14 grudnia 2024

Facebook. Gdzie są granice?

-

Użytkownicy najpopularniejszego serwisu społecznościowego na świecie prześcigają się w pomysłowości na skuteczne zwrócenie na siebie uwagi. Jedyne, czego nie można im odmówić to kreatywność. Brakuje jednak wyczucia stylu a skierowanie uwagi na problem, chociażby w komentarzu, wiąże się z ryzykiem wiecznego potępienia. Ciekawe czy dotyczy to też publicystyki? Cóż, spróbujmy.

Czego więc na Facebook`u  powinni wystrzegać się dama z klasą i gentleman? Pozwólcie, że podam kilka przykładów.

  1. O ile dobrze zrobione selfie mieści się jeszcze w granicach błędu statystycznego, o tyle „dziubek” zwany potocznie duck face`m, w połączeniu z okularami przeciwsłonecznymi w ciemnym pokoju nie leżą w dobrym guście. Przecież krocząc po omacku można uszkodzić sobie piszczel wymierzając łóżku low kicka.
  2. Powszechne zapewnianie „drugiej połówki” o swej dozgonnej miłości , podczas gdy ona siedzi w drugim pokoju. Romantyzm, wersja 2.0. Rozumiem, że nie wszystkim chce się wstawać z fotela, ale prędzej czy później będzie okazja, by zapewnić o swym uczuciu spoglądając jej w oczy. Chyba, że kochasiowi motyle tak patroszą organy, że musi zalewać endorfinami wszystkich wokoło. Nie każdy jednak chce być od nich przemoczony.
  3. Zamieszczanie sentencji tak oczywistych, że zinterpretowałby je na ocenę bardzo dobrą uczeń podstawówki. Pozwolę sobie podać przykład z przymrużeniem oka: „ Miłość jest jak schabowy, smakuje tylko przez pierwsze sto razy”. Cierpienia młodego Wertera – wersja internetowa.
  4. Składanie życzeń urodzinowych online, mimo iż złożyło się je osobiście. Dołączanie do tego zdjęcia tortu, by móc pomyśleć jak bardzo by smakował gdyby był prawdziwy.
  5. Trzysta polubień pod zdjęciem osoby, która tak bardzo nie przypomina na nim siebie, że zastanawiasz się kto to jest. To prawdziwe kółko wzajemnej adoracji, bo mimo nienaturalności osoby na fotografii, polubienie zapewnia odwzajemnienie w przyszłości. A pod spodem komentarze w stylu „pięknie kochana”, „moja” lub „musim się zobaczyć” – klasyk.
  6. Umieszczanie zdjęć nowo narodzonych dzieci. Umówmy się, niemowlaki są piękne, ale tylko dla swoich rodziców. Nagi brzuch w ósmym miesiącu ciąży w aktualnościach również nie należy do kategorii must watch statystycznego użytkownika.
  7. Podnoszenie swojego statusu społecznego poprzez publikację zdjęć potraw i trunków powszechnie uznanych za luksusowe (prym wiodą sushi i Jack Daniels).
  8. Powiadamianie o swoim aktualnym miejscu pobytu. Jak nawijał Taco Hemingway w utworze pt. „Świecące Prostokąty”:  „Ty jedziesz zwiedzać żebyś wklepać mógł ten #Berlin”.
  9. Dodawanie zdjęcia z siłowni, na którym widzimy tak napiętego przedstawiciela Homo Sapiens, że na czole uwidacznia się żyłka, która wygląda, jakby miała za chwilę pęknąć.
  10. Przyznawanie się do swoich powiązań z Komitetem Obrony Demokracji. Swoiste „-10” do ynteligencji. Chyba, że zostało się przez nowy rząd odsuniętym od koryta. Wtedy łapanie się wszelkich sposobów na odwrócenie sytuacji jest nawet zrozumiałe.
  11. Wtórny analfabetyzm, dysortografia, brak interpunkcji. Ogrom błędów jakie popełniają użytkownicy nawet w najprostszych wyrazach jest porażający. Niestety rzadko kiedy zwraca się komuś uwagę, a jak mówi stare powiedzenie „Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą”. Można powiedzieć, że najbardziej cierpią na tym wzrokowcy, którzy mogą te błędy powielać.
  12. Prowadzenie publicznej konwersacji na tematy, o których można by porozmawiać w wiadomości prywatnej.
  13. Kolekcjonowanie znajomych, czyli wyślę mu zaproszenie, ale nie powiem „cześć” mijając go na ulicy.
  14. Dołączanie do wydarzeń typu „W 2017 roku mój chłopak mi się oświadczy”. No chyba, że to trolling. Wtedy możemy pośmiać się razem.
  15. Przekraczanie granic intymności poprzez wrzucanie zdjęć z romantycznej kolacji, oświadczyn czy sypialni.

Żyjemy w czasach, w których prywatność przestaje być wartością. Chwile które przeżywamy przestają istnieć wyłącznie dla nas. Ba, jestem skłonny stwierdzić, że wiele z nich prowokujemy by móc pochwalić się nimi pozostałym. Przestając żyć dla siebie, żyjemy dla innych. Pozwolę sobie przytoczyć wers kolejnego rapera, tym razem Sokoła: „Wartości wypisane w sercu miej, nie na koszulkach”. Coś w tym jest. Ponoć istnieją firmy, które zajmują się montażem zdjęć z wakacji, na których leżymy na przykład pod palmą na wyspach Bahama, bądź znajdujemy się na ostatnim piętrze Empire State Building. Wszystko po to, by pochwalić się znajomym. Brzmi jak żart, a to niestety smutna prawda.

Zamieszczanie zdjęć w Internecie, na których wyglądamy zupełnie inaczej niż w rzeczywistości, świadczy o próżności tego świata. Jest jakiś jeden schemat który powielamy, nie pozwalając sobie na naturalność i różnorodność. Znam ciekawą historię potwierdzającą tę tezę. Przyjaciel przyjaciela, spotkał się kilka miesięcy temu na randce z dziewczyną, którą zapoznał w sieci. Postanowił, że aby zrobić dobre wrażenie nie będzie palił przy niej papierosów. Gdy już ją ujrzał, okazało się, że w ogóle nie przypomina osoby ze zdjęć. Zgadnijcie po co od razu sięgnął do kieszeni.

Budowanie własnej samooceny nie polega na poklepywaniu po plecach przez innych. To ciągła praca nad sobą, rozwijanie swoich zainteresowań i umiejętności. To samoakceptacja, zrozumienie i chęć naprawy powielanych błędów. Kolekcjonowanie like`ów świadczy o kompleksach, to swoiste leczenie objawowe bez poszukiwania przyczyny. Nawet jeśli będziemy postrzegani jako zamożni poprzez spożywanie surowej ryby zawiniętej w ryż czy picie dobrego gatunkowo bourbonu. Nawet jeśli będziemy uznawani za pięknych, wrzucając nienaturalne zdjęcia – to wszystko wciąż będzie sztuczne.

Mam nadzieje rze podobał sie wam ten feljeton i bendziecie odwiedzadź póblicystyczny czensciej pozdrawiam do kolejnego razu czesc! 

Karol Żelechowski
Karol Żelechowski
Lekarz weterynarii, autor tekstów, zwolennik idei wolnościowej. Pasjonat muzyki, piłki nożnej, psychologii, polityki, literatury i kinematografii.

2 KOMENTARZE

  1. Robię błędy, i czasem nawet po dodaniu komentarza je widzę ale czasem. Zupełnie nie jestem wzrokowcem ,ale to nie analfabetyzm tylko przyzwyczajenie do automatycznego poprawiania tekstu i potem wychodzi jakiś „bobol”jest mi wstyd ze to znalazło się na liście obciachu. Muszę to poprawić.