Jeszcze kilkanaście lat temu człowiek, który przekraczał dwudziesty piąty rok życia i nie stawał na ślubnym kobiercu, uznawany był za starego kawalera bądź starą pannę. Jednak czasy się zmieniły. Pewnie niejeden z nas, ma już za sobą irytującą rozmowę przy niedzielnym obiedzie, której tematem przewodnim jest brak drugiej połówki, ślubu lub dziecka. Zarzuca się nam egoizm, ale czy wymaganie od kogoś podejmowania decyzji niezgodnych z naszym systemem wartości nie jest właśnie egoizmem?
Dzisiaj wizja bycia singlem nie jest już tak przerażająca. Decydujące w tej kwestii są warunki ekonomiczne, stale rosnąca niezależność jednostki i brak deklaracji do bycia w stałym związku. Warunki do bycia z „drugą połówką” do grobowej deski nie są bowiem sprzyjające. Żyjemy w epoce zepsucia, w której nagość przestaje być intymnością, a seks oralny staje się nieco dłuższym pocałunkiem. Telewizja i Internet są przepełnione erotyką, a definicja systemu wartości ulega ciągłej zmianie. Mężczyznom ze względu na swoją naturę, trudniej w tych czasach o wstrzemięźliwość. Kobiety zaś – istoty bardziej stałe, pragnące stabilizacji, rzadziej ulegają pokusom. Podczas gdy nasi dziadkowie obchodzą swoje „złote” i „diamentowe” rocznice, my zastanawiamy się, czy dotrwamy do tej „drewnianej”.
Niegdyś ślub był swego rodzaju zabezpieczeniem przed życiem w skrajnej biedzie. W końcu dwie pary rąk do pracy to nie jedna. Małżeństw z rozsądku nie było może tyle, ile w średniowieczu, jednak było to zjawisko powszechne. Nawet jeśli ktoś zapewniał o dozgonnej miłości, przezorność szeptała mu do ucha. Podczas gdy dzień statystycznego mężczyzny polegał na pracy od rana do wieczora, kobieta zajmowała się domem, przygotowywaniem posiłków i dziećmi. O ile w przypadku prowadzenia gospodarstw rolnych, system ten zachował się w wielu przypadkach do dzisiaj (ba, tam nawet kobieta z dziećmi musi podejmować się ciężkiej pracy fizycznej), o tyle w miastach od kilkunastu lat obserwujemy rosnącą niezależność kobiet. Poziom życia, mimo nieudolnych decyzji socjalistów rządzących krajem od dekad stale wzrasta. Istnieje możliwość utrzymania siebie na godziwym poziomie. Zmienia się również mentalność mężczyzn względem kobiet. Nie oczekują już, że pani będzie prała mu skarpetki i gotowała domowe obiady. Jeśli jakiś facet myśli, że trzymając kobietę pod kluczem, uchroni ją przed pokusami tego świata, jest w błędzie. Efekt będzie zupełnie odwrotny. Płeć piękna nabiera co raz więcej tlenu do płuc, a my powinniśmy generować więcej świeżego powietrza, aby obojgu oddychało się lżej. Zrozumieć tego, że kobieta chce iść ścieżką własnej kariery nie mogą jedynie ludzie starsi, którym ciężko jest wyjść ze strefy ideologicznego komfortu.
Nie tylko panie zrobiły krok milowy w drodze ku swej niezależności. Coraz więcej mężczyzn traktuje gotowanie, pranie czy prasowanie jak zwykłe czynności, zawarte w planie dnia. Centralizacja obowiązków wynika z chęci kobiet do samodoskonalenia zawodowego, co pośrednio skutkuje usamodzielnieniem się panów. Niestety realia nie mogą napawać optymizmem zwolenników monogamii. Facet jako jednostka, nie jest zbyt skomplikowanym tworem, a tym co cenimy najbardziej jest wolność. Nie ta fizyczna, prędzej duchowa. Długotrwałe przebywanie w związku z kobietą, która z natury jest roztropna i zachowuje się zapobiegawczo wobec mężczyzny sprawia, że partner czuje się przygaszony. Można to zaobserwować wśród swoich znajomych i choć mężczyźnie trudno się do tego przyznać, często tak właśnie jest. Wszystko przez tak zwane „dzikie serce”, o którym pisze w swoich książkach John Eldredge. Bardzo często mamy więc do czynienia z nieszczęśliwymi parami, które ze strachu przed zmianami tkwią w tym marazmie latami (rym zupełnie przypadkowy).
Każdy z nas prawdopodobnie zna kogoś, kto wziął ślub uznając, że jest już tyle lat ze swoją drugą połówką, że tak zrobić wypada. Osobiście spotkałem się z tym wielokrotnie. Skutek? Wyżej wymieniony marazm. Szkoda, marnuje się ludzki potencjał, który mógłby być wykorzystany gdyby nie podcięte skrzydła. Nie wspomnę już o tym, że 90% znajomych wzięło ślub kościelny tylko i wyłącznie po to by zadowolić rodzinę. Zadowalanie innych – tym się bardzo często zajmujemy, nie biorąc pod uwagę własnego szczęścia. Przyjęło się również, że jeśli dwoje ludzi zalicza tzw. „wpadkę”, muszą wziąć ślub. Najlepiej wtedy kiedy pannie młodej nie będzie widać brzucha, bo co powie rodzina i sąsiedzi. Decyzja ta często ma bardzo negatywny wpływ na potomstwo, bo co z tego, że rodzice mieszkają pod jednym dachem, skoro sprawiają wrażenie jakby chcieli się pozabijać. Nie ciało i krew, ale serce czyni z nas ojców i synów.
Reasumując, nie wszystko co zostało ogólnie przyjęte jako słuszne, jest słuszne. Nie ma jednej, dobrej ścieżki którą powinniśmy podążać. To właśnie różnorodność decyzji sprawia, że nasze życie jest inne, a przez to ciekawsze. Nie dajmy się zmusić do zaspokajania czyichś oczekiwań. Pozwólmy sobie na życie, które będzie dawało nam radość i satysfakcję, niezależnie czy będzie to życie w pojedynkę, czy życie z kimś u boku. Schematy są dla tych, którzy chcą iść po śladach innych, a bycie samowystarczalnym nie jest koniecznością, ale świadomym wyborem.
Podobne rozmyślenia ma Martin Lechowicz i dzieli się nimi np. tutaj – w podkaście „Zajęty, ale wolny” o związkach: http://www.odwyk.com/odcinki-14