Historia, inaczej niż twierdził Fukuyama, jednak się nie skończyła. Przyjrzymy się dziś relacjom podmiotów na globalnej szachownicy. Zastanowimy się nad ich zależnościami i gdzie ich struktura zaczyna pękać. Natura ludzka dochodzi do głosu i podściółki ognisk potężnych konfliktów zaczynają się tlić. Kryzys w takich momentach to ta oliwa, którą przysłowiowo się do ognia dolewa. Natomiast wirus, to ten pan stojący nad ogniskiem, z pełnym kanistrem.

Technologia gwałtownie zmniejszyła przestrzeń naszego świata. Geografia wydaje się tracić na znaczeniu. Jeżeli chcę handlować z Ameryką, RPA, Australią, Brazylią czy Japonią znajduję przez portale internetowe kontrahenta, umawiam się na spotkanie, wsiadam w samolot i lecę w uzgodnione miejsce. Mało punktów na ziemi dziś, które nie sprostałyby takim wymogom. Ląd, morze, rzeki, oceany, korytarze powietrzne to wszystko składa się na wielki system połączeń handlowych, wymiany technologii, transportu towaru czyli Globalizację. Jak miewa się ona w czasach kryzysu wirusowego?

Historia bez żadnych wątpliwości usłana jest w konflikty przeróżnych grup społecznych rywalizujących ze sobą o przewagę, dominację, interes czy przeżycie. Instytucje tych grup przywdziewały różne szaty: od rodzin, rodów, plemion, przez państwa, unie, przymierza, po imperia i cywilizacje. My zatrzymamy się dziś na państwach). Niezależnie od rozmiarów, rodzajów czy czasów, w których te formy działały, towarzyszył im konflikt i konkurencja. Każde z państw (czy podmiotów) dąży do jak najwyższego statusu, tj. maksymalizacji własnej potęgi. Jest to wpisane w jego naturę, jak wpisane jest w naturę człowieka. Każdy z nas dąży do tego, by zabezpieczyć życie swoje i bliskich: żeby mieć na dobre jedzenie, ładne cztery ściany, zdrowe dzieci, bezpieczny samochód dla rodziny, fundusz na opiekę dla rodziców i, oczywiście, na opiekę własną w razie wypadku. Upraszczając: każdy chce, żeby mu się powodziło. Pomnóżmy tę chęć powodzenia razy 37 milionów i mamy skalę Polski, pomnóżmy razy 82 miliony i mamy skalę Niemiec.

Dwa wdechy.

Podział pracy charakteryzuje się m.in. tym, że ktoś przez 8 godzin wykona pracę bardziej dochodową niż inny jegomość, również w ramach jednej firmy. Praca bardziej dochodowa przeważnie wiąże się z wyżej rozwiniętą technologią. Dla przykładu: pan skręcający lampy dla supermarketu nie zarobi tyle, co pan skręcający lampy dla nowoczesnych stadionów; pan na linii produkcyjnej drzwi do samochodu nie zarobi tyle, co pan na linii, gdzie składa się ów samochód w całość. Tylko kto i gdzie składa drzwi, a kto i gdzie samochód.

Kiedy przyjrzymy się sprawie z nieco szerszej perspektywy, dostrzeżemy, iż są takie miejsca na globie, gdzie przeważają prace z wysoką technologią. W innych miejscach pracuje się z technologią średnią, a w jeszcze innych z technologią niską. Widzimy centra, półperyferia oraz peryferia.

Centra charakteryzują się tym, że oprócz przewagi technologicznej posiadają przewagę kapitałową. Pozwala to ukształtować przez inwestycje i pozyskiwanie monopolu rynki państw półperyferyjnych i peryferyjnych. Centra pozyskują z peryferii najistotniejsze dla nich zasoby: ropy, gazu, węgla, ale też mebli, odlewów, drzwi do samochodów czy ludzi. Innymi słowy kształtują podział pracy w ten sposób, aby ta mniej dochodowa część pełnej produkcji wykonywana była w peryferiach, a bardziej dochodowa w centrum. W ten sposób rodzą się wzajemne uzależnienia.

Peryferia dzięki inwestycjom pochodzącym z centrum awansują do statusu półperyferii. Teraz zamiast czystych zasobów jak drewno, ruda żelaza, eksportują półprodukty np. drewniane blaty czy odlewane pręty. Z technologii niskiej rozwijają się do technologii średniej.

Centra natomiast część swojej mniej dochodowej półprodukcji przenoszą na peryferie. Dzięki temu siła produkcyjna nie tworzy właśnie półproduktów, a gotowe produkty końcowe- hi-end, wymagające wysokiej technologii. W wyniku tego 8 godzin pracy w centrum jest bardziej dochodowe od 8-u godzin pracy w peryferiach.

Uzależnienia działają w dwie strony. To dzięki peryferiom centra mogą skupić się na produktach hi-end. Przez to ich praca jest lepiej płatna, a stare samochody sprzedawane są do półperyferii, ponieważ nareszcie je na to stać. Sytuacja przekłada się nie tylko na samochody, ale na gros produktów codziennego użytku, od spożywczych, przez zastawy stołowe, oświetlenia, zestawy łazienkowe, przez budowlankę, po obuwie i odzież. Peryferia dla centrów są nie tylko źródłem dywersyfikacji mniej dochodowej pracy, ale także rynkami zbytu, gdzie z przewagą kapitałową centrom łatwiej sięgnąć po monopol.

Co dzieje się, kiedy półperyfieria chcą się rozwijać? One też pragną aby ich praca była jak najbardziej dochodowa, a używana technologia jak najnowsza. Centrom to może być jednak nie w smak.

W rosnących półperyferiach rodzima, bardziej dochodowa praca będzie wypierała mniej płatną półprodukcję dla centrum, a produkty hi-end będą konkurencyjne nie tylko w peryferiach, ale i na całym świecie. Rośnie problem, prawda? Przecież dobrobyt centrum zależy od statusu półperyferii i w ich interesie jest to, aby ten status utrzymały.

Czy już nasuwa się odpowiedź dlaczego przytoczyłem na początku przykład chęci powodzenia 37 mln Polaków i 82 mln Niemców? No to zróbmy krok dalej i mnożymy chęć powodzenia o 326 mln i mamy skalę USA oraz 1,4 miliarda i mamy skalę Chin (półperyferie).

Nixon w dobie kryzysu zachodu w Zimnej Wojnie leci w 74’ do Państwa Środka, otwiera go na cały system z Bretton Woods i odwraca od Sowietów. Umiera Mao. Na jego miejsce wchodzi Deng Xiaoping i reformuje ChRL do tego stopnia, że przez następne 30 lat rozwijają się w tempie, jakiego historia do tej pory nie znała. Osiągnąwszy status półperyferii przebijają się, aby zostać centrum, w końcu Zhongguo – Państwo Środka. Po opisanym wyżej schemacie, nietrudno się domyśleć, że USA to nie po drodze. Gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla nas? Odpowiem w drugiej części.