Na samym wstępie – Bóg zapłać za wszelkie życzliwości kierowane pod adresem portalu publicystycznego i jego redaktora naczelnego u progu nowego roku. W sposób szczególny dziękuję za pytania bezpośrednio dotyczące naszej przyszłości. Sygnały od czytelników, którzy czekają na “odkręcenie kurka z merytoryczną treścią” i głos rozsądku pośród krzyków, towarzyszących plemiennej młócce, krzepią serce i nie pozwalają umrzeć motywacji.

Proszę mi wierzyć, że tej ostatniej, wbrew pozorom, akurat nie brakuje. Wciąż jednak odbijają się na naszej działalności niedostatek moich prywatnych sił zdrowotnych, o czym pisywałem już we wcześniejszych Aktualiach (kliknij) i ciągła potrzeba rozwoju operacyjnego potencjału portalu. Aby całość zaczęła działać na zakładanych przeze mnie obrotach, musi wystąpić szereg czynników, które powinny przełożyć się na stabilność projektu. Wierzę, że nawet jeśli (jak widać) później niż wcześniej, ów cel osiągniemy. Jednocześnie, zamieszczone dotychczas na portalu publicystycznym treści, z uwagi na swoją formę i uniwersalny charakter, każdego dnia znajdują kolejnych odbiorców a redaktorzy, którzy jeszcze niedawno stawiali pierwsze dziennikarskie kroczki, dziś sadzą susy w większych redakcjach. Doprawdy, chwalić Boga zamiast martwić się przejściowymi trudnościami.

Bagienko i wojna na brązowe kulki

Odkąd odwiesiłem do szafy swój dziennikarski romantyzm i zająłem się porządkowaniem “szarej codzienności”, z coraz większym obrzydzeniem obserwuję tzw. debatę publiczną w naszym kraju. Nie ukrywam, że oderwanie się na moment od tej, na pozór ogólnonarodowej, taplaniny pozwoliło mi nabrać dystansu tak dużego, że z istotnym wewnętrznym oporem, choćby jedynie po kostki, wchodzę znów do tego cuchnącego bagienka. W ramach wojny, w której patokonserwatyści obrzucają się brązowymi kulkami z marksistami, doszło do niemal całkowitej dewaluacji pojęć i standardów. Od dawna staram się unikać sytuacji, w których wkraczam pomiędzy obdzierających się ze skóry tubylców jako strażnik moralności i wszechwiedzący arbiter. Z drugiej strony zwracanie uwagi na sprawy oczywiste przestaje dziś być faux pas a staje się koniecznością. Jeśli głos rozsądku, a właściwie wołanie o niego, będzie odosobniony, to wszyscy pójdziemy na dno.

Iran

Niespełna rok po antyirańskiej konferencji, zorganizowanej w Warszawie przez naszych “amerykańskich przyjaciół” i “starszych braci w wierze” z Izraela, i niedługo po tym, jak dotarła do nas informacja o nowych złożach ropy naftowej odkrytych przez Persów, na polecenie prezydenta USA Donalda Trumpa w wyniku nalotu ginie w Bagdadzie generał Ghasem Solejmani, dowódca elitarnych sił Al-Kuds. O nie naszych knowaniach przeciwko Iranowi na naszej ziemi mogli Państwo przeczytać w felietonie: Bilans warszawskiej konferencji (kliknij). O postaci zamordowanego generała Solejmaniego i okolicznościach tego zamachu też z pewnością słyszeli Państwo przez te dni wiele. Odwet już się rozpoczął. W nocy Iran wystrzelił kilkanaście pocisków w stronę dwóch baz wojskowych USA w Iraku a zaraz po starcie rozbił się w Teheranie ukraiński Boeing z ok. 170 osobami na pokładzie.

W tym kontekście, chciałbym zachęcić Państwa, by podejrzliwie i krytycznie podchodzić do serwowanej nam “zachodniej” narracji, w myśl której, kiedy to Amerykanie dokonują zamachów i bombardowań mamy do czynienia z likwidowaniem zagrażających światowemu bezpieczeństwu jednostek i celów, ale dopiero analogiczne działania przeciwników USA lub akcje odwetowe nazywa się aktami terroru.

Proszę nie dać się zwieść fałszywym usprawiedliwieniom dla naszego ewentualnego (nie daj Bóg) udziału w tej wojnie pod pretekstem natowskich zobowiązań. Podobnie jak konieczność trwania w strukturach Unii Europejskiej kłamliwie racjonalizuje się dobrodziejstwami wynikającymi z przynależności do strefy Schengen, tak też na każdym kroku słyszymy o naszych obowiązkach związanych z członkostwem w NATO. Zasięg terytorialny paktu, nakreślony a artykule 6 traktatu, obejmuje Północny Atlantyk, Morze Śródziemne, ale nie Irak, z którego po niedzielnej rezolucji tamtejszego parlamentu swoje wojska wycofały już już m.in. Niemcy, Kanada czy Chorwacja.

Tymczasem polskie wojska w Iraku pozostają a dowód naszej “podmiotowości” i suwerennej polityki zagranicznej dał po raz kolejny szef MSZ – Jacek Czaputowicz.

Ajatollah Ali Chamenei – najwyższy przywódca duchowo-polityczny Iranu, w przemówieniu telewizyjnym wygłoszonym kilka godzin po ataku na amerykańskie bazy, wskazując jako wrogów Iranu Stany Zjednoczone i Izrael, wspomniał też o małym europejskim kraju, w którym irańscy zdrajcy mają spiskować z Amerykanami.

Choć wiele wskazuje na to, że chodziło mu o Albanię, gdzie swoją siedzibę ma obecnie organizacja irańskiej opozycji – Ludowi Mudżahedini (Organizacja Bojowników Ludowych Iranu), to czy wykluczyć możemy, że jako oficjalni organizatorzy ubiegłorocznej konferencji antyirańskiej w Warszawie zasłużymy na miano “nieco większego” europejskiego kraju, gdzie Stany Zjednoczone wraz z Izraelem i innymi państwami namawiały się przeciwko Iranowi?

Osobiście takiej pewności nie mam a słowa Prezydenta Andrzeja Dudy, jakoby w związku z konfliktem na linii USA-Iran i wydarzeniami w Iraku nie groziło Polsce żadne niebezpieczeństwo traktuję z dużym dystansem dopóty, dopóki polski MSZ, niczym waszyngtońska delegatura, oczekuje dyspozycji od Wuja Sama.