Kilka dni przed wyborami w USA minister obrony naszego zachodniego sąsiada, Niemiec, Annegret Kramp-Karrenbauer, przedstawiła propozycję resetu relacji Berlin-Waszyngton. Dziś przyjrzymy się dokładniej, co to może dla nas znaczyć. Tym bardziej, że pani Annegret nakreśliła ramy złożonej oferty. O możliwym mariażu Forda z Volkswagenem już pisałem w tym tekście. Tutaj można posłuchać, jak widzi to Jacek Bartosiak i jego rozmówca, Albert Świdziński, ze Strategy and Future (S&F). Odwołuję się do ich rozmowy dlatego, że forma nagrania pozwala im dokładniej omówić ofertę (zachęcam do odsłuchania), a także dlatego, że nie widzę sprawy tak optymistycznie jak panowie, co opisuję w tekście.
Drang nach osten oder Westbindung?
Pani minister, odbierając nagrodę Steben-Schurz, wygłosiła piękną przemowę, niemal pean na cześć USA. Dosłownie, z wyłączeniem kilku zdań, czytamy o tym, jak USA pomagało Europie i Niemcom w przyjęciu demokracji, a także jak wiele znaczyła dla nich amerykańska ochrona militarna w ostatnich latach. Piękne słowa, ubrane w doskonałe zdania. Podręcznik dla polskiej dyplomacji o tym, jak się takie przemowy pisze.
Drugim najczęściej powtarzanym po “America” słowem był “Westbindung”, czyli przywiązanie, powiązanie lub związanie z Zachodem.
W swojej wypowiedzi pani minister opisywała istotę relacji transatlantyckich. Od militarnej, NATO, przez handlową i wspólny rozkwit gospodarczy, do kulturowej, gdzie szczególnie podkreślała tradycje demokratyczne. W pewnym momencie opisywania tego wszystkiego pada oferta resetu w napiętych relacjach niemiecko-amerykańskich. Pora wrócić do wolnego handlu transatlantyckiego, zrzucić cła, otworzyć się na swoje produkty i zarabiać. Oczywiście, pani minister nie zapomniała powiedzieć o zagrożeniu gospodarczym z Chin, na które trzeba odpowiedzieć. Najlepiej wspólnie.
I teraz najważniejsze – Niemcy składają ofertę przejęcia odpowiedzialności militarnej za wschodnią flankę NATO! W tekście jasno wybrzmiewa, że niemieccy decydenci zdają sobie sprawę, iż USA musi znaczną część swoich zasobów przenieść na Pacyfik, aby tam stawić czoła Państwu Środka. Właśnie w kontekście tego pada chyba najważniejsze zdanie dla nas: “It clearly and rightly positions us against a romantic fixation on Russia” (<Westbindung> jasno i słusznie stawia nas ono w opozycji do romantycznego “bzika”/fikus na punkcie Rosji)! Czyli wyraźne odcięcie się od Moskwy. Oznacza to, ni mniej, ni więcej, że mechanizm Rapallo zostaje z gilotyny rozmontowany!
Pozostaje tylko pytanie: czy Westbindung wygra z Drang nach Osten?
Czyżby najlepsza opcja?
Analitycy Strategy and Future mówią, że tak. Upatrują w tym ogromną szansę na wzmocnienie państwa Polskiego. Argumentują tym, że społeczeństwo niemieckie jest pacyfistyczne, a Bundeswehra praktycznie nie istnieje. Berlin nie jest w stanie wystawić armii zdolnej do zabezpieczenia wschodniej flanki NATO (od Estonii do Rumunii). Dodatkowo nie da się zabezpieczyć tego teatru działań wojennych bez mostu na Wiśle. Innymi słowy, Niemcy nie są w stanie wykonać militarnych obietnic pani minister bez przychylności Polski, co daje nam do ręki wielki atut w relacji z Berlinem. Ba! W rozmowach USA-Niemcy-Polska. Pełna zgoda, tylko…
W tekście niemieckiej minister słowo “Unia Europejska” pada dwa razy (!), z czego raz (!!) podmiotowo. Cała wypowiedź jest jednoznacznie germanocentryczna, co nie jest zaproszeniem do wielkiego stołu, gdzie spotykają się głowy całej Europy, a do ministerialnych gabinetów, w których obecne będą tylko dwie strony.
Tak jest, osławiony, koncert mocarstw.
Berlińska polska armia.
Przenoszenie środków pieniężnych lub innych aktywów przez Niemców do Polski (jak postuluje p. Jacek), aby ta budowała armię i infrastrukturę potrzebną do obrony wschodniej flanki jest, moim zdaniem, niemożliwe. Owszem, Warszawa ma szansę dużo zyskać na tym berlińskim manewrze, ale budowanie naszej armii za ich pieniądze to przesada. W pewnym momencie wyżej wymienionego filmu pada zdanie, że takie pomysły chodzą po korytarzach niemieckich decydentów. Od pomysłu do jego realizacji jest dalsza od dalekiej droga.
Dlaczego ten pomysł to za dużo?
Po pierwsze, dlatego, że to uzależni Berlin od Warszawy w stopniu do tej pory niespotykanym. Mogło by to nawet zmienić relację z junior partner(Pol)-partner(Ger) na partner-partner. Niemcy musiałyby się liczyć z Polską, a to na pewno nie leży w ich interesie.
Po drugie, uzbrojona Warszawa, to także zagrożenie dla rozbrojonego Berlina. Takie włożenie broni do rąk sąsiada, któremu płacimy za mycie klatki i powiedzenie “idź nas broń” jest szaleństwem. Kiedy płacimy mu następnego dnia za umycie klatki, on wyciąga broń i mówi “więcej”. Niedopuszczalne. Polityka realna mówi jasno: dobry sąsiad, to słaby sąsiad.
Po trzecie, wojsko nie jest potrzebne na dzisiaj. Konflikt kinetyczny wisi w powietrzu. Echa wielkiego boom na Morzu Południowochińskim dojdą do Europy niewątpliwie. Jednak z lekkim opóźnieniem. Niemcy mają czas na reformy, a także moce produkcyjne i technologię, aby podjąć się próby budowy armii na czas. Pomoże im w tym konsekwencja polityków, niezależnie od wyników wyborów – coś, czego nam brak.
Po czwarte, żeby uzyskać to wszystko o czym mówią panowie Jacek i Albert, potrzebna jest zdolna klasa polityczna, dyplomacja i nadająca im pęd myśl strategiczna – czyli coś co S&F nazywa software’em. Czyli, powtórzę się, coś, czego nam brak. A pan Bartosiak, sam wielokrotnie powtarzał, że nasz software nie daje rady.
Czyli co, znowu źle?
Nie. Jak pisałem wcześniej, ta oferta zrzuca z nas mechanizm Rapallo, czyli, według mnie, nasze największe zagrożenie. Groźba ta wisiała nad nami od lat, kiedy ośrodki pruski i rosyjski urosły i zaczęły prowadzić wspólną politykę wobec I RP. Bez wątpienia plus.
Jeżeli Ameryka przyjmie propozycję to, tak czy siak, Polska zyska na znaczeniu w polityce niemieckiej. A to dlatego, że jak pisałem wcześniej, Berlin nie jest w stanie sprostać obietnicom pani minister bez Warszawy! Kto wie, czy nie będziemy ważniejsi od Francji?
Silniejszy sojusz z zachodnim sąsiadem umocni Dualizm na Łabie. Niemcom najzwyczajniej nie opłaca się, aby sąsiad, który sprząta klatkę, przestał to robić. Może jednak wynegocjujemy lepszy mop i wyższe stawki?
W momencie kiedy Chiny, i ogólnie wschód, przylecą do Berlina negocjować warunki handlowe, będziemy mogli podnieść palec w górę i powiedzieć “Hola, hola, a którędy pójdą te towary? Przez Wisłę. A co my będziemy z tego mieli?”. Moglibyśmy zrobić to już dzisiaj, ale w tandemie z Niemcami nasz głos będzie wyraźniejszy, a paluszek w górze grubszy.
Kilka uwag na koniec.
Obserwujmy uważnie, co na to wszystko Francja i Rosja. One nie chcą dominacji Niemiec w Europie.
Pamiętajmy o “Drang nach Osten” cały czas. Pani Annegret Kramp-Karrenbauer to nie minister spraw zagranicznych, a minister obrony narodowej. W sierpniu 2019 roku, w 80-tą rocznicę podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow, Heiko Maas, czyli głowa niemieckiego MSZ, był w Rosji na oficjalnych rozmowach!
USA będzie potrzebowało Rosji do konfliktu z Chinami. Co więc jej zaproponuje, kiedy zrzeknie się protektoratu nad Polską?
Nie zapominajmy, że USA także nie chce dominacji Niemiec w Europie.
Z punktu widzenia Litwy, Łotwy, Estonii, Ukrainy i Rosji ośrodkiem, do którego będą się zwracać o pomoc lub po negocjacje nie będzie Warszawa, a Berlin. Czyli coś, na czym dzisiaj nam najbardziej zależy – wypchnięcie Rosji z europejskich stołów negocjacyjnych oraz status ośrodka siły zdolnego do podjęcia autonomicznej pomocy w momencie zagrożenia.
Och, jak zza grobu uśmiechają się Władysław Studnicki, Adolf Bocheński oraz Stanisław Cat-Mackiewicz i wołają: sięgnijcie do naszych myśli!