III RP, okrągłostołowa spadkobierczyni PRL-u – atrapy państwowości polskiej służącej sowietom za past transmisyjny ich zbrodniczej ideologii, została oparta na kilku podkoloryzowanych, wyidealizowanych życiorysach, które miały uzasadniać dominację lewej strony Solidarnościowej opozycji. Jedną z takich postaci – herosów był Lech Bolesławowicz „Bolek” Wałęsa.
Przez lata środowiska demo-liberalne z Gwiazdą Śmierci z Czerskiej na czele wmawiały obywatelom, że Lech Wałęsa był jednym największych polskich bohaterów w XX wieku, któremu należy się miejsce tuż za, a może nawet ciut przed papieżem Janem Pawłem II. „Lewica laicka” i jej propagandziści próbowali przekonać kolejne pokolenia Polaków, iż Wałęsa to prawdziwy mąż opatrznościowy – ideał, który niemal samodzielnie (bo cóż by zdziałał bez komitetu doradców z „drogim Adamem i drogim Bronisławem” na czele?) pokonał komunę – po prostu wstał, przeskoczył mur i obalił ją własnymi rękami oczywiście. W rzeczywistości medialnej III RP ludzie, którzy ośmielali się kwestionować dorobek I przewodniczącego Solidarności, jego uczciwość wobec kolegów oraz zarzucać mu agenturalną działalność byli z automatu traktowani jak szaleńcy, ideologiczni narwańcy nieszanujący świeckich, demokratycznych świętości. Obrzucano ich rozmaitymi kalumniami. Zarzucano małostkowość, zazdrość, skłonność do kłótliwości jak w przypadku dawnych opozycjonistów kontestujących politykę „grubej kreski” oraz rzeczywistość III RP takich jak Anna Walentynowicz, Krzysztof Wyszkowski czy Andrzej Gwiazda. Podobny los spotykał historyków badających działalność TW ”Bolka” – Sławomira Cenckiewicza, Piotra Gontarczyka czy Pawła Zyzaka. Kwestionowano ich zawodowe kompetencje i oskarżano o działanie z politycznego zlecenia.
Sytuacja uległa zmianie po 16 lutego 2016 roku, gdy cała polska dowiedziała się, że świeckiej pamięci towarzysz Czesław Kiszczak trzymał w domu papiery TW „Bolka”. Wówczas nawet najżarliwsi obrońcy byłego prezydenta musieli przyznać, że był on tajnym współpracownikiem SB, który regularnie kablował na kolegów z pracy. Po dzisiejszym, tym razem „grafologicznym”, potwierdzeniu, że „Bolek” to Wałęsa, nikt nie może mieć złudzeń, co do agenturalnych „dokonań” byłego prezydenta. Może poza samym, głównym zainteresowanym, który zdaje się żyć w zupełnie innym świecie, na co wskazują pisane agramatycznie i wzajemnie sprzeczne ze sobą wpisy Wałęsy na FB. Swoją drogą ciekawe, jak będzie się tłumaczył tym razem.
Oczywiście lewa strona dawnej Solidarności dalej będzie broniła wyblakłej legendy. Jej przedstawiciele muszą utrzymywać, że nawet jeśli Wałęsa był TW, to i tak w żaden sposób nie podważa to jego późniejszych zasług dla kraju. Jednak skrzętnie przemilczą fakt, iż owa współpraca w latach 70-tych zaciążyła na poczynaniach byłego prezydenta w latach 80-tych i 90-tych. Przecież komunistyczne służby doskonale wiedziały, co i kiedy podpisywał pierwszy przewodniczący Solidarności. Musiały też z tej wiedzy operacyjnej korzystać, eksploatując ją, aby skłonić Wałęsę do uległości względem oczekiwań systemu. Fakt, że polskojęzyczni sowieci i ich współpracownicy weszli bez większego uszczerbku w nową „demokratyczną” rzeczywistość „republiki okrągłego stolca”, jest „zasługą” byłego prezydenta.
Demo-liberałowie będą bronić TW „Bolka, bo doskonale wiedzą, że ich ethos i narracja uwierzytelniająca polityczną i medialną egzystencję opiera się na kilku podkręconych życiorysach. Jednym z nich jest historia o legendarnym pogromcy komunizmu. Inne mówią o równie walecznych i uczciwych profesorach bez świadectwa maturalnego, opozycjonistach, co w PZPR byli po 2 razy albo marksistach – leninistach, których antysemityzm partii zmusił do rewizji poglądów filozoficznych o niemal 180 stopni. Przekreślenie, odbrązowienie tego zbioru rozmaitości sprawia, że naszym oczom ukazuje się prosta i zarazem przykra prawda o tzw. „opozycji demokratycznej” – lewej stronie Solidarności. Mianowicie fakt, że owa „lewica laicka” to w znakomitej większości dzieci i wnuki stalinistów, którzy kolbami bolszewickich karabinów uczyli Polaków zasad konieczności dziejowej, mordując przy okazji ostatnich przedstawicieli przedwojennych elit oraz żołnierzy wiernych Wolnej Polsce. Nie byłoby czego wypominać tym środowiskom (wszak nie można odpowiadać za winy przodków), gdyby nie to, że oni wydają się być dumni ze swego „dziedzictwa”. Wszak obrona komunistycznych oprawców i powielanie ich propagandy o „faszystowskich i antysemickich bandach reakcyjnego podziemia” świadczą wystarczająco o ideologicznych wzorcach demo-liberałów.