Mamy obecnie w Polsce trzy partie prawicy liberalnej: Wolność, Kongres Nowej Prawicy oraz Unię Polityki Realnej.

Czytaj: Prawica liberalna w Polsce (cz.1), Prawica, Prawica liberalna

UPR – partia konserwatywno-liberalna

Unia Polityki Realnej swą nazwą nawiązała do założonego pod zaborem rosyjskim w 1905 roku konserwatywnego Stronnictwa Polityki Realnej. W 1987 roku Janusz Korwin Mikke, Stefan Kisielewski i Stanisław Michalkiewicz założyli Ruch Polityki Realnej. Od 1989 roku wystartowali z pismem „Najwyższy Czas”. W tym samym roku utworzyli liberalną ekonomiczne i konserwatywną światopoglądowo partię UPR. Przez Unię przewinęło się wiele znanych nazwisk m.in.: Rafał Ziemkiewicz, Łukasz Warzecha, Marian Kowalski, Przemysław Wipler. Znaleźli się w niej późniejsi działacze kolejnych partii liberalnych jak: Michał Marusik, Stefan Oleszczuk, a także nieliczne przypadki przyszłych polityków PiS (Ryszard Czarnecki), czy PO (Sławomir Nitras). Byli też Lech Pruchno-Wróblewski i Andrzej Sielańczyk, którzy razem z Korwinem-Mikke dostali się w 1991 r. do Sejmu pierwszej kadencji.

JKM wsławił się w 92 roku zgłoszeniem słynnej uchwały lustracyjnej zobowiązującej ministra spraw wewnętrznych do ujawnienia nazwisk posłów, senatorów, ministrów, wojewodów, sędziów i prokuratorów będących tajnymi współpracownikami UB i SB w latach 1945–1990. Jak wiadomo, w następstwie tej uchwały ówczesny premier Jan Olszewski podjął — i tak planowaną — próbę ujawnienia konfidentów w strukturach państwa. Doszło wtedy do „nocnej zmiany” tzn. obalenia rządu Olszewskiego przez zorganizowaną na szybko antylustracyjną koalicję. Inna (nie)ciekawa sytuacja miała miejsce, gdy Korwin postulował z mównicy sejmowej wprowadzenie zakazu zadłużania państwa, za co został przez salę wyśmiany. Dziś oficjalny dług przekroczył bilion złotych, a ukryty dług emerytalny wynosi według GUS 5 bilionów. Na tle tonących w długach Grecji, Portugalii, Hiszpanii czy Włoch, Polska i tak nie wypada najgorzej, a już całkiem nie najgorzej powodzi się konkretnym ludziom, którzy do wygenerowania takiego długu doprowadzili.

UPR nie odniosła wielkich sukcesów politycznych. Stała się jednak ośrodkiem promocji idei wolnorynkowej. Założyciele, wydaje się słusznie twierdzą, że UPR odegrała rolę przede wszystkim wychowawczą wobec społeczeństwa bałamuconego przez lata marksizmem-leninizmem. UPRowcy nie byli jedyną grupą propagującą wówczas hasła liberalizmu, bo te miały podatny grunt w społeczeństwie jako przeciwieństwo niewydolnej gospodarki centralnie planowanej, natomiast jako jedyni naprawdę chcieli ten liberalizm wprowadzić. Pokazały to dalsze dzieje III RP. Tam gdzie udało im się docierać krzewili idee liberalizmu, przedstawiali podstawy ekonomii wolnorynkowej, rozprowadzali literaturę, wyjaśniali czym naprawdę jest kapitalizm. Tłumaczyli np., że pracodawca tylko odprowadza do urzędu składki, ale płaci pracownik, że podatki są przerzucalne, że rząd nie ma własnych pieniędzy, a jedynie prowadzi redystrybucję środków odebranych podatnikom. Dla wielu były to informacje szokujące, niewyobrażalne.

Partia Korwina-Mikke połączyła klasyczne liberalne koncepcje gospodarcze z pierwiastkami konserwatywnymi. Zatrzymamy się na chwilę przy tym zagadnieniu, ponieważ jak już wspomnieliśmy, prawica konserwatywna została z „postępowej”, „nowoczesnej” Europy niemal całkowicie wyparta. Również w Polsce nie istnieje żadna zauważalna partia stricte konserwatywna. Jej niektóre komponenty przejęły partie prawicy liberalnej. Stanisław Michalkiewicz w książce z 2005 roku „Dobry ‘zły’ liberalizm” wyróżnił dwa współczesne nurty liberalizmu, tj. nurt demokratyczny i właśnie konserwatywny, oraz wyłożył dlaczego jego zdaniem demokracja jest nie do pogodzenia z ideologią wolności, a co za tym idzie – z właściwie pojmowanym liberalizmem, i dlaczego dla liberalizmu naturalna jest raczej symbioza z konserwatyzmem. Gorąco zachęcam do lektury tej niezwykle cennej, krótkiej pozycji. My tymczasem skupimy się na podejściu UPR i wywodzących się z niej kolejnych partii do konserwatyzmu, które Michalkiewicz wyraził następująco: „konserwatyzm nie tyle oznacza niechęć do zmian, co przekonanie, że istnieją wartości nie zmieniające się w czasie. Ponieważ się nie zmieniają, a są cenne, to warto je ochraniać, również przed zagrożeniami niesionymi przez rozmaite zmiany. W postawie konserwatywnej wyraża się zatem troska o przetrwanie cywilizacji, której kręgosłupem jest tradycja. W odróżnieniu od postępowców, konserwatyści raczej nie projektują przyszłości cywilizacji, ograniczając się do ochraniania elementów gwarantujących jej tożsamość w kontynuacji (…) Jeśli zatem mówimy o tradycji, jako kręgosłupie cywilizacji, to musimy odnaleźć jej elementy konieczne, bez których cywilizacja, w jakiej ukształtowaliśmy się, w ogóle by nie powstała, albo wyglądałaby zupełnie inaczej. Takie elementy z pewnością istnieją, bo istnieją różne cywilizacje. (…) jesteśmy już gotowi do postawienia pytania, jakie elementy są konstytutywne dla cywilizacji łacińskiej, będącej naszą cywilizacją macierzystą. Wydaje się, że w grę wchodzą co najmniej trzy takie elementy: grecki, a ściślej – arystotelesowski stosunek do prawdy, rzymski wynalazek rozdziału prawa publicznego od prywatnego oraz religia chrześcijańska”.

Na przestrzeni ponad 30 lat swojej działalności UPR zawierała różne sojusze wyborcze, ulegała kilku rozłamom, aż w 2009 szeregi partii opuścił Janusz Korwin-Mikke. Nie można jednak powiedzieć żeby szczególnie zmieniło się jej ideowe oblicze. Prezesem jest dziś Bartosz Jóźwiak. Od zakończenia pierwszej kadencji, partia nie powróciła już do Sejmu. Dopiero od ostatniej elekcji kilku jej członków sprawuje mandaty poselskie w ramach klubu Kukiz’15. Tymczasem po rozbracie z UPR kolejne inicjatywy polityczne podejmował Korwin-Mikke. Tą, która odniosła największy sukces wyborczy, wzbudziła ogromne nadzieje i uzyskała wysokie poparcie, następnie je roztrwaniając, była założona w 2011 roku kolejna partia konserwatywno-liberalna – Kongres Nowej Prawicy.

Tej siły już nie powstrzymacie – ta siła powstrzymała się sama

O ile UPR musiała zadowolić się rolą krzewiciela idei wolnorynkowych, to KNP miała pewną szansę przebicia się przez zaprojektowany przez generała Kiszczaka i „lewicę laicką” system, jako realna alternatywa wobec wojenki salonowej Platformy z pisowskim “ciemnogrodem”. Zapowiadało się naprawdę dobrze. Nowa partia Korwina szybko zbudowała struktury, dysponowała już solidnym zapleczem intelektualnym, a obok prezesa pojawił się cały szereg wyrazistych, rozpoznawalnych na prawicy postaci. Jednak przede wszystkim to przewaga nad lewicą w sieci dała możliwość nawiązania jakiejkolwiek rywalizacji. Tu udało się twardogłowych zaskoczyć, ponieważ ci nie rozumiejąc internetowych realiów, w których wciąż jeszcze istnieje spory zakres wolności, postrzegali politykę medialną wyłącznie poprzez pryzmat telewizji. Tam bowiem, w przeciwieństwie do internetu, niepodzielnie panują wiernopoddańcze wobec nich tabuny resortowych funkcjonariuszy medialnych pokroju „znanego z żarliwego obiektywizmu” redaktora Tomasza Lisa. Niewygodnych oponentów politycznych po prostu nie dopuszcza się do głosu. Systematyczny wzrost poparcia dla KNP nie oznaczał też szczególnego zwrotu społeczeństwa ku liberalizmowi ekonomicznemu. Tu pozostaje pewien stały, niestety niewielki elektorat. Korwin, Wipler i spółka zagospodarowali wyborców potencjalnie antysystemowych, antyestablishmentowych oraz przeciwnych planom masowego sprowadzenia muzułmańskich imigrantów do Polski.

W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku KNP uzyskała wynik 7%, wprowadzając czterech unioposłów: Korwina, Michała Marusika, Jarosława Iwaszkiewicza i Stanisława Żółtka. Był to moment kulminacyjny. Sale na spotkaniach z Korwinem pękały w szwach, sondaże zaczęły przekraczać 10% poparcia. Karierę robiło słynne „tej siły już nie powstrzymacie” Artura Dziambora. Wydawało się, że po raz pierwszy w historii III RP partia prawicy liberalnej z hukiem wejdzie do Sejmu i to być może w roli tzw. „języczka uwagi”. Stało się jednak inaczej. Niedługo po unijnych wyborach w partii doszło do rozłamu. „Ta siła powstrzymała się sama” przyznał Artur Dziambor. To prawda, że niepowodzenie KNP zostało spowodowane przez kilka czynników. Po sukcesie w wyborach prezydenckich na antysystemową scenę polityczną wkroczył Paweł Kukiz przejmując część rozczarowanego establishmentem III RP elektoratu. Atak standardowo przypuścili pełniący funkcję „moralnych autorytetów” i politycznych „ekspertów” celebryci. Wajchowi, tzn. wice-kiszczaki z byłych WSI, których nieobecność jest tylko wyższą formą obecności, założyły nawet nową rzekomo „wolnorynkową” partię polityczną, niefortunnie obsadzając ją gromadą komediantów i cymbałów, ale dzięki niezwykle nachalnej, zmasowanej kampanii promocyjnej w „niezależnych” mediach głównego nurtu, część ludzi dała się nabrać na Nowoczesną jako formację umiarkowanie liberalną oraz inicjatywę oddolną. Kukiz’15 i N. zajęły odpowiednio trzecie i czwarte miejsce w wyborach parlamentarnych 2015 r. To wszystko działo się wszakże niezależnie od liberałów. Kluczowym powodem niepowodzenia KNP był konflikt personalny wewnątrz partii. Jeszcze przed wyborami nastąpił rozłam, w wyniku którego większość starych liderów pozostała w Kongresie, a Korwin wraz z Wiplerem i Konradem Berkowiczem założył koleją partię. Stało się jasne, że KNP bez JKMa wypada z wyścigu, ale i partia KORWiN z wynikiem 4,7% nie załapała się do Sejmu. Środowisko prawicy liberalnej, wreszcie po tylu latach nierównej walki z lewicą rosnące w siłę, mające w kilkumiesięcznej perspektywie niemal pewną reprezentację w parlamencie, podzieliło się na dwie partie o identycznym obliczu ideowo-programowym. Oczywiście nic się nie skończyło, ale pewien potencjał został roztrwoniony. Lata 2013-2015 to był „bum” na Korwina i KNP, czas zwiększonego zainteresowania prawicą w społeczeństwie. Wydawało się, że nadchodzi Najwyższy Czas.

Konflikty zamiast konsolidacji

Obecnie partia JKMa pod nazwą „Wolność” dysponując subwencją na około 4 miliony zł, przygotowuje się do kolejnych wyborów, zaś KNP oraz mające kilku posłów, ale nie mające struktur UPR, zostały niemal całkowicie zmarginalizowane. W 2014 roku na polską prawicę składały się dwa spójne wewnętrznie nurty: zjednoczony od 2012 roku ruch narodowy oraz właśnie Kongres Nowej Prawicy. Iluż to z nas, myślących „prawoskrętnie”, zastanawiało się wtedy, czy w przyszłości narodowcy i wolnościowcy doprowadzą do wspólnego startu wyborczego — o ironio — zjednoczonej prawicy. Od tamtego czasu oba środowiska mocno się podzieliły. Lokalni działacze potrafią współpracować, ale na najwyższych szczeblach doszło do zbyt wielu konfliktów raczej nie ideowych, lecz taktycznych, oraz niestety najczęściej personalnych. Powstają kolejne organizacje z ambitnymi, wyrazistymi liderami i nie ma w tym nic złego, ale chodzi o to żeby nie dzielić głosów, i w związku z tym żeby ich przedstawiciele startowali w wyborach z jednej listy. Nie zanosi się jednak na wspólny prawicowy front wyborczy. Antagonizmy utrzymujące się szczególnie wśród liderów prawicy narodowej nie zwiastują poprawy sytuacji. Kwestia ewentualnej konsolidacji wygląda nieco lepiej na prawicy liberalnej, gdzie co rusz słychać głosy nawołujące do przywrócenia jednej wolnościowej formacji. Szczególnie aktywny jest w tym zakresie, były kandydat na prezydenta poseł Jacek Wilk.

Potrzebę zbliżenia do siebie prawicy narodowej i prawicy liberalnej następująco ujmuje Rafał Ziemkiewicz – „Z ciekawością spoglądam na to, co dzieje się między środowiskami – nazwijmy je – narodowców i wolnościowców. Porozumienie między tymi obozami postuluję od bardzo dawna i, co więcej, uważam je za naturalne. Wizje świata prezentowane przez te grupy są bowiem bardzo bliskie sobie. Oczywiście pod jednym warunkiem: że sami narodowcy chętniej będą odwoływać się do spuścizny Rybarskiego, a nie chociażby Doboszyńskiego. Przyznam się, że śni mi się wręcz Polska rządzona przez wolnościowców i narodowców. Dlaczego? Ponieważ ci pierwsi mają do powiedzenia wiele rozsądnych rzeczy na temat gospodarki. Postulują, że człowiek powinien mieć maksimum wolności i, równocześnie, brać maksimum odpowiedzialności za własne życie oraz, że wolny rynek powinien być mechanizmem napędzającym gospodarkę. To wszystko, przy uwzględnieniu reguły, że państwo może interweniować tylko wtedy, gdy człowiek nie może sam sobie poradzić, nie jest jakimś ideologicznym gadulstwem, lecz leży w interesie naszego narodu. No właśnie, narodu; wszak właśnie interes narodowy wydaje się być współcześnie najistotniejszy, czego najlepiej świadomi muszą być narodowcy. To wobec narodu służebne są instytucje państwowe, nie zaś na odwrót. W ten oto sposób wkraczamy na grunt aksjologiczny, który tradycja narodowa rozpoznaje, w moim przekonaniu, właściwie. Nie ma więc sprzeczności między wolnościowym, a narodowym nurtem politycznym”.