Życzliwi wobec jaśnie panującej nam formacji komentatorzy mogą w ostatnich dniach dostrzec w jej słowach (nie mylić z czynami) element dobrej zmiany. Temat, którego podnoszenie jeszcze do niedawna skutkowało oskarżeniem o rosyjską agenturę, który przez lata w tzw. debacie publicznej właściwie nie istniał, został przez Naczelnika i jego świtę dostrzeżony. Jednym z wielu pytań w tej sprawie jest to, czy stanął nagle z uwagi na zagrożenie dla interesu Polski czy może bardziej jako miecz Damoklesa dla partyjnych notowań?
Pierwszą z możliwości nazwałbym, delikatnie mówiąc, wersją dla naiwnych, wszak „restytucja żydowskiego mienia bezdziedzicznego”, bo o nim mowa, od lat stanowi przedmiot rozmów i negocjacji skrzętnie skrywanych przed społeczeństwem. Niestety, zakładając nawet, że opublikowana przez WikiLeaks notatka z tajnego spotkania Jarosława Kaczyńskiego z Victorem Ashem z 2009 roku (czytaj tutaj) czy notatka MSZ dotycząca ustawy 447 ujawniona przez Stanisława Michalkiewicza (czytaj tutaj), są dokumentami o niskiej wiarygodności, to już publiczne ponaglenia w sprawie (nie)stosownej legislacji ze strony sekretarza Pompeo (czytaj tutaj) czy otwarte komunikowanie postępów w kwestii restytucji przez izraelskie media, w połączeniu z konsekwentną realizacją scenariusza nakreślonego w 1996 roku przez Israela Singera, nie pozwalają wierzyć, że rozlane mleko pozyskano od krowy przed paroma dniami. Czyniąc długą historię krótką, nie tylko świadomość ta towarzyszy rządzącym od dawna, ale i rozmowy z „naszymi partnerami“ są zaawansowane. Perypetie „nieistniejącego” tematu opisywałem zresztą w opublikowanym przed paroma dniami felietonie (czytaj tutaj). Skoro wiemy już, że rzeczywistość jest bezlitosna, pora odnotować szereg aktualności w tej sprawie.
Marsz faszystów i antysemitów
Jak słusznie się Państwo domyślają, ktoś znowu wspomniał o interesie Polski i Żydach, co tzw. zagraniczne media tradycyjnie zaadaptowały do narracji o naszej winie za Holocaust i odradzającym się antysemityzmie. Tak bowiem odnotowano sobotnią manifestację #STOP447, która zgromadziła w Warszawie około 20 tysięcy osób, chcących wyrazić swój sprzeciw wobec żydowskich uroszczeń. Celem tego tekstu nie jest obszerne jej relacjonowanie, tym niemniej chciałbym polecić zabieganym chociaż jedno z wystąpień, oddających sedno sprawy. Słowa w języku angielskim, kierowane przez Grzegorza Brauna w stronę amerykańskiej ambasady, spotkały się bowiem ze szczególnym entuzjazmem zgromadzonych.
Tych, którzy mają nie tylko zaległości, ale i nieco więcej czasu, zachęcam do zapoznania się z pełnym zapisem sobotniej manifestacji. Obok licznych wystąpień nie zabrakło podczas niej wspólnych modlitw, śpiewów i skandowania haseł a spektrum gości (także z zagranicy) i reprezentowanych środowisk oddaje powagę sprawy, jednoczącej poróżnione często w innych kwestiach postaci.
Nie było to jednak ani orędzie Naczelnika ani wykład Króla Europy, zatem próżno było oczekiwać, że obecne na miejscu (sprzętem) mainstreamowe media pokuszą się o transmisję wydarzenia. Tymczasem, proszę usiąść i zapiąć pasy, tzw. Wiadomości (z opóźnionym zapłonem) przygotowały dla hodowanych pelikanów niżej załączoną dezinformacyjną papkę.
Osobiście, ze zdumienia przecierałem nie tylko oczy i uszy, ale wszystko co tylko do przetarcia miałem pod ręką a i tak, do dziś, nie mogę podnieść szczęki z podłogi (na szczęście ją przetarłem). Nie tylko zmontowano materiał sugerując jakoby Premier zabierał głos podczas sobotniego marszu #STOP447, ale wręcz jakby to strona rządowa, stojąc na straży polskiego majątku, przyciągnęła te tłumy do Warszawy. W materiale wypowiada się też poseł Tomasz Rzymkowski (ze wspieranego przed wyborami przez funkcjonariuszy jedynie słusznej partii Kukiz’15), który jako „rodzynek” faktycznie pojawił się na manifestacji i wygłosił podczas niej naprawdę płomienne przemówienie, przygotowując wcześniej, alternatywny dla propozycji Stanisława Michalkiewicza, projekt ustawy chroniący Polskę przed żydowskimi roszczeniami. Nie zająknięto się natomiast ani słowem na temat organizatorów wydarzenia (Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, Robert Bąkiewicz i wielu innych) a szerokie środowisko zgromadzone wokół Konfederacji Braun Liroy Narodowcy przedstawiono jako tych, którzy ciągle coś jątrzą i politycznie rozgrywają temat ustawy #447. Jednocześnie trzeba zauważyć, że wspomniana formacja nagminnie pomijana jest w relacjonowaniu przebiegu kampanii wyborczej czy prezentowanych sondażach a sympatyzujące z nią osoby siłą usuwa się ze studia.
Bannery
W ostatnim felietonie pisałem o rozłamach w klubach Gazety Polskiej, których bannery także pojawiły się na sobotniej manifestacji. Nie trzeba było czekać długo na reakcję Tomasza Sakiewicza, który, choć pali mu się grunt pod nogami, nie ustaje w heroicznej kampanii defamacyjnej prowadzonej przeciwko środowiskom podnoszącym temat żydowskich uroszczeń i klęczącej postawy rządzących.
W opublikowanym na portalu niezalezna.pl tekście udowadniano na wszystkie (nie)możliwe sposoby, że to nie mogły być kluby Gazety Polskiej, bo nie było na to oficjalnej zgody szefów a widoczne na marszu bannery nie są przez nich używane. Zauważono też, że „nikt nie prosił o zgodę na posługiwanie się nazwą klubu” a „narodowców” oskarżono o prowokację i fałszerstwo.
W tym kontekście przypomina mi się sądowa potyczka Kukiz’15 i Konfederacji sprzed miesiąca, gdzie w trybie wyborczym Sąd Okręgowy w Warszawie postanowił zakazać Konfederacji dalszego rozpowszechniania informacji o przystąpieniu do tego komitetu struktur Kukiz’15. Chodziło przecież o… byłych działaczy.
Delegacja z Izraela
Sobotnia akcja wywołała reakcję Izraela. W niedzielne popołudnie, dziennikarz Marcin Makowski poinformował o docierających do niego informacjach, jakoby do Polski wybierali się przedstawiciele izraelskiego rządu. Delegacja Ministerstwa ds. Równości Społecznej, z dyrektorem generalnym ministerstwa Avi Cohen-Skali na czele, przylecieć miała wczoraj na serię spotkań z wyższymi urzędnikami polskiego rządu na temat zwrotu skradzionej żydowskiej własności z czasów Holokaustu. Pogłoski te znalazły swoje potwierdzenie w publikacjach izraelskich mediów. Na portalu stacji Reshet 13 mogliśmy przeczytać, że delegacja przyjechać ma do Polski w cieniu weekendowych demonstracji skrajnie prawicowych środowisk (tekst oryginalny).
O tej sprawie mogli Państwo słyszeć, jako o przykładzie stanowczości polskiego rządu, bowiem, w ostatniej chwili, wizyta została odwołana. Jak czytamy, głównym powodem była zmiana składu delegacji, „która mogła sugerować, że rozmowy miałyby koncentrować się na kwestiach restytucji”. (Nie) zawiódł po raz kolejny portal niezalezna.pl, który jeszcze przed komunikatem MSZ grzmiał, że przylot delegacji jest fake newsem. Być może dlatego najpierw zdementowano informację o wizycie a dopiero w dalszych zdaniach podano przyczynę jej odwołania…
MSZ dementuje, że 13 bm. złoży wizytę w Warszawie izraelska delegacja. W związku z dokonaną zmianą składu delegacji, która mogła sugerować, że rozmowy miałyby koncentrować się na kwestiach restytucji, strona polska podjęła decyzję o odwołaniu wizyty.
➡️https://t.co/IIyN2s77xy pic.twitter.com/YwGDGJPmDA
— Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP 🇵🇱 (@MSZ_RP) May 12, 2019
Gdyby komuś wydawało się, że to jedynie (nie)dyplomatyczne nieporozumienie, z pomocą przyszły po raz kolejny izraelskie media, informujące o odwołaniu przez polski MSZ wcześniej zaplanowanej wizyty. Jerusalem Post, powołując się na komunikaty biura Minister ds. równości Gili Gamlieli, wskazała, że prace nad przygotowaniem delegacji trwały od czterech lat a jej przyjazd do Polski stanowił element szerszego planu działań na rzecz restytucji żydowskiego mienia także w innych państwach. Na tym jednak (jak można się spodziewać) nie koniec, bo jak dodał już wczoraj Marcin Makowski…
Ciekawa sprawa, z tego co mówią moje źródła delegacja Izraela pomimo odwołania wizyty ze strony polskiego MSZ i tak przyleciała do Warszawy, odbywając nieoficjalnie inne spotkania bez udziału polskich władz. Póki co nie jest jasne z kim dokładnie i na jaki temat.
— Marcin Makowski (@makowski_m) May 13, 2019
Ustawa
Dziś rozpoczyna się 81 Posiedzenie Sejmu, o którym pisałem w ostatnich akapitach tekstu „Temat, który nie istnieje #STOP447” (czytaj tutaj), snując rozważania wokół zapowiadanych przez Szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka szczegółów, dotyczących rozwiązań prawnych zabezpieczających Polskę przed zagranicznymi roszczeniami. Zgodnie z Harmonogramem obrad, na godzinę 16.30 zaplanowano pierwsze czytanie poselskiego projektu ustawy o ochronie własności Rzeczypospolitej Polskiej przed roszczeniami dotyczącymi mienia bezdziedzicznego (czytaj tutaj). Jest to wspomniana wcześniej propozycja Tomasza Rzymkowskiego, opatrzona podpisami członków klubu Kukiz’15. Zawiera ona m.in. zakaz „podejmowania jakichkolwiek czynności zmierzających do zaspokojenia roszczeń dotyczących mienia bezdziedzicznego”, a w przypadku jego złamania, lub niedopełnienia przewidzianych w ustawie obowiązków, przewiduje sankcję w postaci co najmniej 2 lat pozbawienia wolności.
Choć lepiej mieć taką ustawę w porządku prawnym niż jej nie mieć, pamiętajmy, że czeka nas dopiero pierwsze czytanie jej projektu a nawet ewentualne procedowanie z ipeenowskim pośpiechem nie może uśpić naszej czujności. Tym bardziej, że sprawy miały nabrać tempa dopiero po jesiennych wyborach a mleko, rozlane jeszcze przed tymi europarlamentarnymi, wymusza nagłą zmianę planów.
[AKTUALIZACJA]
Celowo publikowałem niniejszy tekst chwilę po godzinie 3 w nocy, czując, że czeka nas burzliwy poranek. Tak też się stało. Pierwsze czytanie i dyskusja wokół opisanego wyżej projektu zostały zdjęte z porządku dziennego obrad.
Gdyby tego było mało, dotarła do nas informacja o ataku na polskiego ambasadora w Izraelu – Marka Magierowskiego. Wedle relacji, doszło do niego przed placówką dyplomatyczną w Tel Awiwie a prócz przemocy fizycznej napastnik wykrzykiwał w stronę Magierowskiego słowa, z których ambasador zrozumiał jedynie „Polak, Polak”. Co charakterystyczne i symboliczne, Magierowski miał zostać opluty. Choć sprawcę ujęto niedługo po zdarzeniu, sąd zdecydował o wypuszczeniu go za kaucją i umieszczeniu w areszcie domowym z zakazem zbliżania się do polskiej ambasady przez… 30 dni. Sprawa ma być oczywiście dalej wyjaśniana. Ciekawe, która strona będzie ostatecznie przepraszać za ten atak.