Dość dyktatury kobiet! grzmiała Joanna Scheuring-Wielgus na wiecu KODeinistów. I co? W sobotę podczas Konwencji wyborczej Nowoczesnej, delegaci z całego kraju wybrali władze partii. Nową przewodniczącą została Katarzyna Lubnauer, pokonując Ryszarda Petru stosunkiem głosów 149 do 140.
Geneza Nowoczesnej
Tytułem przypomnienia, partia polityczna „Nowoczesna Ryszarda Petru” (od wczoraj „Nowoczesna”) została zarejestrowana w sierpniu 2015 roku. Dwa miesiące później znalazła się w Sejmie. Utworzenie Nowoczesnej było ściśle związane ze zbliżającą się wraz z nadchodzącymi wyborami 2015 roku utratą władzy przez skompromitowaną Platformę Obywatelską. Nowoczesna jest kolejną partią reprezentującą salonowy establishment III RP, przez ten establishment stworzoną i jemu wierną. To następny etap w dziejach okrągłostołowego środowiska tzw. „lewicy laickiej”, którego poprzednimi wcieleniami partyjnymi były: ROAD, UD, UW, PO.
Gdy po blisko ośmiu latach rządów, czas Platformy u władzy dobiegał końca, środowisko to, celem zachowania swoich układów i przywilejów, chcąc w jakiejś konfiguracji utrzymać władzę w parlamencie, podjęło próbę ratowania swoich interesów. Kręgi związane z „lewicą laicką” które uczyniły sobie z Polski prywatny folwark, a z Polaków tubylców do wydojenia i „ucywilizowania”, musiały zatem po raz kolejny upozorować powstanie nowego środowiska politycznego, któremu tubylcy zaufają. Postanowiły wtedy zastosować starą, sprawdzoną i skuteczną taktykę – PODMIANKĘ. Tym razem PO w Nowoczesną, prezentując ją w taki sposób, żeby rozczarowana Platformą część lewicowych wyborców, nie połapała się w tej pozorowanej zmianie. Dorzucili trochę marksizmu kulturowego, bo ten dominuje obecnie na Zachodzie pod określeniem „europejskie standardy” (ale mniej niż u Palikota, bo wtedy przedawkowali), i tak powstała .N, a później — oczywiście równie „oddolnie” — KOD. Wszyscy salonowi funkcjonariusze medialni zostali zatem właściwie poinstruowani przez — jak mawia Stanisław Michalkiewicz „starszych i mądrzejszych”, a Rafał Ziemkiewicz „wajchowych” — i machina propagandowa w „niezależnych” mediach głównego nurtu oraz w mediach rządowych, zwanych publicznymi, ruszyła pełną parą. Kampania pozytywna promująca Nowoczesną przez medialne salony III RP przeprowadzona została w sposób wyjątkowo nachalny. Piały z zachwytu „autorytety moralne”, skakały wszystkie goebbelsiątka, rozpisywały polskojęzyczne tytuły prasowe, kamerzyści gimnastykowali się by zrobić tłumy z garstki ludzi przychodzących na spotkania wyborcze z Petru. Dopomagano na wszystkie możliwe i niemożliwe sposoby. Partia Petru jeszcze nim została utworzona, dostawała w sondażach do 11% poparcia, a on sam, jak pamiętamy, nie dość, że zamieszkał wówczas w telewizorze, to jeszcze wyskakiwał z lodówek. Wynik wyborczy 7,6% przełożył się na 28 mandatów w wyborach parlamentarnych. Jako wyborcy, przekroczyliśmy kolejną granicę śmieszności.
Nowoczesna – ani nowa, ani wolnorynkowa
W forsowanym przez medialno-polityczny matrix dyskursie politycznym, formacja Ryszarda Petru uznawana jest za partię „liberalną” zarówno światopoglądowo, jak i gospodarczo. O ile ci samozwańczy przedstawiciele nowoczesności rzeczywiście nie znoszą konserwatyzmu, tradycyjnych wartości, religii katolickiej, czy tożsamości narodowej, a miłują posuniętą do granic absurdu poprawność polityczną, tęczyzmy-genderyzmy, prawczłowieczyzmy, multi-kulti i tego typu fantazje — przez co błędnie rozumie się dziś „liberalizm” światopoglądowy — to z liberalizmem gospodarczym nie mają nic wspólnego, oprócz kilku rozsądnych, ale jedynie kosmetycznych postulatów w kierunku wolnościowym, które padły wyłącznie w sferze deklaratywnej. Podobnie sprawa ma się z rzekomą „nową jakością”, „ekspertami”, „nowymi ludźmi” z ramienia Nowoczesnej w polityce. To wersja dla naiwnych. Wielu działaczy .N ma za sobą działalność w organizacjach politycznych, oraz starty w wyborach różnego szczebla, np. Kamila Gasiuk-Pihowicz bez powodzenia kandydowała w 2004 roku do europarlamentu. „Nie ma wśród nas zawodowych polityków”, wmawiał bez przerwy zachwyconym lemingom Ryszard Petru, i miał rację, bo te, jak zwykle dały się nabrać. Wystarczy jednak przejrzeć jedynki z list wyborczych Nowoczesnej, sprawdzić skład klubu parlamentarnego, żeby przekonać się jakie to brednie. Owszem udało się zwerbować również nowych ludzi, np. byłego dyrektora wrocławskiego teatru Krzysztofa Mieszkowskiego. Czołowymi postaciami w środowisku są jednak dawni działacze Unii Wolności, i w mniejszym stopniu spadochroniarze z Platformy Obywatelskiej. Jak analizuje w swojej książce o Nowoczesnej „Pogrobowcy” Piotr Gociek, jedyna spośród 13 najważniejszych osób w Nowoczesnej, która rzeczywiście jest nowicjuszką w polityce to Joanna Schmidt. „Polityczna dziewica”, jak sama o sobie mówi, za najwybitniejszego polityka ostatnich 26 lat uznaje – uwaga! – Władysława „Bartosiewicza”. Ale nie ma co się chichrać, bo tu rzecz jest o poważnych wyborach, i poważnych kandydatach na szefa poważnej partii.
Jakiś koleś podobny do Michała Milowicza i „myszka agresorka” popierają Lubnauer
Start w wyborach zapowiedziała prawdziwa gwiazda i nadzieja lewej strony sceny politycznej – Kamila Gasiuk-Pihowicz. Wizerunkowo to byłaby ich najlepsza kandydatura, więc z zadowoleniem przyjąłem informację, że ostatecznie KGP zrezygnowała, przekazując swoje poparcie obecnej wiceprzewodniczącej Katarzynie Lubnauer. Popularna „myszka agresorka” ma teraz poważniejsze sprawy na głowie. Może bowiem lada dzień stracić immunitet i stanąć przed sądem w związku z wytoczeniem jej powództwa o ochronę dóbr osobistych przez Dawida Jackiewicza z PiS. Chodzi o wypowiedź, w której KGP zarzuciła Jackiewiczowi, że „brał udział w awanturze, która doprowadziła do śmierci bezdomnego człowieka. Polityk PiS wdał się z nim w szarpaninę, popchnął go, głowa tego bezdomnego człowieka roztrzaskała się o beton”. Rzecz w tym, że to bezdomny człowiek wdał się w szarpaninę z Jackiewiczem, który bronił przed nim swojej żony i dziecka. Decyzję prokuratury o umorzeniu śledztwa wobec Jackiewicza podtrzymał wówczas sąd. Teraz Jackiewicz domaga się od Pihowicz 100 tyś zł. na cel charytatywny.
W ostatniej chwili, już podczas konwencji wyborczej z wyścigu o fotel lidera partii wycofał się również Piotr Misiło, który jest podobny do Michała Milowicza, i podobnie jak Krzysztof Jarzyna pochodzi ze Szczecina. Z wykształcenia jest magistrem socjologii i zarządzania, z zawodu menadżerem. Również on, nie jest w polityce nowicjuszem. Nim znalazł się w Nowoczesnej, zdążył być już członkiem Unii Wolności oraz Platformy Obywatelskiej. Misiło przedstawił swoje postulaty w “manifeście dla nowoczesnej Nowoczesnej”. Ach, te sentymenty. Ostatecznie jednak on także przekazał swoje poparcie Katarzynie Lubnauer. W tym momencie świat wstrzymał oddech! To poparcie musiało zmienić bieg historii…
„Będę premierem” – Ryszard Petru
Że z demokracją nie ma żartów przekonał się wczoraj Ryszard Petru. Nawet poparcie samego unijnego mandaryna Guya Verhofstadta nie pomogło. Nie jest chyba wielką tajemnicą, że w oczach wielu działaczy Nowoczesnej, jej wódz, słusznie zresztą, postrzegany jest jako obciążenie, czego wyrazem są wyniki wczorajszego głosowania. Jak dalej potoczy się jego kariera polityczna bez wsparcia medialnych funkcjonariuszy nie trudno przewidzieć. Może zostanie w partii, jak zapowiada, przegrał zaledwie 9 głosami, więc może założy Nowoczesną Ryszarda Petru – Frakcja Petru, a może „wajchowi” całkowicie go wycofają. Obstawiam, że sam się wycofa, ale nie od razu. Tak czy inaczej, być może to jedna z ostatnich okazji, kiedy jest jeszcze jakiś sens przybliżyć jego polityczną sylwetkę. Ryszard Petru zdecydowanie nie jest żadnym politycznym nowicjuszem. W 1991 przystąpił do Unii Demokratycznej, nieco później został asystentem posła Frasyniuka (UD), a następnie posła Balcerowicza. W 1997 został doradcą ministra finansów Balcerowicza (UW, wcześniej PZPR). W 1996, jeszcze w okresie rządu SLD-PSL, wszedł w skład zespołu przygotowującego reformę emerytalną. Asystowanie u boku Balcerowicza w rządzie Buzka, było zatem nie pierwszą, a drugą rządową robotą Petru. O tym epizodzie w karierze tego wybitnego polityka, jakoś lewicowe media nie wspominają. W roku 2001 Petru został mianowany zastępcą nowego sekretarza generalnego UW Geremka, który namówił go do startu w wyborach sejmowych. Petru bezskutecznie kandydował jako „jedynka” w tzw. obwarzanku, czyli okręgu obejmującym powiaty otaczające Warszawę. Unia Wolności z wynikiem 3,1% nie weszła do parlamentu, a Petru zakończył pierwszą część swojej przygody z polityką, i zaangażował się w sektor bankowy. Nie miejsce tu na opisywanie jego dalszych kontaktów ze światem polityki z okresu „przednowoczesnego”. Zainteresowanym polecam sięgnąć do Pogrobowców Goćka. Powrót Petru do czynnej polityki nastąpił wraz z założeniem Nowoczesnej, i choć początkowo mogło się wydawać, że jego druga przygoda z polityką może doprowadzić go bardzo wysoko, to prawda jak oliwa na wierzch wypływa, ambitny lider nie spełnił pokładanych w nim przez salony nadziei. Rzeczywistość zweryfikowała, że jego przywództwem nie są zainteresowane nawet panienki, którymi otoczył się w ławach poselskich. Obaw części prawej strony opinii publicznej o powodzenie „podmianki” z Petru w roli głównej nie podzielał Piotr Gociek, mówiąc m.in., że „Ryszard Petru, namaszczony przez Andrzeja Olechowskiego na „młodszą wersję Donalda Tuska”, jest naturalnym kontynuatorem tego wszystkiego, co z Polską i jej transformacją działo się przez ostatnie 25 lat. Z Tuskiem porównywać go ciężko, bo nie ma takiej inteligencji (zwykłej i emocjonalnej), brakuje mu politycznego instynktu i oczywistej ogłady, która do niedawna wydawała się czymś naturalnym u ludzi aspirujących do stanowisk publicznych. Autor niezliczonych gaf, obecnie wielki obrońca demokracji. Ogłady ani dużej wiedzy lider Nowoczesnej nie ma, ale jest bez wątpienia zadufanym w sobie narcyzem. A kiedy wychodzi na jaw, że jednak się pomylił, to tym gorzej dla faktów”. Petru już jako wybitny lider Nowoczesnej, dał się bowiem poznać jako polityk o niezwykle szerokich horyzontach umysłowych. W końcu jak sam przyznał „byłem w podstawówce 8 lat, potem 4 lata w gimnazjum”. Mimo to, w którymś momencie swej edukacji złożył egzamin maturalny, a następnie ukończył stosunki międzynarodowe na SGH. Będąc już posłem ósmej kadencji, zauważył m.in., że: Wielka Brytania jest w strefie Euro, Imperium Rzymskie upadło w szczycie swej chwały, 6 stycznia obchodzimy święto 6 króli, Zamach majowy miał miejsce w 1935 roku, na świecie jest 130 kilka krajów, a ciąża trwa od 12 do 20 miesięcy. Ponadto Rysio kręcił filiżanką w szklance bez cukru, wnosił w sejmie o 15% przerwy, powoływał się na sejm głuchy, oraz ostrzegł, że głowa psuje się od góry. I co urzekło mnie najbardziej, spostrzegł, że Polska (oczywiście ta obecna, kaczystowska) nie respektuje standardów europejskich o których marzył Mieszko. Nikt nie jest idealny. Mylimy się wszyscy, każdy może zaliczyć głupią wpadkę. Ale nie wszyscy pretendujemy do najwyższych funkcji w państwie. Wydaje się, że właśnie szczególnie w świecie polityki, bariery zabezpieczające przed ludźmi tak mocno przeceniającymi swoje możliwości, powinny być nie do przejścia. W Polsce absolutnie tak nie jest. Konsekwentnie idziemy w odwrotnym kierunku, i wczorajsza zmiana przewodniczącego Nowoczesnej oczywiście nic w tym zakresie nie zmienia, ale myślę, że nie jeden obserwator polskiej sceny politycznej, ma niezły ubaw, że babka utarła aroganckiemu pyszałkowi nosa.
„Patriotka” Nowoczesnej – Katarzyna Lubnauer
Patriotyzm jednak czasami i na lewicy popłaca. Tym polskim, oczywiście postępowcy się brzydzą, nawet chcą za jego objawy po sądach ciągać, ale co innego jeśli chodzi o patriotyzm partyjny. Partie polityczne realizują bowiem interesy partyjne, a nie interesy narodowe, i może właśnie tym zaskarbiła sobie uczucia delegatów nowa przewodnicząca, która określa siebie jako „patriotkę Nowoczesnej”. Katarzyna Lubnauer, z wykształcenia matematyk, również nie jest politycznym żółtodziobem. W przeszłości należała do Unii Demokratycznej, Unii Wolności oraz Partii Demokratycznej. W wyborach samorządowych 2006 roku, kandydowała w Łodzi z listy Lewica i Demokraci, a w 2010 z Platformy Obywatelskiej. Przywództwo Lubnauer oznacza po pierwsze – prawdopodobnie kurs na wspólną listę wyborczą totalnej opozycji, po drugie – dalszy skręt Nowoczesnej w lewo, czyli w naturalnym dla ugrupowań lewicowych kierunku, szczególnie w dobie dewastującej Europę rewolucji neomarkisistowskiej, która jednak do Polski, póki co, dociera w mocno ograniczonym zakresie. Ale walka o „europejskie standardy”, za sprawą orędowników „postępu” i „nowoczesności”, w miarę postępów socjalizmu, zaostrza się także w Polsce. Kamila Gasiuk-Pihowicz zapewnia, że w sprawach Unii jej ugrupowanie jest „totalnie europejskie”. (warto nie mylić Unii Europejskiej z Europą). W schemat ten wpisuje się również Lubnauer, która przyznaje, że ją i Nowoczesną przyciągnęły do siebie kwestie ideologiczne. Nowa przewodnicząca .N wyznaje typowy dla dzisiejszej lewicy zestaw „postępowych” poglądów tzn. kościół to zło, prawica ciemnogród, religia ze szkół, aborcja spoko, związki partnerskie na tak, piguły „po” dla małolatów itd. Oprócz oczywistej różnicy na poziomie intelektualnym, Lubnauer w przeciwieństwie do Petru, który zwykle nie wie o czym mówi, czy nie przybliżając Tuska, który mówi to czego oczekują „starsi i mądrzejsi”, wierzy w to co mówi. Jest autentyczna w swoich poglądach. Z tego powodu, i z kilku innych, patrząc z punktu widzenia nowoczesnych, wydaje się, że wybrali dobrze.
Polska nie potrzebuje Nowoczesnej
Znany z niezwykłej skromności Petru zapowiadał po sukcesie wyborczym, że jego ugrupowanie przejmie władzę, a on zostanie premierem. Bóg jeden wie, kim on tam po sobotniej porażce zostanie. Istotne jest, że koncepcja „podmianki” okazała się chybiona, czas pokazał, że Nowoczesna nie jest, i nie będzie w stanie skutecznie zastąpić Platformy Obywatelskiej w roli tarczy chroniącej establishment III RP. W 2015 roku Polacy dokonali wyboru, którego establishment tak bardzo się obawiał. Wybrali niewłaściwie, zagłosowali nie na tych co trzeba nie na tych, których wskazali celebryci i „autorytety”. Stąd szybko zmobilizowano właściwych, w tym Nowoczesną, i wypowiedziano niewłaściwym, czyli obecnie straszliwym pisowcom świętą wojnę o „demokrację” i „praworządność”, bo te istnieją tylko wtedy, gdy rządzą właściwi. Nowoczesna z wielkim zapałem przystąpiła do tej walki, przez pewien czas jak równy z równym ścigając się z Platformą na antypisowskość. Sondaże dawały im nawet 20%, lecz dziś oscylują raczej w granicach progu wyborczego. Wydaje się, że „wajchowi”, z tą skleconą na spontanie formacją, podobnie jak z Komitetem Obrony Demokracji, wiązali znacznie większe nadzieje. Być może Nowoczesna jeszcze zaistnieje, jeżeli totalna opozycja wystawi wspólną listę wyborczą. Jeśli tak się nie stanie, to najpewniej skończy jako partia sezonowa, i nic nie pomogą buńczuczne zapowiedzi Katarzyny Lubnauer. Podejrzewam, że miejsce .N w parlamencie zajmie partia Razem. Należy jeszcze zauważyć, że Nowoczesna jak na swój dramatyczny potencjał intelektualny, osiągnęła i tak bardzo wysokie notowania, a nie jest pewne, że zbliża się koniec jej drogi. Ale trzeba jednocześnie pamiętać o ogromnej roli przychylnych mediów. Bez nich nie byłoby w sejmie ludzi, którzy nigdy nie powinni się w nim znaleźć, jeżeli oczywiście traktujemy naszą Ojczyznę na poważnie, a nie w kategoriach kabaretowych. Na koniec pozostaje mi podpisać się pod komentarzem Roberta Winnickiego: „Sądzę przy tym, że ta była działaczka Unii Wolności szybko powiedzie N. do stanu, w jakim UW była po 2001 roku”, czego i ja serdecznie pani Lubnauer i kierowanej przez nią partii życzę.