Kluczową rolę w przełożeniu marksizmu z zagadnień ekonomicznych na kulturowe odegrała tzw. szkoła frankfurcka. Stworzona przez nią „teoria krytyczna” stanowi ideologiczną podstawę neomarksizmu, a jej istotą jest bezpardonowy, zmasowany atak na kulturę zachodniej cywilizacji.
Czytaj więcej: Neomarksizm w zarysie (cz.1) Nowoczesna rewolucja
Szkoła frankfurcka.
Podstawy neomarksizmu (marksizmu antykulturowego) rodziły się w Niemczech, a konkretnie w myśli i działalności tzw. szkoły frankfurckiej, którą w dwudziestoleciu międzywojennym utworzyła grupa naukowców związanych z frankfurckim Instytutem Badań Społecznych na uniwersytecie Goethego. Byli to młodzi, ideowi rewizjoniści marksizmu: Max Horkheimer, Herbert Marcuse, Erich Fromm i Theodor Adorno. Założona w 1923 roku na wzór Instytutu Marksa-Engelsa placówka, była pierwszą, i jak się okazało najważniejszą wylęgarnią mutującego marksizmu. W dłuższej perspektywie czasowej stanowiła prawdziwy ideowy katalizator rewolucji na Zachodzie. Jej dorobek intelektualny inspirował kolejne ruchy neomarksistowskiej lewicy.
Frankfurtczycy odstawili na bok zagadnienia ekonomiczne wraz ze sztandarowym konfliktem proletariusze, czyli wyzyskiwani robotnicy kontra wyzyskujący ich burżuje i zastąpili go nowym konfliktem, a także „nowym proletariatem”, na który wyznaczono młodzież. Odchodząc od klasycznej wersji marksizmu, dokonali jego rewizji, koncentrując się na sferze kultury, którą uznali za opresyjną, autorytarną, zniewalającą, słowem – złą. Ponieważ spostrzegli, że robotnicy zdali sobie sprawę z korzyści jakie niesie kapitalizm, a więc „zdradzili ideały rewolucji”, i nie nadają się już na proletariuszy, postawili przed sobą nową misję. Twórcy marksizmu antykulturowego postanowili „wyzwolić” ludzkość z jarzma kultury systemu kapitalistycznego. Jak bowiem na porządnych marksistów przystało, nie odrzucili tezy o „nieuchronności rewolucji” i wciąż dążyli do obalenia kapitalizmu. Jednak ich dalekosiężne cele były znacznie ambitniejsze. Projekt ideologiczny jakim jest marksizm dotyczy całościowej wizji przyszłego społeczeństwa w oparciu o „nowy typ człowieka”. W wersji neomarksistowskiej to człowiek o postawie krytycznej – „wyzwolony” z kajdan „opresyjnej” kultury. Człowiek niezdolny do funkcjonowania w dotychczasowym porządku cywilizacji zachodniej, w związku z czym drogą rewolucji należy stworzyć mu nową rzeczywistość. Taką, w której będzie potrafił się poruszać. Mamy zatem do czynienia z rodzajem bardzo poważnej inżynierii społecznej. Ze szkołą frankfurcka wiąże się geneza „rewolucji seksualnej” — triumfującej dopiero, a może już dziś — i jej uzasadnienie w postaci „teorii krytycznej”.
Teoria krytyczna
Sukcesy współczesnych rewolucjonistów nie byłyby możliwe, gdyby nie opracowana przez frankfurtczyków „Teoria krytyczna”. Otworzyła ona nowy rozdział w historii marksizmu. Zrozumienie jej istoty jest kluczowe dla zrozumienia współczesnej rewolucji. Po raz pierwszy sformułował ją w 1937 roku ówczesny lider szkoły Max Horkheimer, a następnie rozwijał w kolejnych publikacjach wraz ze swymi współpracownikami. Kilkukrotne przekształcana jest dziś ideową podstawą współczesnego marksizmu wyrażaną w programach politycznych europejskiej lewicy.
Wyróżnia się 3 elementy składowe teorii krytycznej: „1. teoria wadliwej rzeczywistości i tkwiący w niej nierozerwalny konflikt; 2. krytyka pozytywnego działania i instrumentalnego rozumu; 3. stygmatyzacja kultury” (cyt. K Karoń). Mówiąc w ogromnym skrócie i usiłując przełożyć na język ludzki, teoria krytyczna zakłada, że każda rzeczywistość — rozumiana jako odbicie stosunków społecznych — jest immanentnie wadliwa i niereformowalna. W związku z tym działanie pozytywne, racjonalne, celowe, poprzez zdobywanie i wykorzystywanie wiedzy dla własnych korzyści jest złe i niepostępowe, bo prowadzi do akceptacji tej wadliwej rzeczywistości. Jej utrwalanie, czyli postawy tradycyjne, konserwatywne, reakcyjne wykluczają „postęp”, a ten jest konieczny. Skoro więc naprawienie wadliwej rzeczywistości jest niemożliwe, to nie należy tej rzeczywistości utrwalać, lecz trzeba ograniczyć się do tzw. lepszej praktyki. „Postępu” zaś upatrują twórcy teorii w dekonstrukcji i destabilizacji systemu. Zdaniem frankfurtczyków wadliwość rzeczywistości wynika z istnienia bardzo szeroko pojętej i specyficznie przez nich rozumianej „dominacji” pewnych grup, czy ludzi, nad innymi. Np. media dominują nad odbiorcami, nauczyciele nad uczniami, pracodawcy nad pracownikami, sędziowie nad przestępcami, religia nad wierzącymi, rodzice nad dziećmi itd. Akceptując taką rzeczywistość nie dostrzegamy jej wadliwości, co przekłada się na pogłębienie społecznej niesprawiedliwości. Teoria krytyczna nie tylko podważa „dominację” wymienionych instytucji nad jednostką, ale dąży do jej wyeliminowania. Nie ma na celu żadnego pozytywnego programu. Jest to teoria bezustannej negacji, ciągłej, zmasowanej krytyki fundamentów kultury Zachodu. Zwolennicy teorii w pierwszym rzędzie wskazują: chrześcijaństwo, kapitalizm, rodzinę, tradycyjną moralność, ograniczenia w sferze seksu, patriotyzm, nacjonalizm, konserwatyzm, hierarchię, etnocentryzm. Tradycyjne składniki kultury takie jak respekt wobec nauki, wykształcenia, myślenia racjonalnego, posłuszeństwa wobec rodziców, etosu pracy, a także etyka katolicka czy tradycyjna moralność seksualna są przez neomarksistów odrzucane. Nowocześni marksiści postrzegają kulturę zachodnią jako instrument zniewolenia człowieka, który „korumpuje ludzki rozum”. Tradycyjna kultura jest na tyle opresyjna, że wypacza ludzką psychikę. Prowadzi wręcz do zaburzeń psychicznych, a nawet do tłamszenia popędu seksualnego u młodych ludzi. Od momentu powstania teorii krytycznej, z biegiem lat tematyka seksu stała się jednym dominujących punktów rewolucji (będzie o tym mowa w oddzielnych tekstach).
Teoria krytyczna daje podwaliny pod stworzenie nowego typu człowieka. W „nowoczesnym”, „postępowym” społeczeństwie powinna dominować właśnie postawa krytyczna, rozpowszechniona przez system edukacji i wychowania oraz przez media. Człowiek nowego typu ma być „wyzwolony” z opresji chrześcijaństwa i kapitalizmu. Nie obowiązują go dotychczasowe normy społeczne. Wiąże się to niechybnie z problemami w zdobywaniu wykształcenia, umiejętności i kwalifikacji. W ujęciu modelowym człowiek krytyczny nie potrafi samodzielnie produkować dóbr, choć musi ich oczywiście używać. Jest wobec tego zmuszony do poparcia takiego ustroju gospodarczego, w którym albo będzie mógł kraść potrzebne mu dobra, albo w którym zorganizowany został system redystrybucji dóbr produkowanych przez — wciąż stanowiących większość — ludzi nienowego typu. Jednym zdaniem – człowiek o postawie krytycznej jest zdany na życie z cudzych pieniędzy, czyli na socjalizm. Zadaniem marksistów jest doprowadzenie do stanu, w którym produkująca większość pogodzi się koniecznością utrzymywania narzucającej zasady życia społecznego lewicowej mniejszości. Zadanie niełatwe, lecz w obecnej kondycji naszej cywilizacji wykonalne. Czy sprowadzani masowo z Afryki i Bliskiego Wschodu do Europy ludzie na pewno są „wzbogacającymi nas kulturowo” „inżynierami”, lekarzami” i „prawnikami”, jak zapewniają nas media? A może są to właśnie ludzie nowego typu?
Nowa Lewica
Kolejny nurt marksizmu to tzw. Nowa Lewica. To określenie obejmowało szereg radykalnych ruchów oraz ideologii lewicowych nie przyjmujących perspektywy myślowej „starej lewicy” wiernej założeniom marksizmu-leninizmu. Nowa Lewica stanęła na gruncie „teorii krytycznej”. Kontestowała dotychczasowe wartości, instytucje i porządek prawny, propagowała hedonizm, egalitaryzm i daleko posuniętą swobodę seksualną. Ruchy Nowej Lewicy powstawały na przełomie lat 50 i 60 XX wieku. Apogeum ich działalności przypada na okres tzw. „rewolucji kontrkulturowej” przełomu lat 60 i 70. Bazą Nowej Lewicy były uniwersyteckie kampusy, kadrą inteligencja — głównie akademicka — oraz studenci. Na ruch złożyło się całe spektrum kolektywistycznych orientacji politycznych: komunizm, ze swymi modnymi na Zachodzie nurtami: maoizmem oraz trockizmem, a także socjalizm, syndykalizm czy anarchokomunizm. Nowa Lewica to formacja, dla której komunizm pozostaje idealnym ustrojem, natomiast bolszewicki i stalinowski terror są potępione ponieważ skompromitowały tę „szlachetną” ideę. Młodzi, pełni wigoru rewolucjoniści przekonywali – Stalin był zły! To my jesteśmy prawdziwymi, dobrymi komunistami. My wiemy jak naprawić świat i uszczęśliwić ludzkość. „Największe rozmiary – pisze prof. Roman Tokarczyk – przybrały ruchy Nowej Lewicy amerykańskiej, która stała się poważną siłą polityczną w swoim kraju (…) mamy do czynienia ze zjawiskiem, które przeszło przez trzy wyraźne etapy rozwoju. Początkowo były to idee i pomysły grupy intelektualistów (…) Następnie były to głównie ruchy radykalnie nastawionej młodzieży, zwłaszcza studenckiej, skupionej przede wszystkim w zespole organizacji Studenci na rzecz Demokratycznego Społeczeństwa i czerpiącej z wielu różnych idei, w tym z idei lewicy intelektualnej. W końcu ukształtowało się coś na wzór ideologii Nowej Lewicy, będącej amalgamatem pomysłów i doświadczeń tak przedstawicieli lewicy intelektualnej, jak i uczestników samych ruchów. (…) Myśl Nowej Lewicy amerykańskiej oddziaływała żywo na myśl Nowej Lewicy innych krajów. Z tych to m.in. względów charakteryzuje ona w znacznym stopniu całokształt poglądów tego kierunku”.
Oczywiście priorytetem ruchów składających się na Nową Lewicę niezmiennie pozostawało obalenie systemu kapitalistycznego, ze szczególnym uwzględnieniem jego „opresyjnej”, „burżuazyjnej” kultury. Zwalczano ówczesny system edukacji, autorytet rodziny, religię chrześcijańską oraz — akurat słusznie — naprawdę istniejące wówczas objawy rasizmu. Cały czas należy mieć na uwadze, że mamy do czynienia z ideologią zakładającą daleko idącą inżynierię społeczną. Projektowany model przyszłego społeczeństwa bez wątpienia nie odpowiadał standardom zachodniej cywilizacji, choćby dlatego, że jego ostatecznym efektem miało być ustanowienie systemu komunistycznego. Drogą do tego celu była tzw. „idea wspólnoty”, czyli budowa systemu komun jako formy organizacji społecznej, będąca jak twierdzili przedstawiciele Nowej Lewicy wyrazem „prawdziwego komunizmu”. W takiej komunie wszystkie dobra podlegają podziałowi, co pozornie przypominać może rodzinę (której Nowa Lewica — przynajmniej początkowo — nie chciała całkowicie eliminować). Z kolei w sferze seksu panuje wolna amerykanka, każdy może z każdym, a wychowaniem dzieci ma się zajmować cała wspólnota.
Najważniejszym ideologiem Nowej Lewicy był współtwórca szkoły frankfurckiej i „teorii krytycznej” towarzysz Herbert Marcuse. Kluczowe dla dalszych dziejów neomarksizmu stały się jego prace. Pierwsza to Eros i cywilizacja (1955) – wizja, w której za ludzi pracują automaty, a energia pożytkowana na naukę i wytwarzanie potrzebnych do życia dóbr zostaje przekierowana na sferę seksualności, czyli: „automaty produkują, ludzie kopulują”. Następnie Człowiek jednowymiarowy (1964) w której wezwał do „Wielkiej Odmowy” uczestnictwa w systemie kapitalistycznym (odmowy nauki i pracy). Wreszcie pozycja najważniejsza – Tolerancja represywna (1965) stanowiąca apel o odmowę tolerancji dla prawicy. Marcuse stwierdza wprost: „Tolerancja wyzwalająca oznacza nietolerancję wobec ruchów prawicowych, a tolerancję wobec ruchów lewicowych”.
Istota tolerancji represywnej
W cywilizacji zachodniej „tolerancja” oznacza cierpliwe znoszenie, wytrzymywanie różnych odmienności dotyczących poglądów, wiary, orientacji seksualnej itd., oraz uznawanie praw mniejszości do życia według własnych upodobań czy przekonań. Znamienną cechą współczesnej lewicy jest zaś — mówiąc najłagodniej — specyficzne podejście do zagadnienia „tolerancji”. Lewica doprowadziła bowiem do zatarcia różnicy znaczeniowej pomiędzy słowem „tolerancja” a słowem „akceptacja”. Jeżeli np. nie akceptujesz tzw. „małżeństw” homoseksualnych i adopcji przez takie „małżeństwa” dzieci, lewica zarzuca Ci brak tolerancji i oskarża o homofobię. Jesteś „nietolerancyjny”. Jeżeli nie akceptujesz polityki multi-kulti widząc jej konsekwencje i sprzeciwiasz się masowemu sprowadzaniu do Europy muzułmańskich imigrantów, lewica automatycznie uznaje to za brak tolerancji dla odmiennych kultur, oskarżając jednocześnie o rasizm, islamofobię itd. Chcesz być osobą „tolerancyjną”? W takim razie niektórych tematów, poglądów czy ludzi nie możesz nazywać po imieniu, nie mówiąc już o krytyce. Musisz zmienić poglądy tak, żeby zaakceptować, to co lewica uważa za słuszne. Wtedy jesteś tolerancyjny, „nowoczesny” i „postępowy”. Neomarksiści potrzebowali wielu lat ciężkiej, systematycznej, wieloaspektowej indoktrynacji żeby tradycyjnemu rozumieniu pojęcia „tolerancji” nadać nowe znaczenie i przebić się z nim do powszechnego odbioru. Zalążków tego procesu należy upatrywać w koncepcji „tolerancji represywnej” autorstwa Marcuse.
Jak wspomnieliśmy, zgodnie z założeniami frankfurckiej „teorii krytycznej”, każda rzeczywistość jest wadliwa, każdy system społeczny jest niesprawiedliwy i nie da się tego zmienić. Nieświadome tego faktu ukształtowane przez „represywny system”, rzekomo „zniewolone” społeczeństwo z biegiem czasu przystosowuje się do tego systemu, zaczyna go aprobować pogłębiając tylko swoją nieświadomość. W ten sposób roztacza Marcuse wizję „cywilizacji represywnej” i „człowieka jednowymiarowego”, tzn. społeczeństwa pojmowanego jako zbiór ludzi jednakowo myślących i mających identyczne potrzeby. W związku z tym jedyną „postępową” częścią takiego społeczeństwa pozostają różnego rodzaju mniejszości, w jakimś aspekcie odbiegające od systemowych standardów. Należało więc wyselekcjonować odpowiednie mniejszości, wmówić im, że są dyskryminowane i uciskane, rozbudzić w nich potencjał rewolucyjny, a następnie wykorzystać jako kolejny „nowy proletariat”.
Z biegiem czasu nowocześni marksiści zaczęli kwestionować kolejne aspekty tożsamości człowieka ukształtowanego w zachodniej cywilizacji: tradycyjną kulturę, religię chrześcijańską, orientację seksualną, instytucję rodziny, rasę, a nawet płeć. Dotychczasowe normy i standardy trzeba przekonfigurować tak, by dostosować je do wymagań zrewoltowanych, „uciskanych” mniejszości. Jak wiemy stary konflikt przebiegał na linii burżuazja robotnicy (czyli proletariat). W nowym konflikcie mniejszości występują w roli „pokrzywdzonego” nowego proletariatu, który marksiści będą „wyzwalać” od ucisku ze strony „uprzywilejowanej” większości i „cywilizacji represywnej”.
Mamy więc przykładowo jeden z filarów cywilizacji zachodniej — nawet jeśli ktoś nienawidzi go tak bardzo, że nie przejdzie mu to przez usta — to choćby tylko historycznie rzecz biorąc, jest nim chrześcijaństwo. To religia z punktu widzenia marksistów „uprzywilejowana” zatem promują ateizm, inne wyznania, a obecnie przede wszystkim islam, będący bardzo wygodnym młotkiem do obijania chrześcijaństwa. (Swoją drogą siły zmierzające do wyeliminowania chrześcijaństwa są znacznie potężniejsze niż neomarksistowska międzynarodówka). Inny przykład. Mamy noworodka. To albo chłopiec albo dziewczynka, decyduje o tym natura, a wiemy o tym dzięki biologii – jako dyscyplinie nauki. Niekoniecznie – odpowiadają neomarksiści. Niech dziecko podrośnie i samo zdecyduje o swojej płci, których jest zresztą więcej niż dwie. Dwie są „uprzywilejowane”, pozostałe musimy „wyzwolić”. Mamy białego i czarnoskórego. Wiemy, że rasa nie wpływa na wartość człowieka i, że decydują o tym inne czynniki. Niemniej zjawisko rasizmu — choć niezwykle przez lewicę wyolbrzymione i wykoślawione — jednak zdarza się w praktyce. Paradoks polega na tym, że według lewicy rasizm działa tylko w jedną stronę, tzn. występuje, gdy biały dyskryminuje czarnoskórego. W przeciwnym kierunku jest niemożliwy ponieważ, czarnoskórzy, czyli „uciskana mniejszość”, nie mogą dyskryminować „uprzywilejowanych” białych, nawet jeżeli faktycznie to czynią. Dlatego mający pełne gęby „równości” i „tolerancji” neomarksiści nie widzieli żadnego problemu, gdy z pewnej amerykańskiej uczelni usunięto za „dyskryminację na tle rasowym” białego profesora, bo ten wystawił dwóję Murzynowi, który popełnił kilkadziesiąt błędów ortograficznych w niedługim sprawdzianie.
Krótko mówiąc; klasyczni marksiści próbowali pozabijać tych, którzy coś posiadali, i odebrać im ich majątki. Osiągnęli wiele, ale odpuścili, gdy ostatecznie pogodzili się z tym, że Stany Zjednoczone są zbyt silne i nie uda się ich pokonać militarnie, a co za tym idzie ustanowić komunizmu na całej kuli ziemskiej. Tymczasem europejscy neomarksiści nie chcą zabijać. Wzbogaceni o „teorię krytyczną” starają się zjednoczyć i jak najlepiej zorganizować „nowy proletariat”, czyli mniejszości, jako nosiciela rewolucji. Ma on stopniowo wyprzeć normy i standardy cywilizacji zachodniej w sferze życia społecznego, i narzucić konserwatywnej większości własne. Zajęta pracą i codziennymi sprawami niezorganizowana większość, choć jest znacznie liczniejsza stopniowo ulegnie, ponieważ nie będzie w stanie połapać się w dobrze prowadzonej inżynierii społecznej na masową skalę, a ci, którzy się połapią i tak nie zdołają odpowiednio się zorganizować. Jeśli rozproszone jednostki czy grupy zaczną reagować, zostaną napiętnowane przez opanowane przez marksistów media oraz instytucje, aż odechce im się sprzeciwiania „postępowi”. Czyli to, co zostało już wprowadzone na Zachodzie. Marcuse wiedział, że siła leży przede wszystkim w organizacji, i że trzeba uzbroić się w cierpliwość. Nowoczesna rewolucja będzie długotrwałym procesem. Guru Nowej Lewicy stwierdził wprost, że nowa, „postępowa” tolerancja ma oznaczać tolerancję dla mniejszości i jej brak dla większości. „Tolerancję represywną” podsumowuje zatem Krzysztof Karoń jako „uzasadnienie dominacji niewielkiej, świadomej swoich celów i dobrze zorganizowanej mniejszości nad rozbitym, upokorzonym, nie potrafiącym bronić własnego systemu wartości społeczeństwem”. Teraz marksistowscy intelektualiści musieli poszukać skutecznego sposobu wprowadzenia swoich ambitnych planów w życie. Wiedzieli, że zdominowanie większości nie będzie zadaniem łatwym, tym bardziej, że Marcuse nie wskazał wprost jak w praktyce ma wyglądać stosowanie tolerancji represywnej. Zostało to wypracowane później.
Trzeci główny nurt nowoczesnego marksizmu stworzyli tzw. Federaliści. Ze względu na ograniczone ramy objętościowe tekstu o charakterze publicystycznym, zostanie on omówiony w osobnym artykule. Marksizm od początku swego istnienia poszukuje strategii mającej przynieść zwycięstwo rewolucji. W następnej części powiemy o strategii, która — przynajmniej do tej pory — okazuje się skuteczna.