Przez ostatnie tygodnie “Ucho…” znalazło się na ustach wszystkich. Z reakcji na kolejne odcinki miniserialu Roberta Górskiego, obóz rządzący odpytywany jest na każdym kroku. Także podczas “cięższych” merytorycznie konferencji. W smutnym, pozbawionym poczucia humoru i dystansu narodzie zapanowała swoista uchomania. Skoro nowy odcinek swoją  premierę będzie miał dopiero (!) po krótkiej przerwie, 15 lutego, postanowiłem rzucić prywatnym okiem na dotychczasowe odcinki.

Do tej pory, w gabinecie Naczelnika, gościliśmy czterokrotnie a łączna liczba wyświetleń tego miniserialu zbliża się do 20 milionów. Trzeba przyznać, już na wstępie, że ów wynik robi wrażenie, ale wielka w tym zasługa, wznieconej jeszcze przed premierą, wspomnianej uchomanii.

“Aaa, teraz Górski dowali Kaczyńskiemu” – zacierali ręce przeciwnicy “dyktatora”. Podobno, w głównych ośrodkach manipulacji nieświadomym społeczeństwem, korytarze zasypane były wręcz startym naskórkiem. Sam, choć z pewnym zaciekawieniem czekałem na pierwszy odcinek, nie miałem wielkich wymagań. Może poza jednym, by Górski nie dał się ponieść fali totalnych oczekiwań, tylko zaserwował nam kabaret ze smakiem. Mimo, że po seansie pozostaje nam silny posmak mleka, nie możemy mówić o żadnym niesmaku.

Zacznę od bardzo dobrej produkcji. Czasy, gdy można było zawładnąć youtube’m, kręcąc filmy starym smartfonem minęły. Jasne, wybitnie ciekawe materiały się obronią, ale wymagania widzów znacznie urosły a pierwsze wrażenie pozostaje niezwykle istotnym. Poza tym, gdy oko jest ukontentowane, możemy dostrzec detale i skupić się na treści.

Jako że nie aspiruję do roli krytyka filmowego, oszczędzę Ci pompowania kompletnej recenzji i, pomijając ruch kamery czy grę cieni, skupię się na “wrażeniach”. Spytany o najzabawniejszy fragment, postać czy tekst, bez wahania odpowiadam, że jest to sierść kota na ubraniu Prezesa. Rzuciła mi się w oczy juz w pierwszych sekundach premierowego odcinka i tam została. Oprócz tego, że sam posiadam kota, nie jest to żart dosłowny a takie cenię najbardziej. Na początku miałem też wrażenie, że serial powinien nazywać się #KotPrezesa, ale na szczęście, choć zwierzak pozostanie pewnie wątkiem towarzyszącym nam przez wszystkie odcinki, stał się już bohaterem (tematem) drugoplanowym. Sam Górski podkreślał, że tak naprawdę, o prywatnym życiu Jarosława Kaczyńskiego nie wiemy zbyt dużo a chce odwoływać się, co oczywiste, do powszechnie znanych kontekstów. Musimy pamiętać, że mimo wszystko, #UchoPrezesa nie może być ucztą dla codziennych obserwatorów polskiej polityki. Zresztą, bez żadnych dodatkowych form kabaretowych jest ona przecież konkretnym cyrkiem. Wszystkie spory, dyskusje i szeroko rozumiana polityczna codzienność żenują i bawią od dawna (bo o poważnych sprawach z reguły się nie mówi).

Z perspektywy czterech odcinków, możemy wnioskować, że (pewnie także z pobudek finansowych) akcja serialu nie przeniesie się poza “Nowogrodzką”. Początkowo nieco się tego obawiałem, ale ożywianie akcji dzięki kolejno  pojawiającym się w gabinecie pątnikom jak na razie działa. Moim zdaniem, najbrutalniej odwołano się dotychczas do stereotypów dotyczących Andrzeja Dudy. Wiemy, kto jest Prezesem a głupotą byłoby przypuszczenie, że Prezydent z obozu rządzącego będzie więcej ustaw wetował niż podpisywał. Tymczasem, do bólu ten, nawet nie stereotyp a bardziej mechanizm, został implementowany do miniserialu. “Nasz”, “związany z partyjną linią”, to jednak nie “nikt” jak serwuje nam się w produkcji. Cieślak (serialowy Mariusz) bawi nawet  jak nic nie mówi, odpowiednicy Macierewicza i Morawieckiego – bardzo udani. W świetle ostatnich doniesień, również Misiewicz powinien cieszyć się, że ukazano go jako pupilka-sierotkę, która z medalem w klapie popija w korytarzu kakao. Jeśli już czegoś nie mogę się doczekać, to tego, jak podczas “spowiedzi” wypadnie Witold ‘San Escobar’ Waszczykowski.

Oddzielny akapit należy się za to Górskiemu, wcielającemu się w postać Prezesa. O niełatwym zadaniu już wspominałem, ale trzeba przyznać, że w dużym stopniu mu sprostał. Ruchy, sposób mówienia, ale przede wszystkim charakter i język postaci uważam za udane. I teraz najważniejsze pytanie: Czy po latach wulgarnych i pustych żartów ze wzrostu i kota, zagrana ze smakiem postać Prezesa faktycznie śmieszy? Oczywiście, niektóre drobiazgi bawią, ale przecież to tak naprawdę nic nowego. Ba, od początku mam wrażenie, że #UchoPrezesa, nawet u wieloletnich, pozamerytorycznych przeciwników Jarosława, może sprowokować refleksję: “Kurcze. W sumie to śmiesznie mlaszcze i nie gra w kosza, ale politycznie jest kozakiem”. Co ciekawe, już słychać głosy, że wbrew oczekiwaniom fanatycznych wrogów PiS’u, miniserial Górskiego tak naprawdę ociepla wizerunek obozu władzy. Co więcej, z dystansem do siebie i nad wyraz ochoczo, politycy PiS’u komentują kolejne odcinki. Tylko patrzeć jak opozycja, od noszenia na rękach Górskiego, przejdzie do jego krytyki i potępienia za kolaborację z #dobrązmianą. Jeśli nawet TVP zgłaszała chęć włączenia się w produkcję Ucha, to wiedz, że coś się dzieje. Wiemy jednak, że znalazł się inny inwestor a kolejny odcinek zobaczymy 15 lutego.

Krótko podsumowując, #UchoPrezesa nie powaliło mnie, jak dotąd, na kolana i nawet specjalnie się przy nim nie zaśmiałem, ale mimo wszystko uważam je za dobrą produkcję. Z kolei, wcześniejsze posiedzenia rządu Górskiego oglądałem niemal nałogowo i z nielicznymi wyjątkami zaśmiewałem się do łez. Co ważne, ani Górski, w moim odczuciu, się nie popsuł (naprawdę wspiąć musiał się z Prezesem na wyżyny) ani też nie wynika to z mojego uwielbienia dla obecnej władzy. Po prostu, Jarosława Kaczyńskiego chętniej wypytałbym o jego obecną wizję Polski i bilionowy dług publiczny, niż kręcił kabaret o kocie i lęku podwładnych. Ale Panie Robercie, za George’a Owensa w Spadkobiercach ma Pan u mnie dożywotni szacunek.

1 KOMENTARZ