Mawiają, że kłótnie w rodzinie są najboleśniejsze. Wszak nikt nie wie o nas tyle, co nasi bliscy, którzy nie raz potrafili nam dopiekać. Zwany kiedyś trzecim bliźniakiem braci Kaczyńskich Ludwik Dorn, właściciel – Saby –  najsłynniejszego psa, który odwiedził sejm, zapewne znakomicie poradziłby sobie dziś z rozładowaniem protestu lekarzy rezydentów.

Nie zamierzam dochodzić tym miejscu z czyjej winy owe więzy pokrewieństwa politycznego zostały osłabione i zerwane. Zastanawiam się tylko, czy prezesowi-naczelnikowi nie przydałby się teraz ów „wyrodny” trzeci brat. Przypuszczalnie zaprawiony w wielu politycznych bojach Ludwik Dorn mógłby pomóc obozowi rządzącemu w uporaniu się z niewdzięcznymi za „dobrą zmianę” lekarzami rezydentami. Wszak nie kto inny, a właśnie trzeci bliźniak za pierwszych rządów Prawa i Sprawiedliwości, które musiało się wówczas dzielić władzą z nielojalnymi koalicjantami, rzucił słynne hasło o wzięciu protestujących lekarzy w kamasze. Na razie nikt nie się kwapi, by zająć się wspomnianą sprawą na poważnie. Może dlatego, że pomimo szumnych deklaracji na nowogrodzkiej wiedzą, iż prawdziwa dobra zmiana służbie zdrowia wymaga uwolnienia jej ze śmiertelnego uścisku upaństwowienia. W kraju takim jak Polska, gdzie większość obywateli nie wyobraża sobie życia bez „darmowej”, publicznej służby zdrowia, taka reforma miałaby niewielkie szanse realizacji na drodze demokratycznej, z której Prawo i Sprawiedliwość nie zamierza zejść.

Dlatego ktoś taki jak Ludwik Dorn mógłby się przydać obozowi rządzącemu w negocjacjach z lekarzami w charakterze straszaka. Tymczasem do odegrania podobnej roli w ekipie „dobrej zmiany” aspiruje prezes-zawiadowca mediów narodowych – Jacek Kurski. Zarządzana przez niego TVP skrupulatnie obrzydza Polakom protest lekarzy rezydentów, obnażając na paskach wiadomości i kanału info ich nikczemne kawiorowe praktyki i grzeszne wobec „dobrej zmiany” żądania. Przekaz telewizji prezesa-zawiadowcy jest bardzo prosty: „Dobra Zmiana odmieniła oblicze tej ziemi, dając obywatelom program +500, z którego każdy Polak musi być dumny. Kim trzeba być, żeby tego nie doceniać?” Obserwując toporność propagandy TVP, dziwi mnie, że do tej pory nikt nie pomyślał tam, aby nazwać lekarzy rezydentów – rezydentami ruskiego wywiadu. Wszak ciemny lud miał wszystko kupić…

Nie zazdroszczę „dobrej zmianie” sytuacji, w której sama się postawiła. Jej czołowym, jeśli nie jedynym, postulatem programowym jest rozdawnictwo, które sprowadza się do tworzenia wyborców zależnych mniej lub bardziej od przyznawanych im przez państwo rozmaitych dotacji. Niestety ów katastrofalny dla państwa program się sprawdza. Wyborcy, nie rozumiejąc, na czym to wszystko polega, dają się przekupywać własnymi pieniędzmi. I tu pojawia się problem, bo, jak wiemy, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Obywatele obserwują, jak rząd chwali się cudownymi prognozami gospodarczymi i finansowymi, które ma nam wszystkim zafundować superminister Mateusz Morawiecki, zwany niekiedy przez zwolenników wolności gospodarczej Maowieckim. Nic więc dziwnego w tym, że jakaś grupa zawodowa domaga się wpompowania zastrzyku gotówki do swojego sektora. Prawo i Sprawiedliwość jest w tym przypadku zakładnikiem własnego rozdawniczego hasła-frazesu. Dlatego śmiało możemy zapytać o to, kto będzie następny?

Tymczasem spragniona politycznego paliwa opozycja totalna chciałaby wykorzystać sytuację i podciągnąć strajk lekarzy rezydentów pod walkę z urojoną kaczystowską dyktaturą. Nie ma się co dziwić, przecież takie prezenty nie spadają z nieba codziennie. Pomimo lewych chęci opozycję totalną spotkało nieprzyjemne rozczarowanie. Lekarze nie dali się wciągnąć do toczącej się od wyborów z 2015 roku antypisowskiej pełzającej rewolucyjki. Czyżby wiedzieli coś, o czym przebojowy Grzesiek i wierny niczym Zawisza Rysiek nie chcą myśleć ani tym bardziej słyszeć. Mianowicie, że z tak elokwentną opozycją obozowi Prawa i Sprawiedliwości ciężko będzie przegrać, co może skutkować przedłużeniem „dobrej zmiany” na kolejne 4, a może nawet 8 lat. Chyba, że nasi najwierniejsi sojusznicy zechcieliby nam zafundować kolejny spisek trzech kelnerów, tym razem skierowany przeciw Prawu i Sprawiedliwości.

Problemów w służbie zdrowia nie da się rozwiązać, wprowadzając neosanację w postkomunistyczne struktury. Będzie to miało taki efekt, jak przelewanie wody z jednej szklanki do drugiej. Wody od tego nie przybędzie. Co najwyżej możemy jej trochę rozlać. Ale za to urzędnicy będą mieli co robić, dzięki czemu stronnicy zmieniających się rządów znajdą zatrudnienie. Zmianę na lepsze może przynieść tylko uwolnienie opieki zdrowotnej z gorsetu państwowej biurokracji, czego z uwagi na zbyt duży opór społeczny nie zdecyduje się zrobić żaden rząd wyłoniony w demokratycznych wyborach.