarzenia, które łączy szablonowa wręcz postać zabójcy – szaleńca. Jak udowadniają nam dzieje ludzkości, historia przysłowiową nauczycielką życia wprawdzie nigdy nie była, jednak jest pomocna i pewne kwestie uwypukla.
Już rzymski cesarz Neron wymyślił, że do realizacji własnych niecnych planów potrzebny jest dobry pretekst. A jako narzędzie do jego realizacji najlepiej użyć szaleńców, za jakich bez wątpienia w oczach starożytnych mieszkańców Rzymu uchodzili ówcześni wyznawcy Chrystusa. Neron pozbył się chrześcijan, stworzył swój najważniejszy utwór „Zdobycie Troi”, a następnie mógł odbudowywać miasto według własnej koncepcji. Oczywiście to tylko jedna z hipotez dotyczących pożaru z lipca 64 roku, dlatego zostawmy starożytny Rzym i przyjrzyjmy się zdarzeniom nam bliższym.
Sarajewo, 28 czerwca 1914 roku. Habsburski arcyksiążę Franciszek Ferdynand wraz z małżonką Zofią obchodzili rocznicę swojego ślubu. Nie spodziewali się, że będzie to ostatnia uroczystość w ich życiu. Zginęli z ręki zamachowca Gavriło Principa, członka serbskiej organizacji „Czarna Ręka”. Mamy więc typowego zabójcę: fanatyka i nacjonalistę. Oczywiście zamach w Sarajewie nie był bezpośrednią przyczyną wybuchu globalnego konfliktu, a jedynie pretekstem ku niemu. Dążyło do niego zbyt wiele stron, toczyła się walka o nowy światowy ład. Każda wojna potrzebuje zapalnika, propagandowego uzasadnienia. A czy można znaleźć bardziej emocjonalne, niż bestialskie zamordowanie wielkiego przeciwnika wojny, jakim był Franciszek Ferdynand?
Warszawa, 16 grudnia 1922 roku. Świeżo upieczony prezydent Polski Gabriel Narutowicz udaje się, by otworzyć wystawę w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. Przez tłum przedziera się jeden ze współautorów wystawy – artysta Eligiusz Niewiadomski. Oddaje w plecy prezydenta trzy strzały z rewolweru. Te okazują się śmiertelne. Pierwszy prezydent odrodzonego państwa Polskiego padł ofiarą publicznej egzekucji. Kojarzony z endecją zabójca został skazany i już w styczniu 1923 roku rozstrzelany. I znów pojawia na się zamachowiec szablonowy: szaleniec i nacjonalista. Pytanie tylko, komu zabójstwo prezydenta Narutowicza było na rękę? Bo na pewno nie endecji. Niewiadomski był bez wątpienia szaleńcem. Ale czy szaleńcem, który z własnej inicjatywy zabił prezydenta, czy też tylko nieświadomym narzędziem? Tego możemy się jedynie domyślać.
Dallas, 22 listopada 1963 roku. Prezydent Stanów Zjednoczonych John F. Kennedy, w ramach trasy przedwyborczej, odwiedza Teksas. Na Dealey Plaza zostaje zamordowany. Zamachowcem okazuje się Lee Harvey Oswald, znów fanatyk, tym razem jednak marksista. Czyli szalony ideowiec – zabójca wzorcowy. Pytań odnośnie morderstwa prezydenta przybywało jednak od chwili zamachu. Sam Oswald został zastrzelony kilka dni później. Znaków zapytania w tej sprawie jest więcej niż odpowiedzi. Z całą pewnością można jednak stwierdzić, że Oswald był tylko narzędziem pasującym w utkanej uprzednio narracji. Coś jednak poszło nie tak. Prawdy zapewne nie dowiemy się nigdy.
Watykan, 13 maja 1981 roku. Ojciec Święty Jan Paweł II jedzie na audiencję przez plac św. Piotra. Stojąc błogosławi wiernych. Nagle z tłumu padają dwa strzały. Samochód z papieżem zawraca. Głowa Kościoła Katolickiego spoczywa na rękach ks. Dziwisza, a na jego sutannie pojawia się krew. Na szczęście Jan Paweł II przeżył. Zamachowcem okazał się Mehmet Ali Agca, związany z organizacją terrorystyczną Szare Wilki. Do dziś nie znamy zleceniodawców zamachu na papieża, ale nie ulega wątpliwości, że Ali Agca nie działał z własnej inicjatywy. Był narzędziem. Jak już zauważyliśmy, ekstremista i fanatyk, nadaje się to tej roli najlepiej.
Zabójstwa dokonywane ręką szaleńców to metoda praktykowana od wieków. Dodajmy, iż jest to metoda skuteczna, która szybko kończy śledztwo. Organy ścigania dostają bowiem od razu zabójcę oraz wygodny motyw. Śledztwo kończy się na starcie. Czy tak było w przypadku zabójstwa Pawła Adamowicza? Nie wiem. Przeciętny czytelnik stwierdzi zapewne, że lansuję tu różnego rodzaju teorie spiskowe, na które nie mam żadnych realnych dowodów. I będzie miał rację. O ile jednak czytelnik może odrzucić moje argumenty, to nie ma prawa zrobić tego prokuratura. A tak właśnie było w przypadku zabójstwa prezydenta Gdańska. Śledczy mają obowiązek zbadać wszystkie okoliczności tego tragicznego zdarzenia. A te, jak słusznie zauważył Grzegorz Braun, mają znamiona publicznej egzekucji.