W części pierwszej pisałem o relacjach pomiędzy centrami gospodarczymi a półperyferiami i peryferiami. Opisywałem, kiedy dochodzi między nimi do konfliktu. Na koniec podałem przykład USA i Chin [link]. Przyjrzyjmy się więc im w kontekście aktualnego kryzysu z wiedzą z części pierwszej z tyłu głowy.

Pauza i recesja dotknęła Chiny w momencie świętowania ichniejszego nowego roku. Dwa miesiące kwarantanny Wuhan pokazały światu, jak bardzo zależny jest od produkcji chińskiej. Nagle do większej liczby ludzi dotarło, że to od Chin zależy, czy pójdą do pracy, czy nie. Jeżeli tamci zdecyduję się świadomie powstrzymać produkcję, wtedy pół Europy i pół Ameryki nie ma czym, na czym i dla kogo pracować. Nie zapominajmy, iż Chiny są także ogromnym rynkiem zbytu. Relacje działają w dwie strony. Dlatego sam Pekin też na tym traci. Jednak poziom uzależnienia dla państw “zachodu” okazał się szokujący.

Powstały po II WŚ, zaprojektowany przez USA, system Bretton Woods zapewniał swobodę handlu i transportu. Jego głównym beneficjentem miała pozostać Ameryka, np. poprzez obowiązek handlu ropą dolarami, które przecież są walutą znad Potomaku. To tam decyduje kto ma go emitować lub ile go wypuścić do globalnego systemu, redukując problem inflacji. Jednak system ten w pewnym momencie przestał działać na korzyść USA.

Pierwszy na głos powiedział to Donald Trump mówiąc, że należy przejść z umów multilateralnych (grupowych) na bilateralne (dwupodmiotowych). Oznacza to osobne negocjacje praktycznie z każdym. Coraz wyraźniej widać było, że Waszyngton wymaga od swoich sojuszników, by ograniczali swoje relacje z Chinami, jeśli chcą dalej funkcjonować w systemie pod egidą USA. Bardzo wyraźnie odbiło to na relacjach z UE. Najpierw Volkswagen dostał ogromne kary w USA, na co Europa odpowiedziała karami, np. na Google (oczywiście mówimy o karach sięgających setek milionów dolarów i euro). Potem miała miejsce wymiana w podnoszeniu ceł na konkretne produkty. Trump między słowami starał się przypomnieć, że Europa handluje tylko dlatego, że marynarka USA jej na to pozwala. Natomiast Angela Merkel powiedziała w jednym z wywiadów, że to najwyższa pora aby Europa się usamodzielniła.

Dodajmy do tego jeszcze oficjalne rozpoczęcie wojny ekonomicznej Pekin – Waszyngton, przerywanej chwilowymi rozejmami; napięcie z Iranem w cieśninie Ormuz, przez którą płyną ogromne wolumeny ropy naftowej; oraz wielka niewiadomą na Bliskim Wschodzie – to kto, z kim, dlaczego i dla kogo właściwie.

Epidemia wirusa jest jak woda na młyn dla amerykańskiej woli politycznej dążącej do zmiany tego niesprzyjającego systemu. Ciężki przemysł, wszelkie fabryki i technologia – to wszystko miałoby wrócić na teren USA, redukując bezrobocie i uzależnienie od gospodarek zewnętrznych. Covid-19 stwarza ku temu znakomite sposobności. Nagle gros wyborców republikanów i demokratów przekonało się, jak dzisiejszy system wymiany handlowej jest dla nich groźny. Wzrośnie przez to akceptacja opinii publicznej na bardziej radykalne kroki w celu jego demontażu.

Do tej pory Pekin przyjmował przeważnie pozę defensywną w relacjach z Waszyngtonem. Dziś Chiny twierdzą, że pokonały wirusa i, oprócz pokazywania łagodnej postawy chęcią pomocy Europie, zadzierają pazura i rzucają oskarżenia wobec USA, że to one specjalnie rozpleniły wirusa w państwie smoka. Jeżeli utrzymają tę retorykę dostatecznie długo, da to politykom amerykańskim “kartę” wroga zewnętrznego. W tym momencie USA są zalewane rosnącymi liczbami zakażonych obywateli. Gdy opanują kryzys wewnętrzny i społeczeństwo będzie zdolne poświęcić atencję innym sprawom, Waszyngton wyciągnie ową kartę, która pomoże skonsolidować podzielone społeczeństwo. Wirus może stać się symbolem zagrożenia płynącego z Chin, a dotknięci nim Amerykanie będą gotowi stawić czoła zewnętrznemu wrogowi. Kryzys wewnętrzny USA przeleje się na kryzys międzynarodowy.

Przed nami wielki wyścig o to, kto poradzi sobie szybciej z kryzysem wirusowym – USA czy UE.

Jeżeli wygra Unia, to będzie mogła zintensyfikować działania w celu wyjścia spod wpływów Waszyngtonu. Kryzys za Pacyfikiem sprawi, że szanse na to wyraźnie wzrosną, a Chiny zrobią co w ich mocy, aby temu dopomóc. Jeżeli to USA wygra wyścig, będzie miało szansę wymusić czy “przycisnąć” Europę do sojuszu z nimi na warunkach sprzyjających Ameryce. Również i tu kryzys wewnętrzny da asumpt do bardziej radykalnych działań, z jednej jak i drugiej strony. Dlatego tak ważnym jest, patrząc na sytuację w Europie, aby jak najprędzej ustabilizować sytuację Polski.

Jeżeli UE wykaraska się z kryzysu pierwsza, to zacznie z całym impetem rozluźniać uścisk USA. Ameryka, żeby utrzymać się na kontynencie, będzie desperacko potrzebowała Polski. Waga RP, jako stabilnego państwa w obliczu chaosu wirusowego, zwiększy się wielokrotnie. Największym zagrożeniem lądowym w Europie dla Waszyngtonu jest sojusz Niemiec z Rosją, który tylko zwielokrotni siłę wypychania imperium zza oceanu. Jedyną realną przeszkodą dla tego scenariusza jest Polska.

Jeżeli  to USA pierwsze poradzą sobie z kryzysem wirusowym, to będą posiadały nadwyżkę “energii” handlowej. Była ona do tej pory pożytkowana na relacje biznesowe z Europą Zachodnią. Chaos wirusowy rynków na zachód od Odry spowoduje, iż wiarygodność dokonanych tam transakcji spadnie w okolicę zera. Dlaczego więc – strzelam – zamówić kawę w Niemczech, kiedy jeszcze lepsza kawa będzie mogła przypłynąć z Polski. Dodatkowo będzie to doskonały moment na nasilenie prac nad hubem energetycznym, który będzie skupował gaz z USA.

Na koniec stawiam tezę, że w momencie zawieruchy w USA Chiny podejmą działania na rzecz powiększenia swoich wpływów w Europie Wschodniej. W szczególności w Polsce (co widać już dziś) jako geograficznym skrzyżowaniu płn-płd i wsch-zach Europy potrzebnym dla Nowego Jedwabnego Szlaku.

Kryzys z obszarów wewnętrznych państw będzie rozrastał się do obszarów międzynarodowych. Wirus jest jak wielki katalizator upadającego porządku świata zaprojektowanego w 89’.

Jak to będzie wyglądało na arenie bezpośredniego sąsiedztwa Polski, w Europie? Spróbujemy odpowiedzieć sobie w części trzeciej.