W przedwiosennym cieniu manewrów poprzedzających majowe wybory do Parlamentu Europejskiego, arycyciekawa rywalizacja o charakterze niebezpośrednim, toczy się w Gdańsku. Już w najbliższą niedzielę, 3 marca, odbędą się tam przedterminowe wybory na prezydenta. Wybory, których miało nie być. Co ważne, nie tylko z uwagi na tragiczny powód ich zarządzenia (zabójstwo Pawła Adamowicza), ale i noszącą znamiona politycznego walkoweru postawę mainstreamowych ugrupowań, które z wystawienia swoich kandydatów zrezygnowały.
Głównym powodem dla schowania, przysłowiowo rzucanej, rękawicy do szafy, w wymiarze praktycznym, miało być uniknięcie zarzutów o polityczne wykorzystywanie tragicznej śmierci Pawła Adamowicza, pod płaszczem wyników niedawnych wyborów samorządowych, w których jednoznacznie zwyciężył. Na komisarza, czyli osobę pełniącą obowiązki prezydenta do czasu rozstrzygnięcia przedterminowych wyborów, Premier wskazał wiceprezydent Gdańska Aleksandrę Dulkiewicz. Mimo niecodziennych powodów wygaśnięcia mandatu dotychczasowego włodarza miasta, już tę decyzję uznać można zarówno za gest jak i ruch polityczny. Motywacje dla „gestu” wskazałem nieco wyżej natomiast za „ruchem” przemawia, w moim odczuciu, ryzyko zachwiania gdańskiego status quo. Z jednej strony, po 20 latach prezydentury Adamowicza, ciężko wyobrazić sobie, by podlegający mu dotychczas urzędnicy, szefowie miejskich instytucji etc. mieli ochoczo ruszyć do współpracy z komisarzem wrogiego obozu politycznego, a z drugiej byłoby to jednoznaczne z przewróceniem pierwszej kostki domina. W obliczu wcześniejszych, ujmijmy to delikatnie, zarzutów wobec Adamowicza (zarówno ze strony PiS’u jak i PO) wypadałoby przecież, volens nolens, dokonać swoistego audytu i weryfikacji swoich oskarżeń. A takie włożenie kija w mrowisko nie tylko rozpętałoby burzę w całym kraju ale wymagałoby również swojej konsekwencji w postaci wystawienia kandydata w przedterminowych wyborach. Zdaje się, że jak na trudny, wyborczy rok, to dla mainstreamu zbyt ryzykowny pakiet zdarzeń, nieprawdaż? Tymczasem, tzw. polityczne wykorzystywanie tragicznej śmierci mogliśmy obserwować jeszcze zanim pochowano Pawła Adamowicza. Na kanwie wyżej opisanych zabiegów zrodził się jednak ciekawy precedens w postaci swoistego dziedziczenia urzędu prezydenta. Oczywiście, nawet gdyby Aleksandra Dulkiewicz okazała się jedyną kandydatką, wybory i tak należałoby przeprowadzić, niemniej trudno przypuszczać, by konstruowany na te potrzeby walkower utrudnił jej objęcie gdańskiego tronu.
Rozwalkowerować postanowił go jeden z czołowych polskich monarchistów – Grzegorz Braun, któremu, jak z uśmiechem zauważa, przyszło bronić w Gdańsku demokracji, zapewniając jego mieszkańcom możliwość wyboru. Niedługo wcześniej, reżyser dołączył do Koalicji Propolskiej zawiązanej przez partie KORWiN i Ruch Narodowy (obecnie należą do niej także Skuteczni na czele z Liroyem czy działaczka pro-life Kaja Godek) na majowe wybory do Parlamentu Europejskiego. Wspominając skutki, i tak możliwie najmniejszej dopuszczanej przez prawo wyborcze, obecności Grzegorza Brauna w mediach publicznych podczas kampanii prezydenckiej 2015 roku, nietrudno wyobrazić sobie popłoch jaki wywołała w Gdańsku ta deklaracja. Warto zauważyć, że poszczególne akty kampanii wyborczej są ściśle regulowane przez prawo a terminy wyznaczone na realizację przez kandydatów na kandydatów określonych obowiązków formalnych zależą także od zarządzonej przez Premiera daty przeprowadzenia wyborów. Zgodnie z przepisami zawartymi w Kodeksie wyborczym Mateusz Morawiecki mógł zarządzić je nawet na niedzielę 14 kwietnia, czyli ostatni dzień wolny od pracy, mieszczący się w 90-dniowym terminie od momentu wygaśnięcia mandatu zmarłego Pawła Adamowicza. Tymczasem, wybory w Gdańsku odbędą się 3 marca. Nie muszę chyba zaznaczać, że kampania dłuższa o niemal półtora miesiąca jest na wagę złota a przecież, z oczywistych powodów, już sama konieczność ich przeprowadzenia zaistniała nagle. Z drugiej strony, w obliczu szykowanego walkowera, czasu pozostawiono aż nadto.
O ile opisane wyżej preludium gdańskiej kampanii rodzi szereg pytań natury politycznej, o tyle kolejne zdarzenia jej towarzyszące przyniosły szereg prawnych wątpliwości. Proszę wybaczyć mi, że niniejszy artykuł nie dokumentuje w pełni przebiegu wyborczej rywalizacji czy postulatów głoszonych przez poszczególnych kandydatów. Bardziej wnikliwe opisanie kampanii jedynie Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Dudy z 2015 roku zajęło mi swego czasu blisko 100 stron. Celem tego felietonu, jest nawet nie rzucenie światła na procedury wyborcze w Gdańsku a samo zwrócenie lampki w ich stronę. Jeśli już bowiem wycieńczona podróżą i odarta ze szczegółów informacja o zastrzeżeniach prawnych wobec rejestracji komitetu Aleksandry Dulkiewicz do Państwa dotarła, to szereg mediów przedstawiało je jako element kampanii i atak Brauna na jego kontrkandydatkę. Tymczasem, wspierany opinią m.in. mecenasa Stefana Hambury, KWW Grzegorza Brauna zwrócił uwagę na naruszenie procedury przez gdańskiego komisarza wyborczego, sędziego Marka Jasińskiego, przy rejestracji komitetu Aleksandry Dulkiewicz „Wszystko dla Gdańska”, składając w tej sprawie pismo do Państwowej Komisji Wyborczej w Warszawie. Zgodnie art. 95 par. 3 Kodeksu wyborczego, „nazwa i skrót nazwy komitetu wyborczego wyborców muszą być różne od nazw lub skrótu nazw partii politycznych lub organizacji, wpisanych odpowiednio do ewidencji lub rejestru, prowadzonych przez właściwy organ”. W tym konkretnym przypadku, w Krajowym Rejestrze Sądowym figurowało już wcześniej stowarzyszenie o tożsamej nazwie „Wszystko dla Gdańska”. Skala tych nieprawidłowości była o tyle większa, że nie tylko bezprawnie zarejestrowano komitet pod tą nazwą, ale upłynął już wówczas prawem przewidziany termin rejestracji komitetów wyborczych. O tyle większa, że na kartach bezprawnie zarejestrowanego komitetu zbierano podpisy pod kandydaturą Aleksandry Dulkiewicz i o tyle bardziej dramatyczna, że termin na ich złożenie mijał dwa dni później. Jej start w wyborach stanął nagle pod znakiem zapytania.
https://youtu.be/dXkcYGLrwI0
Jeszcze tego samego dnia PKW uchyliła decyzję gdańskiego komisarza wyborczego, stwierdzając, że powinien jedynie wezwać komitet „Wszystko dla Gdańska” do zmiany nazwy w terminie 5 dni od dnia otrzymania wezwania. Sytuację uspokajał także sam przewodniczący PKW Wojciech Hermeliński, tłumacząc, że „komitet musi złożyć nową nazwę. Nie jest to problem, to jest dodanie wyrazu czy coś takiego i natychmiast kandydata rejestrują”. Wskazywał też, że podpisy złożone na kartach z błędną nazwą powinny zostać uznane przez gdańską komisję za złożone prawidłowo. Ze stwierdzeniem ich ważności nie zgodził się KWW Grzegorza Brauna, którego pełnomocnik, Włodzimierz Skalik, zaskarżył podjętą przez PKW uchwałę do Sądu Najwyższego. Dzień później komitet Dulkiewicz złożył wniosek o zmianę nazwy, dodając do niej imię i nazwisko kandydatki. Wiceprezydent Gdańska, Piotr Grzelak, pokusił się nawet o apel do kandydatów, by „na przyszłość nie uciekali się do kruczków prawnych”, ale skupili się na rozmowie o mieście. O ile mi wiadomo, instytucja „kruczka prawnego” polega na sprytnym wykorzystaniu niejasności przepisów a w tym przypadku, jak na polskie prawo, są one wyjątkowo czytelne. Przy okazji, wątpliwości mogą budzić też kompetencje zarządzającej komisarycznie Gdańskiem, skoro napotyka ona problemy prawne na etapie rejestracji własnego komitetu. Odłóżmy je jednak na bok, podobnie jak pominięto, po raz kolejny, jedną z podstawowych zasad prawa wyrażaną w łacińskiej paremii Ignorantia iuris nocet. Nieznajomość prawa bowiem szkodzi, ale jak widać nie wszystkim.
Tymczasem, mimo życzliwości PKW, komitet Dulkiewicz uznał najwidoczniej całą sytuację za na tyle poważną i ryzykowną, że postanowił zebrać następnego dnia dodatkowe podpisy i na wypadek dalszych wątpliwości dostarczyć je do siedziby Komisji. W ciągu zaledwie 10 godzin zgromadzono ich 25 tysięcy, co stanowić miało także swoisty pokaz sił. W moim odczuciu, znacząco z nim przesadzono, bowiem 1 podpis na 1,44s, niezależnie od skali poparcia dla kandydatki, brzmi już nie tylko imponująco ale i podejrzanie pod względem technicznym. Kolejne, prawne wątpliwości budzi zaangażowanie w zbiórkę podpisów miejskich instytucji, takich jak Muzeum Bursztynu czy sygnały o listach poparcia w biurze podawczym Urzędu Miasta (kliknij).
Okazuje się, że w zbiórkę podpisów dla Aleksandry Dulkiewicz zaangażowane są miejskie instytucje takie jak Oddział Muzeum w Gdańsku.
To jest niesamowite. To jest prywatny folwark. pic.twitter.com/ILvFRfKkwc— Kacper Płażyński (@KacperPlazynski) February 6, 2019
Przypomnę, że do rejestracji kandydata niezbędne było złożenie 3 tysięcy podpisów, obok których należy przecież wpisać imię i nazwisko, adres i pesel. Spośród wszystkich ośmiu zarejestrowanych komitetów, sztuka ta, oprócz KWW Wszystko dla Gdańska Aleksandry Dulkiewicz, udała się tylko dwóm kandydatom: Grzegorzowi Braunowi i Markowi Skibie, którzy przynieśli do Miejskiej Komisji Wyborczej w Gdańsku blisko dwukrotność wymaganej ich liczby. Ten pierwszy czasu miał jeszcze mniej, gdyż na etapie rejestracji KWW Grzegorza Brauna przez jego pełnomocnika, Komisarz Wyborczy zażądał osobistej zgody na wykorzystanie w nazwie własnego komitetu własnych imienia i nazwiska kandydata. Do ostatnich chwil zbierano zatem tak zwaną „górkę”, by w przypadku zakwestionowania części podpisów nie zabrakło „kilku” do niezbędnych dla rejestracji 3 tysięcy. Choć wymogi w tym zakresie zostały spełnione jeszcze w środę 7 lutego, Komisja, podczas piątkowego posiedzenia, 9 lutego, dopatrzyła się „uchybień” w zgłoszeniu kandydatury Grzegorza Brauna, wzywając reżysera w specjalnej uchwale do usunięcia błędu w jednym z formularzy. Jak się okazało, wpisał on w rubryce „adres zamieszkania” adres swojego zamieszkania, tymczasem Komisja oczekiwała, że umieści tam adres, pod którym zarejestrowany jest jako wyborca. Pełnomocnik komitetu Brauna złożył pismo, w którym określił uchwałę Komisji za bezpodstawną i bezprawną, pytając wcześniej Przewodniczącego, jak formalnie ów błąd ma naprawić, skoro formularz nie zawiera odpowiedniej rubryki. Wobec odmowy odpowiedzi, po konsultacjach z prawnikami, przekazał Komisji odręcznie napisane przez Brauna oświadczenie, zawierające rzekomo brakującą informację.
Ów poniedziałek przyniósł dwa rozstrzygnięcia. Gdańska Komisja, po weryfikacji złożonego oświadczenia, wydała oficjalny dokument, potwierdzający skuteczną rejestrację kandydatury Grzegorza Brauna a reżyser jeszcze tego samego dnia zasiadł w studiu TVP Gdańsk. Z kolei Sąd Najwyższy, na posiedzeniu niejawnym w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, odrzucił skargę komitetu Brauna na wcześniejszą uchwałę PKW. Kampania wyborcza wkroczyła w decydującą fazę.
Niniejszy artykuł dokumentuje jedynie prawne i quasi-prawne zdarzenia, kluczowe w mojej opinii dla rozwalkowerowania walkoweru, zarządzonego w Gdańsku przez największe ugrupowania polityczne. Osobnym tematem są poglądy poszczególnych kandydatów i pomysły dla miasta, o którego fotel prezydencki się ubiegają. Warto jednak nadmienić, że do ich bezpośredniej wymiany w pełnym gronie, jak dotąd, nie doszło. Aleksandra Dulkiewicz, w poniedziałkowej rozmowie na antenie Radia Gdańsk, przyznała, że choć wiele osób pyta ją o debatę, sama ma z tym duży kłopot. W jej ocenie, „pokazywanie w życiu publicznym osoby, która jawnie protestuje przeciwko procedurom demokratycznym” i której standard języka jest językiem wykluczającym, powoduje, że stajemy się gorszymi ludźmi” a w związku z jej niechęcią wobec takich postaw, konsekwentnie nie zamierza stawać do debaty.
https://www.facebook.com/RadioGdansk/videos/540470013108333/
Tymczasem, wykluczeni z możliwości debatowania z Aleksandrą Dulkiewicz kandydaci, spotkali się wczoraj w Sali Dębowej Filharmonii Bałtyckiej.
https://youtu.be/0Op5WHe09nY