Jedno z popularnych powiedzeń o futbolu mówi o tym, że pośród wszystkich rzeczy nieważnych piłka nożna jest tą najważniejszą. W końcu wywołuje w ludziach skrajne emocje od radości i euforii po zwycięstwie do wściekłości i rezygnacji po porażce.

Do rzeczy ważnych natomiast, które realnie wpływają na kształt otaczającej nas rzeczywistości, należy polityka. Współczesny futbol (organizacje piłkarskie/federacje/ligi) starają się od niej odciąć, co w praktyce jest niemożliwe. Wiemy doskonale, że to, co fascynuje masy, zawsze będzie pozostawało w orbicie zainteresowań władzy. W przeszłości na korzyść władz komunistycznych w Polsce działały sukcesy drużyn trenerów Górskiego i Piechniczka na mundialach, gdyż niezadowolenie społeczne zostawało  w ten sposób częściowo rozładowane. Z tego samego powodu dla reżymu gen. Franco tak ważne było zwycięstwo reprezentacji Hiszpanii w Euro 64’, gdzie w finale pokonała drużynę ideologicznych wrogów – Związek Sowiecki.

Nie o taki styk futbolu i polityki chodzi mi w tym tekście. Nie będę pisał o odległej przeszłości. Powyżej wspomniałem, że władze współczesnego futbolu starają się odcinać od polityki, ale w praktyce jest to niemożliwe. Działania te objawiają się, np. zakazem zdejmowania koszulek przez piłkarzy po zdobyciu gola, by nie wyrażać przekazów politycznych. Gracze łamiący ten przepis są karani żółtą kartką.

Nie zawsze, a raczej bardzo rzadko, za eksponowanie treści politycznych. Np. niedawno Lionel Messi został ukarany żółtą kartką za zdjęcie koszulki po strzeleniu gola przeciwko Osasunie. Kapitan Barcelony chciał w ten sposób oddać hołd zmarłemu niedawno Diego Maradonie [Zob. tekst o Maradonie na Publicystyczny.pl]. Pod koszulką Barcelony piłkarz miał koszulkę Newell’s Old Boys, klubu łączącego obu piłkarzy (Messi zaczynał tam przygodę z piłką, a Maradona kończył). Nie chodziło zatem o przekaz polityczny, ale przepis to przepis, więc Argentyńczyk zobaczył żółty kartonik.

Możliwe, że sprawiedliwiej byłoby, gdyby sędziowie jednostkowo oceniali takie sytuacje, decydując o tym, co jest, a co nie, manifestem politycznym Z drugiej strony, biorąc pod uwagę różne błędy sędziowskie (nawet w erze VAR), nie wykluczone, że prowadziło by to do licznych kontrowersji. Innym przykładem uciekania piłki nożnej od polityki jest blokowanie zwaśnionych politycznie par przy losowaniu rozgrywek organizowanych przez UEFA czy FIFA. I tak przy ostatnim losowaniu eliminacji katarskiego mundialu Rosjanie nie mogli trafić na Ukraińców, a Hiszpanie na Gibraltar. Wzajemnych wykluczeń było dużo więcej. Podobne środki ostrożności są raczej śmieszne. Hiszpanie nie zagrają w fazie pucharowej turniej z Gibraltarem, ale Rosjanie z Ukraińcami już mogą, i co wtedy? Znów zamieszamy? A jak dojdą do finału, to nie rozegramy?

W rzeczywistości uciekanie od polityki jest pozorne. Nie pozwolimy zagrać drużynom czy reprezentacjom skonfliktowanych krajów, ale poprzemy te czy inne politycznie poprawne i forowane przez postęp trendy, jak np. ruch BLM czy LGBT. Ale po kolei.

W ostatni wtorek w piłkarskiej Lidze Mistrzów PSG grało z tureckim Basaksehir ostatni mecz fazy grupowej. Doszło do „skandalu”. Około 15 minuty mecz został przerwany. Dlaczego? Otóż przy na ławce rezerwowych stambulskiej ekipy asystent trenera gości, Pierre Webo, był za bardzo aktywny i, zdaniem jednego z arbitrów, zasłużył na ukaranie żółtą kartką. Asystent sędziego, nie wiedząc, jak nazywa się delikwent, wskazał go głównemu arbitrowi po kolorze skóry, określając jako, o zgrozo, „czarnego”.

Pech chciał, że Webo to usłyszał i wtedy zaczęła się afera. Kameruńczyk bowiem poczuł się obrażony. W rezultacie piłkarze obu drużyn odmówili dalszej gry i zeszli do szatni. Gracze PSG zgodzili się wrócić na boisko, ale ich rywale nie dali się przekonać. Szerszego kontekstu zamieszaniu dodaje to, że Basaksehir jest klubem wspieranym przez prezydenta Turcji Recepa Erdogana przeciw innym stambulskim potentatom (Besiktas, Fenerbace, Galatasaray). Ciekaw jestem, czy przy podejmowaniu decyzji o odmowie powrotu do gry Basaksehir zasięgnął opinii czynników decyzyjnych z Ankary, a władze Turcji wykorzystają zajście politycznie? Biorąc pod uwagę, jak zręcznie prezydent Erdogan rozgrywał UE kwestią uchodźców, pewnie tak.

Wróćmy do futbolu. Ostatecznie mecz dokończono dzień później przy zmienionym składzie sędziowskim. UEFA nie ukarała Turków. Gdyby chodziło o jakikolwiek inny powód odmowy gry, prawdopodobnie PSG dostałoby walkowera. Biorąc pod uwagę rezultat meczu (5-1), byłoby to wynikowo korzystniejsze dla Basaksehir. UEFA okazała zrozumienie piłkarzom. Natomiast na rumuńskich sędziów posypały się gromy i oskarżenia o rasizm. Nie pomogło im nawet to, że trener Basaksehir, Okan Burak, miał ich nazywać Cyganami. W politpoprawnym  dyskursie Murzyn bije Cygana, więc światowa kariera rumuńskich sędziów pewnie dobiegła końca.

Staną się ofiarą politycznej poprawności. Nie zrobili jednak nic złego. Jeden z nich po prostu zidentyfikował członka sztabu szkoleniowego drużyny gości po kolorze skóry, nazywając go czarnym. Nie dodał do tego żadnych obraźliwych epitetów. Stwierdził fakt, zauważając, że Pierre Webo jest czarnoskóry. Jak miał go określić? Jako nie białego? A może zielonego lub czerwonego? Wielu ekspertów piłkarskich zajmuje stanowisko kompromisowe. Wskazuje, że sędzia nie zrobił nic rasistowskiego, ale nie powinien był tego mówić ze względu to, jak wygląda dzisiejszy świat, w którym te sprawy należą do bardzo drażliwych.

Arbiter jest teraz odsądzany od czci i wiary, bo Kameruńczyk poczuł się dotknięty. Gdyby natomiast zidentyfikowano kogoś białego po kolorze skóry wśród Murzynów, Arabów czy Azjatów, wszystko byłoby w porządku. Na razie nie można nazywać czarnoskórych czarnymi, bo ich to boli. Co będzie potem? Nie wiadomo, co kogo zaboli. Można poczuć się urażonym za nazwanie łysym, brzydko ostrzyżonym lub rudym. Podążając tą drogą, sami zakładamy sobie na twarze kagańce politporpawnej cenzury.

Z powodu covidu mecz był rozgrywany przy pustych trybunach. Dlatego jego dokończenie dzień później nie zabolało zbytnio kibiców. Gdyby jednak wszystko było normalnie, pewnie do niczego by nie doszło. Przy kilkudziesięciu tysiącach kibiców obu drużyn, którzy zapłacili za bilety, przejazdy i hotele, zejście piłkarzy do szatni i odmowa gry byłoby o wiele mniej prawdopodobne, jeśli nie niemożliwa. Bez kibiców o wiele łatwiej było rozkręcić aferę, wpisując się w modny ruch BLM. Przy czym najważniejsze jest, że tak naprawdę nie chodziło o rasizm prawdziwy, a urojony, bo sędzia nie obraził Pierre’a Webo. Jedynie zidentyfikował go po kolorze skóry, co zauważył np. John Barnes, pierwszy czarnoskóry reprezentant Anglii.

Cała sprawa ocieka hipokryzją. W futbolu wyzwiska pod adresem piłkarzy są właściwie normalnością. W trakcie każdego meczu zawodnicy drużyny gości spotykają się z niechętnym lub wrogim przyjęciem ze strony kibiców gospodarzy. Bywają wyzywani od najgorszych. Dlaczego mamy zwracać szczególną uwagę na przejawy agresji słownej ze względu na kolor skóry graczy, a nie ich przynależność klubową, kolor włosów czy cokolwiek innego?

Zresztą z BLM było też kilka innych epizodów w świecie futbolu. Po fali protestów, rozruchów i rozrób, jakie przetoczyły się przez USA po śmierci George’a Floyda szybko ruch BLM zaczął pojawiać się też na Starym Kontynencie. Niektórzy piłkarze i rozgrywki zaczęli  się do niego przyłączać. Celowała w tym zwłaszcza angielska Premier League. Anglicy to osobliwy naród. Jak był kolonializm i imperializm, to byli pierwszymi w świecie kolonizatorami i imperialistami, nie dając się wyprzedzić nikomu. Podobnie było z rasizmem. A teraz, jak jest antyrasizm, to oni znów muszą wysuwać się na czoło.

Do podobnej walki z urojonym rasizmem, jak w przypadku meczu PSG – Basaksehir, doszło w Anglii latem. Burnley podejmowało Manchester City. Przed rozpoczęciem starcia nad stadionem przeleciał samolot ciągnący transparent z napisem „White lives matter Burnley”. Środowisko piłkarskie na wyspach potępiło ów incydent jako rasistowski, a sami piłkarze Burnley i klub odcięli się od tego zachowania kibiców. Na transparencie nie było hasła rasistowskiego. Nikt nie napisał tam, że tylko białe życie ma znaczenie albo że czarne nie ma.

Ten epizod, jak i wiele innych zza oceanu, obnażają cały ruch BLM, którego hasło przewodnie nie mówi o tym, że każde życie ma znaczenie, a tylko czarne (nota bene identyfikacja ludzi poprzez kolor skóry). Co zatem z rasizmem wobec Indian, Hindusów czy Chińczyków, nie mówiąc już o białych. Ruch BLM to nie walka z rasizmem ani o równouprawnienie polityczne i prawne Afroamerykanów.

W końcu czarnoskóry Barack Obama był prezydentem USA przez dwie kadencje, a Condoleezza Rice pełniła urząd Sekretarza Stanu w administracji George’a Busha Jr. Czarnoskórzy obywatele mają takie same prawa jak inni obywatele w USA czy krajach UE. Mogą być i są parlamentarzystami, sędziami czy zajmować inne eksponowane stanowiska. Nawet w naszym wiecznie zacofanym bantustanie czarnoskóry John Godson mógł być posłem na Sejm i żaden prawicowy ekstremista nie wyrzucił go z Wiejskiej. Co więcej, żaden nawet tego nie postulował.

BLM to nie walka o równouprawnienie, a o przywileje, utrzymanie i powiększenie socjalu przysługującego mniejszościom rasowym oraz rozciągnięcie nad nimi specjalnego parasola bezpieczeństwa prawnego [Zob. tekst G. Grzymowicza na Publicystyczny.pl]. Ów ruch propaguje też obce naszej cywilizacji stosowanie odpowiedzialności zbiorowej, do tego rozszerzonej czasowo. Stara się grać kartą szantażu moralnego wobec białych. Rozwija narrację o treści: wasi przodkowie kiedyś zrobili coś złego naszym, więc wy musicie zadośćuczynić nam. A kiedy skończy się okres zadośćuczynienia i kto ma to ocenić? To tak nie działa. Nie można sądzić dzieci za winy rodziców, a co dopiero dalszych przodków, albo, jak w przypadku narodów, które nie załapały się na kolonializm, winy innych białych.

Daleko odbiegliśmy od futbolu. Niestety opisane wyżej przykłady pokazują, jak bardzo współczesny futbol wpisuje się w światowe trendy polityczne, składające się na polityczną poprawność. Być może już niedługo nie będziemy mogli pójść na mecz, nie tylko bez certyfikatu szczepienia, ale i bez podobnego zaświadczenia o popieraniu inicjatyw antyrasistowskich.