Wydaje się, że liberalne media w Stanach Zjednoczonych przyjęły podobną taktykę walki z Donaldem Trumpem, jaką mieliśmy okazję obserwować ze strony niektórych polskich mediów w czasie poprzednich rządów Prawa i Sprawiedliwości w latach 2005-2007. W skrócie polega ona na rozdmuchiwaniu każdego potknięcia rządzących do rozmiarów wielkich afer oraz stwarzania wrażenia chaosu w ich poczynaniach.

Wobec polityków PiS sformułowano wówczas wiele oskarżeń, które zupełnie się nie potwierdziły w późniejszych śledztwach i podczas prac sejmowej komisji śledczej. Wobec Donalda Trumpa jak i jego współpracowników, również przed objęciem urzędu, próbowano formułować zarzuty lub wzbudzać wątpliwości co do kierunków jego polityki. Przykładem takich działań było zamieszanie wokół roli córki prezydenta – Ivanki, w nowej administracji.

Przed kilkoma dniami tematem rozgrzewającym do czerwoności amerykańską opinię publiczną była sprawa notatki byłego dyrektora FBI Jamesa Comeya ze spotkania w Białym Domu. Według jego przekazu prezydent miał zasugerować mu zakończenie śledztwa dotyczącego kontaktów byłego doradcy prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego, gen. Michaela Flynna z rosyjskimi dyplomatami. Działanie takie mogłoby zostać uznane za utrudnianie śledztwa i  obstrukcję wymiaru sprawiedliwości. Natychmiast ze strony liberalnych mediów takich jak: Washington Post, czy New York Times oraz niektórych demokratycznych polityków pojawiły się głosy o konieczności rozpoczęcia procedury impeachmentu wobec Donalda Trumpa.

Konstytucja amerykańska dopuszcza możliwość usunięcia prezydenta, ale także każdego urzędnika cywilnego za popełnienie określonych czynów (zdrady, przekupstwa, ciężkich przestępstw albo przewinień). Decyduje o tym Kongres – najpierw stawiając w stan oskarżenia (Izba Reprezentantów – zwykłą większością głosów formułuje zarzuty), a potem sądząc. Ta część procedury odbywająca się w Senacie przypomina normalną rozprawę, posiedzeniom przewodniczy prezes Sądu Najwyższego, rolę oskarżycieli pełnią wybrani Reprezentanci, a ławę przysięgłych stanowią senatorowie. Aby uznać oskarżonego za winnego wymagana jest większość ⅔ głosów.

Wracając do obecnych wydarzeń dopiero wypowiedź przywódczyni Demokratów w Izbie Reprezentantów, Nancy Pelosi uspokoiła nieco rozpalone głowy niektórych przedstawicieli swojego obozu politycznego. Zwróciła uwagę, że do tej pory dyskutuje się tylko o przekazach medialnych i tak naprawdę nie zna żadnych faktów w tej sprawie. Dodała, że do momentu, aż nie zostaną przedstawione wszystkie dokumenty w tej sprawie, nie może być mowy o uruchomieniu procedury impeachmentu. Warto zadać sobie pytanie, co sprawiało, że de facto wystąpiła w obronie obecnego prezydenta? Takie, a nie inne stanowisko wynika z zimnej kalkulacji politycznej. Po ewentualnej udanej próbie odwołania Trumpa, zgodnie z Konstytucją nowym prezydentem zostanie Mike Pence, obecny wiceprezydent. A jest on dla Demokratów i liberalnych środowisk w Ameryce znacznie groźniejszy niż Donald Trump.

Zanim przedstawię powody takiego stanu rzeczy warto przybliżyć sylwetkę 48. wiceprezydenta USA. Mike Pence urodził się w katolickiej rodzinie, natomiast w college’u nawrócił się na ewangelikalizm. Początkowo był wyborcą demokratycznym, ale w czasie prezydentury Ronalda Reagana jego poglądy polityczne ewoluowały w prawo, co będzie znaczące w jego karierze politycznej. Po studiach prawniczych otworzył prywatną praktykę, a następnie został gospodarzem politycznych talk show w lokalnych stacjach radiowych. W 2000 roku został kongresmenem z Indiany, później 5 razy uzyskiwał reelekcję, aż do czasu gdy wystartował i wygrał wybory na gubernatora stanu Indiana. Planował ubiegać się o drugą kadencję, ale przyjął propozycje Donalda Trumpa do wspólnego startu w wyborach prezydenckich. Od 20 stycznia br. wiceprezydent USA.

Pierwszym z powodów stanowiący o zagrożeniu dla liberalnych amerykańskich elit są poglądy Mike’a Pence’a. Jest on zdecydowanym przeciwnikiem aborcji, eutanazji oraz małżeństw jednopłciowych. Opowiada się także za restrykcyjnym prawem imigracyjnym oraz szerokim dostępem do broni. Według ratingu konserwatywnego think tanku The American Conservative Union oceniającego poszczególnych legislatorów prawie co roku uzyskiwał najwyższy możliwy ranking (100 pkt.). Jego poglądy na gospodarkę można określić jako bardzo wolnorynkowe. Opowiada się za obniżką podatków i ograniczeniem wpływu państwa na gospodarkę.

Po drugie wyrażane poglądy to jedno, ale konsekwentne ich wdrażanie w życie i skuteczność przy tym to już inna sprawa. Przedstawiając tylko czas, kiedy Pence miał decydujący wpływ na uchwalane prawo, czyli okres gubernatorstwa należy wspomnieć, że rozpoczął go od drastycznego obniżenia podatków, co wpłynęło bardzo pozytywnie na stanowe finanse. Masowe protesty środowisk LGBT wywołał wprowadzając ustawę Religious Freedom Restoration Act, która chociażby pozwalała przedsiębiorcy odmówić wykonania usług ze względu na swoje przekonania religijne. Po licznych protestach niestety z niektórych rozwiązań musiał się jednak wycofać.

Po trzecie Mike Pence jest już obecny w polityce blisko 30 lat, po początkowych niepowodzeniach wycofał się z aktywnej polityki i rozpoczął pracę w radiu, ale później wygrał kolejnych 8 kampanii wyborczych. Pełnił funkcje zarówno w władzy ustawodawczej, jak i wykonawczej na szczeblu stanowym i również federalnym. Szczególnie po ostatniej kampanii stał się rozpoznawalny w całej Ameryce. Dzięki startowi z Trumpem, o którym można dużo powiedzieć, ale z pewnością nie to, że jest konserwatystą, stał się punktem odniesienia dla wielu konserwatywnych wyborców.

Po czwarte częściowo związane z poprzednim punktem, dzięki swojej wieloletniej karierze bardzo dobrze odnajduje się w Partii Republikańskiej. Pomimo, że należy do wolnościowego skrzydła partii – Partii Herbacianej (TEA Party – “Taxes Enough Already”, “Już wystarczająco opodatkowani”) to ma dobre relacje z establishmentem Republikanów. Jego sposób uprawiania polityki raczej jest pozytywny, nawet przy dość brudnej kampanii prezydenckiej, jako jedyny z czwórki głównych kandydatów (Trump – Clinton, Pence – Kaine) zachowywał umiar. Dzięki temu w samej partii nie ma zadeklarowanych wrogów.

Piąty powód to ustabilizowane życie prywatne, wolne od jakichkolwiek skandali obyczajowych. W tym względzie stanowi przeciwieństwo swojego obecnego szefa. Od 1985 roku jego żoną jest Karen Pence, nauczycielka, z którą ma trójkę dzieci. Mają syna, który jest podporucznikiem Korpusie Piechoty Morskiej oraz dwie córki. Dodatkowym atutem może być właśnie służba syna w siłach zbrojnych, ponieważ Amerykanie bardzo dużą czcią otaczają żołnierzy zarówno czynnych jak i weteranów.

Szósty powód nie jest bezpośrednio związany z samym Pence’m, ale z faktem, iż Partia Republikańska dysponuje większością w obu izbach Kongresu, co może pomóc w realizacji działań o charakterze konserwatywnym. W amerykańskim systemie “checks and balances”, siła prezydenta i jego pozycja ustrojowa zależy w dużej mierze od jego umiejętności współpracy i wpływania na pracę Kongresu.

Trzeba również wspomnieć, że Konstytucja USA nie wymienia żadnych kompetencji wiceprezydenta. Jego rola zależy w głównej mierze od woli prezydenta, jak bardzo zaangażuje go w bieżące prace swojej administracji. Mike Pence już jako szef zespołu, który zajmował się przejęciem władzy, dał się poznać, jako osoba posiadająca bardzo duży wpływ na posunięcia ekipy Trumpa. W przypadku przejęcia władzy po procedurze impeachmentu znajomość większości bieżących spraw może ułatwić mu prowadzenie polityki, szczególnie w pierwszych tygodniach.

W momencie, kiedy Donald Trump może zostać zmuszony do opuszczenia Białego Domu, jego następca będzie mógł się pokazać jak zdecydowany i skuteczny przywódca, co wraz z powodami, które przytoczyłem wyżej mogą mu dać kolejną kadencję, jako głowa państwa. W podobnej sytuacji był poprzedni wiceprezydent, Joe Biden, który tylko ze względu na rodzinną tragedię (śmierć syna) nie zdecydował się na start w wyborach. Myślę, że jako kandydat nie posiadający tak dużego negatywnego elektoratu, jak Hillary Clinton byłby w stanie pokonać Donalda Trumpa.

Podsumowując Mike Pence jawi się jako bardzo groźny przeciwnik dla Demokratów i ich medialnych przyjaciół. Pytanie, co okaże się silniejsze. Nienawiść liberalnych środowisk do Donalda Trumpa, czy chłodna długofalowa kalkulacja polityczna establishmentu Partii Demokratycznej? Oczywiście na koniec trzeba zastrzec, że w obu izbach Kongresu większość mają Republikanie i bez poparcia dużej ich liczby scenariusz impeachmentu można rozpatrywać tylko w kategoriach political fiction.