Są jeszcze sądy i trybunały w Berlinie – może wesoło zakrzyknąć  nasza „rodzima” uchodźcza piąta kolumna po wyroku wysokiego trybunału eurosojuzu, który uznał legalność przymusowej relokacji nachodźców.

Rząd RP deklaruje, że nie jest zaskoczony sytuacją, gdyż liczył się z podobnym rozstrzygnięciem. To bardzo pięknie, iż nie jest zaskoczony. Niemniej chyba wszyscy jesteśmy ciekawi, co zamierza wobec tego uczynić? Jak planuje postąpić w kontekście gróźb dalszej eskalacji sprawy przymusowej relokacji, co zapowiada Komisja Unijna. Może to ostatecznie doprowadzić do kar finansowych i sankcji. Czy wówczas rząd będzie z równą siłą bronił Polski przed przymusowym przyjęciem niebezpiecznej i wrogo nastawionej ludności? Miejmy taką nadzieję.

Tymczasem premier Szydło zapowiedziała przedstawienie przez Polskę inicjatyw pomocy państwom, które owej pomocy potrzebują. Co to oznacza? Od początku swego urzędowania obecny rząd wielokrotnie deklarował, że chce pomagać „uchodźcom”, jednak z obawy przed terrorem pragnie ograniczyć polską pomoc do miejsc, gdzie owi potrzebujący przebywają. Prezentowane rozwiązanie jest połowiczne. Odmawiając zgody na przymusową relokację, rząd jednocześnie akceptuje całkowicie bezpodstawne żądania pomocy od Polski. Dlaczego? Czyż my – Polska – jesteśmy tym ludziom coś winni? Czy to my wykorzystywaliśmy ich ojców i dziadów, budując na tym swój dobrobyt? Czy jesteśmy coś winni państwom Europy Zachodniej, które po wielokroć nas wykorzystywały i zdradzały? Nie! Dlatego też nie powinniśmy stwarzać pozoru swojej winy lub niespłaconego długu wobec Europy.

Oczywiście wszyscy głosiciele fałszywego miłosierdzia, z frazesem jedności ogólnoludzkiej na ustach, którzy są biegli w deformowaniu nauczania Kościoła, zarzucą nam wówczas łamanie nauki chrystusowej. Cóż z tego. Już kardynał Stefan Wyszyński ostrzegał nas, abyśmy nie ulegali pokusie zbawienia całego świata kosztem własnej ojczyzny. Jean Raspail w Obozie świętych przewidywał, że rozbrojone frazesami o pokoju i demokracji społeczeństwa Europy Zachodniej, nie będąc zdolnymi do podjęcia decyzji o odparciu inwazji, spróbują zapłacić haracz najeźdźcom w postaci tzw. pomocy humanitarnej, co nie pomoże im w żaden sposób obronić się przed „bezbronnymi uchodźcami”. Czy i nas spotka los podobny do bohaterów książki francuskiego pisarza?

Chyba dla każdego rozsądnego człowieka jest jasne, że zgoda na przyjęcie „uchodźców” nie będzie zgodą na przyjęcie kilku, kilkunastu, czy kilkudziesięciu tysięcy roszczeniowo nastawionych, wrogich nam przybyszów, ale zezwoleniem na permanentne bombardowanie Polski obcą i nieprzyjazną nam ludnością. Doprowadzi to do gwałtownej zmiany struktury ludnościowej Polski. Przyniesie anarchię, destabilizację oraz drastyczne pogorszenie bezpieczeństwa wewnętrznego, co obserwujemy w Europie Zachodniej. Ostatecznie skończy się to eksterminacją rdzennych mieszkańców Polski – Polaków – przez „bezbronnych uchodźców”, co lewackie media nazwą w imię poprawności politycznej walką z faszyzmem lub ubogaceniem kulturowym.

Wobec tego rząd RP nie powinien robić uników, kryć się za pokrętnymi deklaracjami, a przystąpić do działania. Musi zachować się jak rząd suwerennej Rzeczypospolitej, a nie namiestnik prywiślańskiej republiki chłopsko-robotniczej. Należy powiedzieć głośno Europie: Jeśli nie macie odwagi zawracać i zatapiać statków z najeźdźcami oraz ich deportować to trudno. Róbcie, co chcecie. Szanujemy waszą suwerenność, ale nie popełnimy z wami samobójstwa.

Warszawa musi przeciwstawić się zaborczej polityce Berlina z całą stanowczością. Czas na odważne działania, a nie puste deklaracje. No chyba że po Anschlussie do eurokołchozu jesteśmy zobowiązani dołączyć do zbiorowego samobójstwa…