Polityka oskarżania naszego kraju o czyny niepopełnione w kontekście Holocaustu ma blisko trzydziestoletnią historię. W ostatnich latach, a szczególnie w ostatnich dniach, kampania zohydzania Polski na świecie mocno przybrała na sile, a kto śledzi tę przykrą sprawę ten wie, że najgorsze dopiero przed nami. Znajdując się w bardzo trudnym położeniu, musimy próbować bronić się skutecznie, w związku z czym powinniśmy wykorzystać nawet takie narzędzie jak język paranoi poprawności politycznej.

Przerzucanie odpowiedzialności

Przeciwko obrzydliwej narracji o „polskich obozach śmierci” wszyscy Polacy, bez względu na orientację polityczną, i inne różnice, powinni mówić jednym głosem. Również bez względu na to, czy popierają penalizację publicznego mówienia o „polskich obozach śmierci”, bo to wcale nie musi być takie oczywiste. W obecnej sytuacji musimy wyraźnie przeciwstawić się fali oskarżeń o zbrodnie przez naszych przodków niepopełnione. Prawda bowiem wcale nie obroni się sama. Potrzebuje oręża. Umiejętne i konsekwentne przedstawianie prawdy to dla nas podstawa. Ale jak jeszcze możemy się bronić? Chciałbym w tym tekście, za Redutą Dobrego Imienia, wskazać na jeden sposób, który może być przydatny, na pewno nie zaszkodzi, a o którym praktycznie się nie mówi. Najpierw jednak krótkie streszczenie sytuacji.

Co roku w okolicach rocznicy wyzwolenia Auschwitz w szeroko pojętej opinii publicznej powraca temat obozów koncentracyjnych i rzekomego współudziału narodu polskiego w Holocauście. Tym razem jednak proces zdejmowania odpowiedzialności za tragedię Żydów z niemieckich narodowych socjalistów i przerzucania jej na winowajcę zastępczego, posunął się o kilka dużych kroków naprzód. Zaczęło się od leśnej hucpy kilku cymbałów, bądź – co uważam za bardziej prawdopodobnie – wykonujących zadania operacyjne funkcjonariuszy świętujących rocznicę urodzin słynnego austriackiego akwarelisty. PiS przyzwala na „faszyzm”! – ryknęły salonowe „autorytety” i wiernopoddańczy celebryci w polskojęzycznych mediach głównego nurtu. A przecież, prawie każdy, nawet najbardziej fanatyczny wyznawca TVNu, Onetu czy Gazety Wyborczej jest w stanie pojąć, że w Polsce nie ma żadnych “nazistów” ani “faszytsów”, że Polacy, po tym jak wiele wycierpieli z rąk III Rzeszy, nienawidzą tych totalitarnych ideologii i zawsze stali w opozycji do ich przedstawicieli. Być może nie ma rodziny, która nie straciłaby kogoś bliskiego za okupacji. Po żenującym wstępie ze swastyką z czekoladowych wafelków w roli głównej, gdy już „autorytety moralne” z powodu grupki prawdopodobnie podstawionych idiotów wykrzyczały na cały świat, jakie to krąży w Polsce widmo nazizmu, przystąpiono do rzeczy. Punktem zapalnym nagonki na Polskę, której jesteśmy świadkami, stała się nowelizacja ustawy o IPN. Na jej mocy każdy kto publicznie i wbrew faktom przypisuje polskiemu narodowi lub państwu polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę Niemiecką lub inne zbrodnie przeciwko ludzkości, pokojowi i zbrodnie wojenne – będzie podlegał karze grzywny lub pozbawienia wolności do lat trzech. Ustawa zakłada także możliwość wytaczania za takie sformułowania jak “polskie obozy śmierci” procesów cywilnych, m.in. przez organizacje pozarządowe oraz IPN. Wbrew obawom przeciwników nowelizacji, takich jak Mark Weitzman z Centrum Szymona Wiesenthala, którzy być może jej po prostu nie czytali, używanie znieważających sformułowań nie będzie karane w przypadku działalności naukowej bądź artystycznej.

Cel penalizacji

Celem ustawy jest zastopowanie powielania przez rozmaite środowiska antypolskie, publicznych oskarżeń o przyczynienie się narodu polskiego – nie pojedynczych Polaków! – do zagłady Żydów podczas II wojny światowej. „Ustawa o IPN ma uniemożliwić wylewanie kubłów nienawiści na Polaków” – tłumaczy Antonii Macierewicz. I niestety trzeba dodać – przez Polaków, a przynajmniej ludzi legitymujących się polskim obywatelstwem, bo chyba tylko w takim kontekście możemy nazywać niektórych funkcjonariuszy medialnych i polityków Polakami. Dotyczy to np. byłego sekretarza Komitetu Centralnego PZPR towarzysza Marcina Święcickiego z Platformy Obywatelskiej, który w naszym imieniu wypalił: „mordowaliśmy, tylko nie zakładaliśmy obozów śmierci”. Co do zagranicy, to oskarżenia o „antysemityzm”, „faszyzm”, „rasizm” itd., mają miejsce na Zachodzie od wielu lat. Liczne, szkalujące Polskę sformułowania z różnych krajów przytacza np. Leszek Żebrowski w swojej książce „Mity przeciwko Polsce”. „Polskie obozy śmierci” pojawiają się stopniowo – czasem przez pomyłkę, czasem celowo – ale z coraz większym natężeniem, aż padną nawet z ust Baracka Husseina Obamy. Wobec zagranicy możliwości oddziaływania – zarówno te propagandowe jak i prawne, z natury rzeczy są dużo mniejsze. Szczególną rolę odgrywa więc miejscowa Polonia, a także wszelkie komunikaty przekazywane społeczeństwom Zachodu w ich rodzimych językach.

To się nazywa wdzięczność

Nowe przepisy, które wbrew niektórym głosom były z ambasadą Izraela konsultowane, nie spodobały się organizacjom żydowskim. Nawiasem mówiąc, proszę sobie wyobrazić Izrael konsultujący z Polską swoje wewnętrzne prawodawstwo… Konsekwencją nowelizacji ustawy o IPN była cała seria skandalicznych, bardzo krzywdzących Polskę wypowiedzi prominentnych polityków izraelskich. Premier Benjamin Netanjahu powiedział: „ta ustawa nie ma podstaw, jestem jej zdecydowanie przeciwny. Nikt nie może zmienić historii, a Holokaust nie może być negowany”. „Faktem historycznym jest, że wielu Polaków pomagało mordować Żydów, sami mordowali w trakcie holokaustu i po nim”. Autorem tej obrzydliwej kalumnii jest izraelski minister edukacji Bennett. Szczytem bezczelności wykazał się jednak Yair Lapid mówiąc, że „Polacy byli wspólnikami Holocaustu, donosili na Żydów, uczestniczyli w nazistowskiej maszynie do zabijania, a próba napisania ustawy, która mówi inaczej, jest tylko przykładem na to, że antysemityzm żyje i płonie w nowoczesnej Polsce”.

Naciski ze strony Izraela i USA

Naciski pojawiły się ze strony strategicznego sojusznika Izraela, czyli Stanów Zjednoczonych. Swoje niezadowolenie oficjalnie wyraził Departament USA, oraz kilku kongresmenów. Jak silne i wpływowe jest lobby żydowskie w USA chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć. Ataki ze strony lewicowych mediów zza oceanu również są sprawą wiadomą i oczywistą. Z kolei w Knesecie (izraelski parlament) w odpowiedzi na nowelizację polskiej ustawy o IPN, 61 deputowanych w 120-osobowym poparło projekt ustawy, w którym Polska ma być oskarżona o negowanie Holokaustu, jeśli zakaże publicznego mówienia o „polskich obozach śmierci”. Projekt przewiduje, że “pomoc prawną otrzymywałyby osoby, które przeżyły Holokaust oraz nauczyciele zabierający uczniów lub studentów do dawnych obozów zagłady, jeżeli będą ścigani prawem za granicą za opowiadanie, co się zdarzyło podczas Holokaustu”. Środowiska żydowskie wezwały Polskę do rezygnacji ze zmian w ustawie o IPN. „Tu nie ma gdzie ustępować. Albo chcemy być suwerennym krajem, niepodległą Polską, albo godzimy się na to, że będziemy jakimś protektoratem, któremu ktoś będzie mówił co ma robić” – odpowiada publicysta Witold Gadowski.

Ustawa 447 i roszczenia żydowskie

Wypada też przypomnieć, że w USA procedowana jest stanowiąca olbrzymie niebezpieczeństwo dla Polski ustawa 447 (teraz już 1226). Zgodnie z tą ustawą rząd Stanów Zjednoczonych zyskałby pozory legalności dla wspierania żydowskich roszczeń majątkowych wobec Polski, które co trzeba bardzo mocno podkreślić – nie mają najmniejszych podstaw prawnych, ponieważ dotyczą mienia bezspadkowego. Kampania wymierzona w Polskę, którą obecnie widzimy, ma na celu wymuszenie na naszym rządzie prawodawstwa umożliwiającego realizację tych roszczeń, czyli de facto ograbienie naszego kraju. Idzie tu o kwotę szacowaną na 60-65 miliardów dolarów. Temat ten objęty był dotychczas całkowitą cenzurą we wszystkich większych polskich i polskojęzycznych mediach. Dopiero teraz, kiedy powoli stajemy pod ścianą, część mediów zaczyna podnosić ten niewygodny wątek polsko-izraelskich stosunków. Grzegorz Braun i Stanisław Michalkiewicz to jedni z nielicznych, którzy od dawna poruszali kwestię roszczeń żydowskich wobec Polski. To dlatego – między innymi – są tak znienawidzeni przez salonowe “autorytety moralne” III RP. Należy zachęcać Polaków do zaznajomienia się z tym tematem nim będzie po ptokach. Proponuję w tym zakresie lekturę książki „Antypolonizm” S. Michalkiewicza oraz jego liczne prelekcje o tym samym tytule, które można łatwo odnaleźć w internecie. Sprawa żydowskich roszczeń majątkowych jest kluczowa. Jest głównym powodem upokarzania Polski na arenie międzynarodowej fałszywymi oskarżeniami o udział w Holocauście.

Prezydencie podpisz!

Obecnie ustawa nowelizująca ustawę o IPN czeka już tylko na podpis prezydenta Dudy. Senat przyjął ją bez żadnych poprawek. “Bardzo dobrze się stało, że Senat przyjął nowelizację ustawy o IPN bez żadnych poprawek. Tego wymaga interes państwa polskiego, abyśmy w końcu po tylu latach obrzucania błotem, publicznie pokazali całemu światu, że nie jesteśmy współodpowiedzialni za Holokaust i nie będziemy się zgadzać na to, aby niemieckie obozy zagłady nazywać polskimi. To przekłamanie historyczne i plucie w twarz wszystkim Polakom” – podsumowuje poseł Adam Andruszkiewicz.

Polit-poprawny komunikat

A teraz przejdźmy do propozycji wykorzystania w ramach obrony przed określeniem „polskie obozy śmierci” języka paranoi poprawności politycznej. Otóż niemal dokładnie rok temu Pan Maciej Świrski z Reduty Dobrego Imienia podał zwrot jakiego powinniśmy używać wobec społeczeństw zachodnich mówiących o „polskich obozach koncentracyjnych”, oraz uzasadnił dlaczego akurat ten zwrot częściowo chociaż do nich przemawia. Brzmi on właśnie tak: „Sformułowanie polskie obozy koncentracyjne to język nienawiści, z wykorzystaniem kłamstwa oświęcimskiego, na podstawie uprzedzeń rasowych w stosunku do Polaków”. Po co taki bełkot? Zanim uzasadnienie, jedna tylko uwaga. Bo musimy mieć na uwadze, że nie każdy Polak, jest świadomy, iż dla przeciętnego mieszkańca Europy Zach. i Ameryki Płn. nie jest czymś oczywistym, że Żydów mordowali Niemcy w niemieckich obozach, a nie Polacy w polskich. Coś tam słyszeli o złych faszystach, ale lata skutecznej niemieckiej polityki dezinformacyjnej w tym zakresie dały efekt w postaci stopniowego zdejmowania odpowiedzialności za Holocaust z Niemców i przerzucania jej na tajemniczych nazistów różnej narodowości. Tymczasem społeczeństwa zachodnie tresuje się w poprawności politycznej i multi-kulti zamiast uczyć historii. Zaproponowany przez Macieja Świrskiego zwrot oczywiście nie powstrzyma środowisk celowo szkalujących Polskę, ale z doświadczenia Reduty Dobrego Imienia wynika, że odnosi on pewien skutek właśnie w stosunku do tego przeciętnego dziennikarza, urzędnika czy zwykłego mieszkańca Zachodu. Dlaczego? Dlatego, że jest to komunikat podany językiem poprawności politycznej, jedynym jaki oni obecnie rozumieją. Świrski tłumaczy, że argumentacja oparta na prawdzie historycznej, bohaterskiej postawie Polaków podczas wojny, nikogo na świecie nie interesuje, ale odwołanie się do „uprzedzeń rasowych”, „mowy nienawiści” wprost przeciwnie. Oczywiście nie zachęcam do porzucania nazwijmy to „starej” metody, opartej na mówieniu prawdy, ale do korzystania również z tej „nowej”.