Lewicowcy często podkreślają, że faszyzm jest skrajnym prawicowym ruchem politycznym, prawicowcy zaś odpierają atak, przypominając, że Adolf Hitler był narodowym socjalistą, a na samej lewicy wyrosła równie zbrodnicza ideologia – komunizm. Oczywiście z tego bezsensownego „dyskursu” nie wynika nic poza tym, że obydwie strony okopują się na swoich pozycjach i nakręcają spiralę nienawiści.
Nie od dziś wiadomo, że słynna rzymska zasada „divide et impera” („dziel i rządź”) oraz ignorancja ludzi doskonale wspomagają sprawowanie władzy. Gdy nie ma zgodności w społeczeństwie oraz rozumienia pojęć związanych z daną sprawą, następuje polaryzacja stanowisk. Podziały te zawsze istniały, ale to w nowożytnych czasach nastąpiła charakterystyczna, destrukcyjna dychotomia ludzkości w sferze polityczno-społecznej, znana pod nazwami prawicy i lewicy.
Coraz częściej zwraca się uwagę, że podział ten jest całkowicie przestarzały i nieadekwatny do współczesnego oblicza polityki i społeczeństwa. Wynika to z faktu, że postulaty i idee obydwu stron coraz częściej przenikają się, jednakże ze względu na zakorzenioną wrogość, nie potrafią one dojść do porozumienia. Przerzucają się więc wzajemnie „argumentami”, co jest znacznie gorsze od drugiego, najczęściej powołując się na przykłady z dramatycznej historii ludzkości. Problem w zrozumieniu, jak w wielu aspektach prawica i lewica przemawia jednym głosem, wynika tymczasem z trzech powodów.
Pierwszy jest efektem samego nazewnictwa, które wprawdzie uwarunkowane historycznie, nie określa nic poza stronami konfliktu. Niektórzy prawicowcy silą się na skojarzenia prawicy z prawym (dobrym i uczciwym) człowiekiem, a lewicy z lewym (złym oszustem), nie mają one jednak żadnego konotacyjnego uzasadnienia i są wyłącznie życzeniowe (a jak się przekonamy w dalszej części tekstu, prawica w wielu odłamach nie jest ani dobra, ani uczciwa).
Drugim powodem są zawiłości historyczne obydwu stron, które począwszy od Rewolucji Francuskiej, zdążyły kilkakrotnie się przetasować i uniemożliwić prawidłową identyfikację polityczną.
Trzeci wywołany jest niezrozumieniem pojęcia wolności. Wolność często utożsamiana jest z anarchią (bezładem, bezprawiem, wolnością absolutną), a nawet – kuriozalnie –niewolnictwem (zakazami państwowymi np. uniemożliwienie pracy w niedzielę).
Co to jest wolność?
Encyklopedyczna definicja wolności tłumaczona jest jako:
- «niezależność jednego państwa od innych państw w sprawach wewnętrznych i stosunkach zewnętrznych»
- «możliwość podejmowania decyzji zgodnie z własną wolą»
- «życie poza więzieniem, zamknięciem»
- «prawa obywateli wyznaczone przez dobro powszechne, interes narodowy i porządek prawny»[1]
Libertarianie zaś wolność tłumaczą jako naturalną cechę każdego człowieka, umożliwiającą mu podejmowanie decyzji zgodnych z jego potrzebami, lecz ograniczoną przez wolność drugiego człowieka. To z ludzkiej natury przysługują nam naturalne prawa do życia, wolności i własności, lecz ograniczone są tzw. aksjomatem nieagresji, czyli twierdzeniem, że żaden człowiek ani grupa ludzi (jak np. państwo) nie ma prawa do zainicjowania agresji (użycia lub groźby użycia przemocy) wobec osoby lub własności drugiego człowieka, gdyż narusza tym samym owe prawa.[2] Zatem każde naruszenie wolności jednostki jest pewną formą zniewolenia, które może przybrać postać fizyczną, psychiczną, społeczną, religijną czy ideologiczną.
Podział na prawicę i lewicę
Na podstawie tak rozumianej wolności, klasyczni liberałowie wywalczyli niepodległość Stanów Zjednoczonych Ameryki w 1776 roku, przeciwstawiając się władzy etatystycznej i tworząc prawdziwie leseferystyczne społeczeństwo. Trzynaście lat później we Francji zapoczątkowano równie głębokie zmiany – Rewolucję Francuską, podczas której skonfrontowali się leseferyści i konserwatyści.
Leseferyści wówczas nazywani byli „liberałami” lub „radykałami”, ponieważ postulowali szeroko rozumianą wolność osobistą i gospodarczą, której przeciwstawiali się konserwatyści, pragnący przywrócić status quo, czyli stan w którym społeczeństwo żyło w skrajnym ubóstwie, a żerująca na niej elita rządząca w luksusie. Był to początek zakorzenienia się podziału na prawicę i lewicę: na prawym skrzydle zasiadali zwolennicy niewolniczego, etatystycznego państwa, czyli konserwatyści, na lewym zaś zwolennicy wolności i równości, czyli liberałowie.
Prawicowcy dostrzegłszy, że przeciwstawiając się dobrodziejstwom Rewolucji Amerykańskiej, Francuskiej oraz przemysłowej nie zaskarbią sobie rzeszy zwolenników, zastosowali przebiegłą retorykę, dzięki której przywrócili pod koniec XIX wieku etatystyczne rządy. Pod pozorem chęci uprzemysłowienia i dążenia do dobrobytu głosili, że „My też popieramy uprzemysłowienie i poprawę warunków życia. Ale żeby osiągnąć te cele, musimy w imię dobra publicznego sterować przemysłem, musimy wprowadzić zorganizowaną współpracę w miejsce wilczych praw wolnego rynku i konkurencji. A przede wszystkim zamiast kierować się szkodliwymi społecznie liberalnymi dogmatami dotyczącymi pokoju i wolnego handlu, powinniśmy mieć na uwadze narodowe interesy, które przemawiają za wojną, protekcjonizmem, wzmacnianiem imperium i potęgi wojskowej”.[3] Na przywróceniu starego porządku skorzystali przede wszystkim uprzywilejowani przemysłowcy (zastępując szlachtę), ale także armia, biurokracja oraz ziemiaństwo.
W ten oto sposób narodziła się „nowa prawica”. Stworzyła ona nowy system – kolektywizm, mający na celu rządzenie w oparciu o wojnę, militaryzm, protekcjonizm i przymusowe kartele w biznesie i przemyśle. Jednakże w osiągnięciu tego celu przeszkadzał bogacący się na wolnym rynku proletariat oraz pierwsze związki zawodowe. Laickość państwa automatycznie postawiło także duchowieństwo jako ich wroga[i].
Odwrócenie pojęć
Prawicowi etatyści powołali więc do życia korporacyjne związki zawodowe oraz zatrudnili świeckich intelektualistów na prestiżowych stanowiskach (profesorów, doktorów, nauczycieli, ekonomistów, pracowników opieki społecznej, socjologów, lekarzy i inżynierów), którzy stosując populizm i demagogię ogłupili społeczeństwo na nieznaną do tej pory skalę (czyż nie trwa to do tej pory?). Odwoływali się oni do „rozumu” i „nauki”, wmawiając, że centralne sterowanie gospodarką i społeczeństwem przez „ekspertów” jest koniecznością. Przejęcie kontroli nad systemem edukacji na przełomie XIX/XX wieku doprowadziło do posłuszeństwa uczniów wobec państwa i ostatecznie urobiło społeczeństwo, wynosząc „intelektualistów” do statusu „elit rozumnych, oświeconych, intelektualnych”.[4]
Wówczas nastąpiło całkowite odwrócenie pojęć. Konserwatyści już nie byli „konserwatystami” i „radykałami”, lecz byli nimi leseferystyczni liberałowie, którzy pragnęli powrócić do starego porządku, czyli wolnego rynku, leseferystycznego społeczeństwa i minimalnego państwa. Zatem „logicznie” wnioskując, etatyści od teraz byli „liberałami” i „progresistami”. Wolnościowa lewica całkowicie zignorowała ową agresywną retorykę konserwatywnej prawicy i przegrała walkę.
Jednakże całkowitą przegraną leseferystów przypieczętowało pojawienie się socjalizmu, którego zwolennicy, dokonując klasycznego orwellowskiego „dwójmyślenia”, przejęli kontrolę nad stroną wolnościową. Z jednej strony popierali oni „rozszerzoną demokrację, w której wszyscy ludzie zarządzaliby gospodarką i… sobą nawzajem”, z drugiej „postulowali potrzebę przymusu i konieczności wykorzystania państwa do osiągnięcia tych liberalnych założeń”.[5] Socjalizm stał się swoistą hybrydą, która pragnęła osiągnąć wolność poprzez zniewolenie, pokój poprzez walkę klas, rozwój gospodarczy poprzez zahamowanie innowacyjności. Historia pokazała jednak, że osiągnięciami tej ideologii stały się wyłącznie totalitaryzmy, skrajna bieda, głód, cierpienie i śmierć.
Co zadziwiające, mimo empirycznych dowodów na szkodliwość etatyzmu i socjalizmu, nie brakuje wciąż ideologicznych spadkobierców progresistów i socjalistów, tzw. postępowych elit. Ich tok rozumowania w pełni ujęła w słowa prof. Magdalena Środa, mówiąc, że „Taka jest część tego społeczeństwa i zawsze była: prosta, wierząca w Boga i zabobony, nieskomplikowana. Tyle że, jak twierdził Werner Jaeger, demokracja polega na tym, że elity, które są oświecone, wiedzą, jakie wartości są istotne. I że te idee są asymilowane przez te niższe klasy, nie w sensie socjalnym, tylko kulturowym. I że na tym polega rozwój.”[6] Demokracją nie jest więc już możliwość decyzyjności każdego obywatela w ukierunkowaniu działań społeczeństwa, lecz poddanie się głupiego społeczeństwa ukierunkowywaniu przez „oświeconą elitę”. Retoryka ta idealnie wpisuje się w odwracanie pojęć, mające na celu zniewolenie społeczeństwa: model ustrojowy opisywany przez prof. Środę, nazywa się oligarchią (oligokracją) – „systemem rządów, w którym władzę sprawuje niewielka grupa ludzi, wywodząca się z warstw uprzywilejowanych”.[7]
Liczne odłamy prawicy i lewicy
Zmiany pojęciowe sprawiły, że leseferyści wylądowali pomiędzy prawicowymi konserwatystami (etatystami i „liberałami”) a lewicowymi socjalistami pozującymi na klasycznych liberałów, a w rzeczywistości kierującymi się skrajnym etatystycznym programem. W istocie więc leseferyści przestali być kojarzeni z jakąkolwiek stroną polityczną. Pociągnęło to za sobą konieczność nowej nazwy dla ruchu wolnościowego – tak narodził się libertarianizm.
I choć współcześnie libertarianizm (wolny rynek, kapitalizm) jest kojarzony z prawicą, to wielu libertarian stanowczo protestuje przeciw przyszywaniu im takiej łatki. Wynika to z faktu, że od czasów Rewolucji Francuskiej powstało mnóstwo odłamów prawicy i lewicy, i dość łatwo libertarian postrzegać w pewnych kwestiach jako lewicowych, a w pewnych jako prawicowych. Nie to jest jednak kwintesencją problemu.
Poglądy lewicy, prawicy i libertarian
René Rémond dostrzegł we francuskiej polityce trzy nurty prawicy: legitymistyczną (katolicką, wrogą wobec Rewolucji Francuskiej i demokracji), orleańską (przybyły nurt z lewicy, liberalny i wolnościowy) oraz gaullizm (przybyły z lewicy nurt oparty na autorytecie władzy i wierze w modernizacyjną rolę państwa, czerpiący z tradycji bonapartystowskiej)[8] oraz znacznie więcej odłamów lewicy: liberalną (mającą w sobie kilka elementów tradycyjnych), demokratyczną i radykalną, kilka odłamów socjalistycznych, komunistyczną oraz lewicę skrajną.[9] Wśród ogólnie pojmowanej „nowej prawicy” powstało także kilka innych odłamów, takich jak Chrześcijańska Demokracja (chadecja) czy prawica radykalna, natomiast wśród lewicy socjaldemokracja, zastępująca idee liberałów.
Odnosząc się do polskiej lewicy i prawicy, Waldemar Wojtasik podzielił partie na lewicowe i centrolewicowe: SLD, PSL, Samoobrona, Unia Pracy, Socjaldemokracja Polska oraz prawicowe i centroprawicowe: PO, PiS, KLD, Unia Demokratyczna/Unia Wolności, LPR.[10] Z pewnością dla wielu podział ten okaże się nieadekwatny do rzeczywistości.
To szerokie spektrum ideologiczno-partyjne oraz zamydlenie pojęć sprawia, że co raz trudniej jest jednoznacznie określić, z którą stroną polityczną w istocie się utożsamiamy. Politycy, znając potencjalny elektorat i wykorzystując pojęciowe zamieszanie, odwołują się do emocji i pragnień ludzi, i głoszą populistyczne hasła wyłącznie w celu uzyskania władzy. Konieczne staje się zatem wyznaczenie nowego kryterium podziału.
Nowy podział
Zasadniczym, współczesnym kryterium rozróżnienia prawicy i lewicy jest stosunek do kwestii ekonomiczno-gospodarczych, gdyż gospodarkę stawia się jako podstawę istnienia i rozwoju każdego społeczeństwa. Kryterium to ma uzasadnienie historyczne, gdyż wraz z przejściem od gospodarki wiejskiej do gospodarki kapitalistycznej pojawiły się nowe czynniki przeciwstawiające wolną przedsiębiorczość i wolność osobistą wobec państwowego interwencjonizmu i kolektywizacji środków produkcji. Zderzenie liberalizmu i konserwatyzmu doprowadziło do zażartej dyskusji na temat systemu ekonomicznego i statusu przedsiębiorstwa, co ostatecznie utwierdziło skojarzenie lewicy z socjalizmem i etatyzmem (nacjonalizacją środków produkcji) a prawicę z kapitalizmem i własnością prywatną.[11] Niestety podział ten często ulega zamydleniu, gdyż w kwestiach społecznych lewicę kojarzy się z wolnością obyczajową, natomiast prawicę z konserwatyzmem obyczajowym. Zaburzenie to sprawia, że np. „Prawo i Sprawiedliwość” stawia się jako prawicę ze względu na stosunek do obyczajowości (obyczajową niewolę), mimo że gospodarczo zachowuje się jak lewica (interwencjonizm i socjalizm) i coraz częściej mimo zażartej wrogości do Jarosława Kaczyńskiego, lewicowcy wychwalają program „500 plus”. Z drugiej strony, lewica głośno krzyczy o wolności słowa i laickości państwa, jednocześnie kneblując usta poprawnością polityczną i popierając islam. Argumenty te przekonują, że w istocie polscy konserwatyści i liberałowie stanowią ten sam odłam ideologiczny, a jedynym czynnikiem rozróżniającym ich jest stosunek do chrześcijaństwa (lewica niewierząca i lewica wierząca). Można śmiało rzec, że taki PiS jest raczej lewicą na prawicy, aniżeli prawdziwą prawicą.
Nadal więc widzimy, że rozróżnienie prawicy i lewicy jest utrudnione, i niesie ze sobą wiele sprzeczności i nieporozumień. Według analizy Radosława Markowskiego danych z badań Polskiego Generalnego Studium Wyborczego, sprzeczności w opiniach i poglądach są znacznie częstsze, im bardziej obierają kierunki radykalne. Zatem im bliżej „centrum” poglądowego, tym bliższe są one racjonalizmowi i są bardziej spójne.[12] Gdy spojrzymy na model spektrum lewica-prawica w kształcie podkowy, natychmiast zauważymy, że radykalne odłamy komunizmu (lewicy) i faszyzmu (prawicy), wraz z przesuwaniem się ku środkowi, łagodnieją w formy socjalizmu (lewica) i konserwatyzmu (prawica), by ostatecznie zbiec się w jednym punkcie, będącym liberalizmem (centrum). Stąd jednoznaczny wniosek, że kryterium podziału stron ideologiczno-politycznych powinien być stosunek do wolności.
Wolność jest kluczowym czynnikiem kształtującym społeczeństwo i jak już powiedzieliśmy, nierozerwalnie wiąże się z odpowiedzialnością, czyli nienaruszaniem praw naturalnych drugiego człowieka. Innymi słowy z wolnością związane są wartości moralne i cnoty, które pozwalają odróżnić dobro od zła. Na jakiej podstawie jednak mielibyśmy je rozróżniać?
Odpowiedzią jest teoria – pod wszystko mówiącą nazwą – konsekwencjonalizmu. Konsekwencjonalizm odnosi się do ludzkiego cierpienia: im bardziej ktoś cierpi na decyzji niepodjętej z własnej woli (przez drugiego człowieka), tym bardziej są naruszane jego prawa naturalne i tym większe wyrządzane jest zło. Czyny moralne są zatem ocenianie na podstawie konsekwencji, jakie ze sobą niosą, tym samym konsekwencjonalizm jest metodą pragmatyczną i nieodłącznie jest związany z wolnością, gdyż tylko prawidłowo rozumiana wolność nie wywołuje cierpienia.
Potrzeba wolności w człowieku jest sumą zapisanych informacji w genach, bez których ewolucja biologiczna nie byłaby możliwa. Człowiek, a tym samym gatunek ludzki, nie przetrwałby, gdyby nie miał możliwości swobodnego podejmowania decyzji. Stąd każdy polityk czy ideolog, który w istocie walczy o zniewolenie społeczeństwa, odwołuje się do wolności i przekręca pojęcie. Słowo to bowiem niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny i łatwo wpływa na poparcie elektoratu, a że niestety w tłumie tracimy racjonalizm myślenia (ulegamy psychologii tłumu[13]), łatwo poddajemy się populistycznym hasłom, szkodząc samym sobie. Jedyną metodą rozróżnienia jest zastosowanie teorii konsekwencjonalizmu i wdrożenia podziału partii, klubów, ruchów czy stowarzyszeń na prowolnościowe (dążące do wolnego rynku i wolności osobistej) oraz proniewolnicze (dążące do sterowania gospodarką i życiem człowieka). Myślę, że jasne jest, że obecnie na świecie, w większości rządzą ci drudzy.
[1] Wolność, Słownik Języka Polskiego, PWN, https://sjp.pwn.pl/sjp/wolnosc;2537405.html
[2] M. N. Rothbard, O nową wolność. Manifest libertariański, Fundacja Instytut Ludwiga von Misesa, s. 18.
[3] Tamże, s. 11.
[4] Tamże, s. 12.
[5] Tamże, s. 13.
[6] Nieprawdziwi Polacy, Newsweek nr 44/2017
[7] Oligarchia, Słownik Języka Polskiego, PWN, https://sjp.pwn.pl/sjp/;2569686
[8] R. Rémond, Francuska prawica dzisiaj, Warszawa: Wydawnictwo Iskry. 2008.
[9] Tamże, s. 77-78.
[10] W. Wojtasik, Lewica i prawica w Polsce: aspekty ekonomiczno-społeczne, Sosnowiec, Oficyna wydawnicza „Humanitas”, 2011.
[11] R. Rémond, dz. cyt., s. 47-48.
[12] W. Wojtasik, dz. cyt., s.23.
[13] G. le Bon, Psychologia tłumu, Krzeszowice: Ostoja, 2006.
[i] Liberałowie rozdzielili Kościół od państwa, gdyż przez wieki obydwie te instytucje tworzyły niejako jeden organizm: duchowieństwo ogłupiało swoje „owieczki” wmawiając, że król ma nadaną władzę z woli Boga; w zamian król zapełniał pieniędzmi kościelne skarbce.