Cieszysz się, że rok 2020 się kończy? Oddychasz z ulgą i chcesz, jak Fisz i pan Emade w swoim nowym utworze, powiedzieć “żegnam rok dwa-zero, dwa-zero środkowym palcem”. Optymistycznie czekasz na rok 2021? Rozumiem. Jednak mam dla Ciebie złe wiadomości – niestety wracamy do normalności.

Rok 1939, wybucha II Wojna Światowa, która zrzuca Europę z piedestału dominacji światowej. Konflikt Niemiec i Anglii pozbawia te państwa statusu mocarstwa i zmusza do uznania wyższości dwóch imperiów, wygranych II WŚ, ZSRS i USA. Od 45’ roku te dwa państwa rosną w potęgę do tego stopnia, że modelują praktycznie cały świat pod siebie i pojedynek między sobą (tj. Zimną Wojnę). Dochodzi do mitycznego starcia Behemota, lądowego giganta, z Lewiatanem, morskim monstrum. Starcie wygrywa Lewiatan, a Behemot właściwie załamuje się pod własnym ciężarem. Nie ma na całym świecie nikogo, kto mógłby stawić czoła morskiej hegemonii.

Kolejne lata po 89’ były okresem wyjątkowym. Dlaczego?

Cofnijmy się do roku 1914 i spróbujemy jeszcze raz spojrzeć na parę spraw z innej perspektywy. Wybucha I Wojna Światowa, która było pokłosiem konkurencji 5-ciu mocarstw między sobą: Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Austro-Węgry i Rosja. Następnie rok 1939, dogrywka wojny sprzed 20 lat. Tym razem także konfrontuje się 5-ciu graczy: Niemcy, Anglia, ZSRS, Japonia i USA. Kończy się II WŚ i rozpoczyna Zimna Wojna – ZSRS kontra USA. Następnie Gorbaczow i rok 85’ –  Pieriestrojka – kolaps Moskwy, victoria Waszyngtonu.

Przez te sto lat widać jak zmieniał się układ światowy z wielobiegunowego (I i II WŚ), przez dwubiegunowy (Zimna Wojna) do jednobiegunowego (omnipotencja Waszyngtonu). Przywołuję tylko wiek XX, bo doskonale nam ukazuje jak zachodziły te zmiany, ale jeśli cofniemy się jeszcze bardziej, to zobaczymy, że nie było wcześniej takiego momentu, aby jeden gracz trzymał wszystkich pod butem. Nigdy!

Ostatnie 30 lat było wyjątkiem w historii ludzkości! Wcześniej nie istniał hegemon, który był w stanie dyktować warunki całemu światu. Nie odbieraliśmy tego jako zagrożenia, bo USA swój system dominacji oparł o wolny handel, o przepływy ludzi, towarów i usług. System Bretton Woods, bo tak jest nazywany, był na tyle atrakcyjny i stabilny globalnie, że wszyscy chcieli do niego należeć. Praktycznie wystarczyło używać dolara jako waluty międzynarodowej (celowo, tak żeby cały świat się w nim rozliczał) i można było, bez przeszkód, wysyłać swoje statki po wodach całego globu. Bez przeszkód, czyli coś nie do pomyślenia sto lat temu.

Dziś jednak model z Bretton Woods, jak wszystkie inne modele, wyczerpał się. Dlaczego tak się stało – to temat na książkę, pomińmy go. Świat teoretycznej współpracy każdego z każdym się skończył.

Na początku pisałem, że wracamy do normalności, bo te 30 lat było odstępstwem, anomalią. Ten sielankowy, jednobiegunowy świat upada, czy nam się to podoba, czy nie. Hegemonia USA jest codziennie kwestionowana, a niektórzy mówią, że już dziś nie istnieje. Musimy to sobie uzmysłowić i wyjść ze złudzeń i idyllicznych schematów myślenia, bo im dłużej będziemy się okłamywać, tym głębiej będziemy mieli zanurzoną rękę w przysłowiowym nocniku, kiedy się obudzimy.

Świat rywalizacji, konkurencji i konfrontacji wraca do nas z przytupem! Nasze rozmemłanie, safandulstwo i ciapowatość polityczna, jakiej nabraliśmy w ciągu tych 3-ch ostatnich dekad musi, powtarzam, musi się skończyć! Rok 2021 nie będzie lepszym od 2020. Dlatego wpatrywanie się kalendarz z rozmarzonymi oczami, wilgotnymi od nadziei, można o kant d… roztrzaskać/potłuc.

Tak jak pisałem, w momencie pierwszej fali wirusa i pierwszej kwarantanny, wchodzimy w czas wielkich zagrożeń i wielkich szans. Po optymistycznych wynikach marcowych spadków, względem innych państw, mieliśmy naprawdę okazję zyskać na znaczeniu jako kraj.

Tymczasem nasz rząd koncertowo to wszystko marnuje i ściąga na nas oba mechanizmy gilotyny.

Naprawdę byłem przygotowany na wielkie wydarzenia w tym roku. W momencie epidemii tym bardziej byłem przekonany, że światowe zmiany przyspieszą. Wszystko, od początku stycznia do 17 grudnia, przyjmowałem ze stoickim spokojem i chłodno analizowałem. To co mnie złamało w 2020, to nasza władza, władzuchna, i ich poczynania na sam koniec tego roku.

Dość tego pesymizmu i wylewania żółci. Nadchodzący rok będzie od nas wiele wymagał. Żyjemy w “ciekawych” czasach, którym będziemy musieli stawić czoła. Żeby sobie z nimi poradzić musimy, jak pisałem już parę razy, zakasać rękawy i dziarsko walczyć z przeciwnościami losu. Szukajmy mądrości, chytrości, siły i pokory.

Ale najpierw: wesołych, radosnych i rodzinnych świąt!

Oraz: do siego roku! Głowy do góry.