Ileż to jest w historii naszego wspaniałego kraju wyniosłych legend o bohaterskich i heroicznych czynach oddanych sprawie gorliwych patriotów? Prawda, że trudno zliczyć? Polska nie jest oczywiście dawnym Związkiem Radzieckim, który takich bohaterów produkował z podobną częstotliwością, co rakiety międzykontynentalne. Chciałbym jednak wbić szpilkę w jeden z naszych narodowych mitów. Gotowi na odbrązowienie kolejnego mitu? Usiądźcie zatem wygodnie. Porozmawiamy o wydarzeniach tak zwanej Nocy Listopadowej.

Każdy musiał “coś” słyszeć na temat wybuchu powstania listopadowego. Oficjalna wersja historii powiada, że w pamiętną noc bohaterscy podchorążowie ruszyli do walki, zmuszając do wycofania znienawidzone wojska carskie pod dowództwem carskiego brata, wielkiego księcia Konstantego Romanowa. Omal też nie pozbawili życia znienawidzonego przez wszystkich carewicza. Jak chce legenda, Konstanty uciekał z Belwederu w przebraniu kobiecym. I do tego stopnia się przestraszył, że nie odważył się wejść ze swoimi wojskami do miasta. Pamiętajmy również, że do zwycięstwa nad moskalami walnie przyczynił się warszawski lud, który porwawszy broń z miejskiego arsenału stanął murem obok spiskowców. Czy rzeczywiście tak było? Nie ulega wątpliwości,  jednak zdarzenia tamtej pamiętnej nocy obrosły w nie do końca prawdziwe mity.

Mit nr 1

Powstanie wybuchło z powodu rosyjskiej tytani i ucisku ludności Królestwa Kongresowego.

To nie do końca prawda. Oktrojowana w 1815 roku ustawa zasadnicza była wtedy najbardziej liberalną konstytucją w Europie. Dawała ona państwu polskiemu sporą autonomię, oraz pozwalała na utrzymanie niezależnej armii. Owszem z jej przestrzeganiem było bardzo różnie, zwłaszcza pod koniec lat 30. Pamiętać jednak należy, że pierwsza połowa XIX wieku nie należała do demokratycznych czasów. Obywatele innych państw mogli tylko pomarzyć o takich luksusach jak wolność druku i prawna ochrona państwa. W dodatku sytuacja mieszkańców kongresówki była o wiele lepsza niż Polaków pod zaborami austriackim i pruskim.

Mit nr 2

Rosjanie nic nie wiedzieli o wybuchu powstania.

Otóż wiedzieli… i to nadspodziewanie sporo. Sieć agenturalna carskiej tajnej policji miała co najmniej dwóch agentów w gronie spiskowców. Ba! Jeden z uczestników spisku, Józef Patelski, twierdził na łamach swoich wspomnień, że wiedza o planowanym powstaniu nie była jakoś specjalnie tajna nawet dla żołnierzy rosyjskich. W źródłach, które badałem dotarłem do informacji, że insurekcja była tajemnicą poliszynela także dla mieszkających w królestwie Polaków. I to na długo przed jej faktycznym rozpoczęciem. Dlaczego więc Konstanty nic nie uczynił, aby powstrzymać spisek? Trudno to jakoś logicznie wytłumaczyć. Wielki Książe mógł na przykład nie przeboleć, że spiskują przeciw niemu jego ukochani żołnierze. Zresztą, jego tajne służby dość często informowały o wykrytych spiskach. Podchorążowie mogli zostać po prostu zignorowani.

Mit nr 3

Powstańcy mieli przygotowany długofalowy plan działania, a w dodatku cieszyli się poparciem elit Królestwa.

I tu znowu zaskoczenie. Powstańcy w swoich wspomnieniach z rozbrajającą szczerością przyznają, że nie w głowie im plany strategiczne na przygotowane powstanie. Oni mają tylko wzniecić bunt, a resztą zajmą się już generałowie Chłopicki i ska. Prawda, że bardzo naiwne? Oczywiście, wśród oficerów niższych szarż rebelia cieszyła się dużym poparciem. Jednak to nie kapitanowie czy majorowie prowadzą i wygrywają wojny. To rola dla generałów. A więc czy generałowie poparli bunt swoich młodych oficerów? Oczywiście, że nie. Trudno im się zresztą dziwić. Służący w armii Królestwa Polskiego generałowie korzystali z wielu przywilejów, jakie spływały na nich przez służbę dla Romanowów. Zdecydowana większość z nich nie miała zamiaru kłaść na szali zamożnego życia i wpływów, z powodu awantury grupki poruczników. Próbowali oni w nocy z 29 na 30 listopada w większości zdusić rodzący się bunt. Sześciu generałów oraz jeden pułkownik przypłacili te działania śmiercią z rąk podchorążych.

Mit nr 4

Udział w wydarzeniach listopadowych wzięła cała ludność stolicy.

To stwierdzenie również jest nieprawdziwe. Wertując źródła (m.in. wspomnienia uczestników tamtej nocy) można natrafić na informacje o zamkniętych oknach i zatrzaśniętych bramach choćby na Nowym Świecie. Nie trudno się temu dziwić, bowiem ten obszar miasta zamieszkiwali lepiej sytuowani obywatele, którzy swą pozycję zawdzięczali panowaniu Romanowów, oraz sami rosyjscy mieszkańcy stolicy. Nie ulega wątpliwości, że rebelia została tłumnie wsparta przez warszawską biedotę. Ci stołeczni proletariusze walnie przyczynili się do zwycięstwa nad wojskami rosyjskimi. Zagadkową kwestią pozostaje motywacja owych warstw najbliższych. Przyjrzę się jej w kolejnej części mojego artykułu.

Mit nr 5

W rebelii wzięły udział wszystkie jednostki wojska polskiego.

Również nie jest to prawda. Zacząć należy od tego, że spiskowcy przygotowali wspaniały koronkowo dokładny plan opanowania miasta. Mówiąc delikatnie nie uwzględnili jednak realiów, w których będą operować. Dość powiedzieć, że z całego planu, rewolucjonistom wyszło jedynie poboczne zadanie opanowania mostów na Pradze. Wspomniany już plan zakładał, że do walki po stronie powstańców włączą się wszystkie jednostki wojska polskiego. Faktycznie, spisek posiadał wielu agentów, a także sympatyków. Jednak teoria teorią a praktyka praktyką. W realiach ogromnego bałaganu jaki panował w mieście, spora ilość jednostek armii  Królestwa Polskiego karnie pomaszerowała na rozkaz swych dowódców, wiernych Konstantemu, na miejsce zbiórki oddziałów księcia.

Mit nr 6

W nocy z 29 na 30 listopada Rosjanie ponieśli klęskę w Warszawie i zostali zmuszeni do wycofania.

To również nie jest prawda. Mit ten, dalej zakorzeniony w społeczeństwie, nie ma wręcz żadnej logicznej podstawy. Owszem, wojska rosyjskie( notabene składające się w dużej mierze z żołnierzy nie rosyjskiej narodowości) po kilku nieudanych ofensywach jeszcze tej samej nocy wycofały się na tereny podmiejskie. Dlaczego? Czy zostały pobite? Chyba nie do końca. Powodów, dla których wojska rosyjskie opuściły miasto było, co najmniej kilka. Po pierwsze, dowódcy carscy obawiali się, wystąpienia po stronie rewolucjonistów ludności miasta. Ta mogłaby w wąskich i ciasnych uliczkach wyrżnąć do nogi zdecydowanie mniej liczne wojska Romanowów. Po drugie, zagadką pozostawała ilość amunicji, jaką posiadali carscy żołdacy. Jej niedostateczna ilość również stanowiła zagrożenia dla żołnierzy.  Trzecim powodem była zbytnia ostrożność Konstantego Romanowa. Wielki książę tchórzem nie był. Swe osobiste męstwo udowodnił w wojnach Napoleońskich. Więc dlaczego nie wszedł do miasta, nie wykorzystał chaosu i nie zgniótł ledwo tlącego się buntu? Źródła podają nam kilka hipotez. Po pierwsze, Konstanty obawiał się lojalności części swoich wojsk, w tym wspomnianych wcześniej jednostek polskich. Ponadto bał się o swoje życie, wierzył, że spiskowcy będą próbowali odebrać mu życie jeszcze raz. Schronił się, więc w najbezpieczniejszym możliwym miejscu – wśród swoich wiernych oddziałów. W dodatku siły rosyjskie były mniej liczne niż zrewoltowany tłum wymieszany z żołnierzami królestwa. Kolejny powód jest chyba najbardziej prozaiczny. Rosjanie nie do końca uważali bunt młodych oficerów i akademików za poważny. Raporty zwiadowców mówiły wręcz o niekontrolowanym chaosie i rozruchach w mieście. Wejście więc do zrewoltowanego miasta było wyjątkowo kiepskim pomysłem.

W kolejnym artykule opowiem Ci co też działo się owej feralnej nocy w mieście i o tym jak pewien, uwielbiany w kraju nad Wisłą napitek, wpłynął na przebieg tych wydarzeń.