“To był #dobryROK dla zwykłych Polek i Polaków.” Choć sama nomenklatura budzi we mnie strach i odrazę a o tych 12 miesiącach rządu PiS można by napisać wielotomową powieść, postaram się, przynajmniej najważniejsze ich aspekty ująć w formie podsumowania.

Nawet cieszę się, że w końcu zabrałem się za spisanie tych refleksji, gdyż od momentu, gdy władzę w Polsce przejęła #dobrazmiana, ilekroć znajomi pytają mnie, co sądzę o rządach PiS’u odpowiadam: “W porządku, ale obiecaj mi, że jesteś gotowy/-a na wysłuchanie 20-minutowego “wykładu””. Nie sposób bowiem, z łatwością Pani Premier, powiedzieć to był #dobryROK. To samo tyczy oceny negatywnej. Teraz, tych naprawdę zaciekawionych tematem, będę mógł odesłać do felietonu. Ad rem!

Doskonale wiem, że gdy budzicie się rano, po trudach upojnego wieczoru, do miski przy łóżku wypluwacie już 500+.  Coraz częściej, różne bóle i dolegliwości diagnozuje się, wskazując na rządowy program jako ich źródło. W skrócie – wielu z nas ma już dosyć tego tematu. Bezsprzecznym jest jednak fakt, iż 500+ to właśnie 12 miesięcy #dobrejzmiany w pigułce. Można powiedzieć, doskonałe, wielofunkcyjne narzędzie wyborcze z wymiennymi końcówkami i gwarancją na 4 lata. Pokażcie mi kogoś, choć minimalnie inteligentnego, kto zaprzeczy diagnozie naszej demografii. No nie da się! Społeczeństwo się starzeje, mamy katastrofalnie niską dzietność, Polacy nie zakładają rodzin lub robią to poza granicami naszego kraju. Taka jest prawda. To, co dalej, to historia drogi od słusznego zdefiniowania problemu do fatalnej próby pozbycia się go. Środki, których użył rząd Beaty Szydło to najwybitniejszy z socjalizmów. Nieefektywne, propagandowe bóstwo. Ale zaraz zaraz. Jak nieefektywne skoro program działa, ludzie dostają pieniądze, widać zmianę. Niestety, w naszym społeczeństwie wciąż funkcjonuje postpeerelowska mentalność, której jednym z komponentów jest przeświadczenie, że coś nam się należy, że czegoś powinniśmy od Władzy oczekiwać. Jedyna różnica jest taka, że kiedyś faktycznie czy się stało, czy się leżało… A teraz trzeba spełniać jakieś kryteria dochodowe etc. Ale nie chcę odpływać zbyt daleko. Geniusz tej konstrukcji potwierdza nawrócenie opozycji, która niedługo po wyborach, nagle krzyczała: “Czerwoni tysiąc!”. Dodatkowo, każdy kto przejmie władzę po Prawie i Sprawiedliwości i zamachnie się na ten przywracający godność polskim rodzinom program, skaże się na polityczną śmierć. A sam mechanizm 500+ jest szkodliwy w podobny sposób jak podatek dochodowy czy minimalne wynagrodzenie. Ich uzasadnienie jest powszechnie akceptowalne, ale realna kalkulacja bezlitosna. Nie trzeba być wybitnym ekonomistą, by wiedzieć, że taniej i efektywniej jest “nie zabierać” niż zabrać, obsłużyć i dać. A w międzyczasie rosną ceny produktów i podatki, które są mniej odczuwalne niż “realna, szybka korzyść”. Tutaj, jeszcze jeden ważny aspekt. PiS doskonale wie o tym, że można przecież obniżyć pewne daniny, zastosować ulgi w rozliczeniach etc., wpływając tym samym na poprawę jakości życia wszystkich  podobnym kosztem. Ale! Wtedy nie ma całego przedsięwzięcia propagandowego. Koszta życia wzrosły same a beneficjenci dostają (w domyśle) 500 złotych od rządu Prawa i Sprawiedliwości pod wodzą Beaty Szydło.

Wątków związanych z 500+ jest dużo więcej. Nie chcę jednak wchodzić w retorykę, słusznie nazwanej totalną, opozycji. Koszta programu, na tle całego deficytu budżetowego, zadłużeń państwa i bankructwa systemu nie robią na mnie dominującego wrażenia. Ważna jest moim zdaniem, w tej ocenie, świadomość roli i skutków programu. Dodatkowym problemem jest brak merytorycznych alternatyw w mainstreamowych mediach czy politycznym establishmencie. A kiedy mówisz coś o podatku dochodowym, złym socjalizmie etc. dostajesz natychmiastową odpowiedź: “Aaa, że Korwin, tak? I że za Hitlera…”. I koniec dyskusji. Propagowanie idei kosztuje. Pokuszę się jednak o podsumowanie 500+ w jednym zdaniu: Jest to narzędzie równie genialne jak szkodliwe. Myślę, że po powyższych akapitach, resztę jesteś w stanie sobie dopowiedzieć.

Tymczasem, rok rządów PiS’u to nie tylko 500+. Bocznym torem, uchwalane są zmiany niezwykle szkodliwe i nierzadko, o skutkach odwrotnych do zamierzonych. Mam tu na myśli szereg rozwiązań, które nie pojawiają się wśród zestawień z pasmem sukcesów i spełnionych obietnic. Zmiany w ustawie o ziemi, głośna ostatnio akcyza na używane samochody, projekty nowych powszechnych danin etc. Dzisiaj, Prawo i Sprawiedliwość dopina swego w kontestacji 8 lat rządów koalicji PO-PSL, przywracając dawny wiek emerytalny. O skutkach tej zabawy na pewno jeszcze tu przeczytacie. A gdzie obiecywane, niemal równie mocno jak 500+, podniesienie kwoty wolnej od podatku? Już nawet abstrahując od wyroku TK wskazującego na niekonstytucyjność jej obecnego poziomu (3091 zł) z uwagi na obciążanie dochodów, stanowiących minimum egzystencji. Gdzie (przynajmniej) przywrócenie dawnych stawek VAT-owskich i szereg innych “automatycznie skutecznych” zmian?

Oczywiście tematy takie jak Smoleńsk, zmiany w wojsku Macierewicza i różne dylematy związane z tym, czy rządzi Kaczyński z tylnego fotela czy nie, zostawiam na odrębne teksty. Ale, od razu zaznaczę, nie jestem tutaj niczym zaskoczony. To, co mnie jednak dziwi, to problemy komunikacyjne PiS’u. Fakt, PR-owa obudowa programów socjalnych jest niezła, ale pozostałe sfery leżą. To także przyczyna cementowania spolaryzowanego społeczeństwa. Albo wspaniale albo Szydło do dymisji. Tak zachowuje się mainstream. Także ten dziennikarski, co obserwuje z dużym zażenowaniem. Wpiszcie sobie jakiś rządowy  hashtag na twitterze a zobaczycie jak kwiat niezależnego, prawicowego, konserwatywnego itd. dziennikarstwa oddaje się namiętnemu lizaniu jednego czy drugiego tyłka.

Wracając do komunikacji. Jest tu brak konsekwencji, jasnego przekazu, systematycznego informowania  o pracach rządu. Dodajmy do tego ekspresję, przypominającą swą dynamiką sjestę hipopotama. Jedni powiedzą, że ten spokój i łagodność są wskazane, ale moim zdaniem, jeśli chce sie coś w tym kraju zmienić, to trzeba być takim medialnym zwierzęciem jak Patryk Jaki. Wątek dotyczący Narodowych  Mediów pozostawiam bez oceny z uwagi na osobiste doświadczenia, które z pewnością sprawiłyby, iż trudno by mi było o obiektywizm.

Słów kilka o postaciach. Nie będę analizował tutaj każdego z ministrów, ale zwrócę uwagę na dwie osoby. Pierwsza z nich to Mateusz Morawiecki, który niebawem, łącząc kilka strategicznych stanowisk, będzie miał władzę większą od Premiera. A może już ma? To, co niepokoi mnie najbardziej, to właśnie ta jego wizja gospodarki, zakochanie w budżecie i inne objawy. Drżę, gdy słucham jak z wyraźnym przekonaniem mówi o tym, że nierówne podatki są sprawiedliwe. Gdy ogłasza swój plan, który nawet dzieciom po kilku lekcjach najnowszej historii Polski nie powinien kojarzyć się pozytywnie. Jego plany to emanacja socjalizmu a kompetencje, to groźba ich realizacji.

Drugą postacią jest Witold Waszczykowski. Człowiek, którego szczyt możliwości trafnie określił swego czasu Grzegorz Braun, powołując się na doświadczenia jego przodków. Problem związany z jego postacią jest dwojaki. Z jednej strony, poprzez swoją nieudolność, nie buduje silnej pozycji Polski na arenie międzynarodowej, “pośrednio” szkodząc naszemu wizerunkowi. Bezpośrednio, przyczynia się natomiast do porażki swojego własnego ugrupowania (stąd ten cudzysłów przy “pośrednio”). Niczym boja, buja się na tej wodzie, ale nie zapowiada się na to, by miała zatopić go jakaś rekonstrukcja. Pierwszy do wymiany a może okazać się, że przetrwa o wiele dłużej niż inni. Za tę Komisję Wenecką powinien zamienić się z Szałamachą.

I mógłbym pisać tak przez kolejny rok a i tak pozostałyby kwestie nieomówione. Dlatego, na koniec, nieco bardziej ogólna refleksja. Wspominałem pierwszych zdaniach, że nie podoba mi się ta nomenklatura. Takie “Ludu pracujący miast i wsi”. Ta Gospodyni Szydło (nawet jeśli żartem), doglądająca raczej świń przy korycie. Ci “zwykli Polacy”… To jacy są Ci niezwykli? Ci, którym jeszcze nie odebrano w podatkach wszystkiego i utrzymują to socjalne koromysło? Gdybym jeszcze rok temu, miał budkę z gazem (po latach stawiając daszek i zatrudniając parę osób), sprowadzał używane samochody itd. to lada moment mógłbym stać się tym “zwykłym Polakiem” potrzebującym rządowego wsparcia. Interwencjonistyczne zabawy skończą się, kiedy tylko grupa beneficjentów polityki Prawa i Sprawiedliwości będzie większa od tych, którzy ciężką pracą będą dźwigać ten socjal na swoich barkach. Prędzej czy później to wszystko zacznie się sypać. Każda droższa bułka, benzyna, media etc. będą nadgryzać te piękne sondaże.

“Damy radę!” krzyczała na drodze do monopolu drużyna #dobrejzmiany. Być może oni dadzą, ale co z nami…zwykłymi Polkami i Polakami?