Tym razem krótsza refleksja, której nie będę przyodziewał w szaty pełnoprawnego felietonu. Chciałbym bowiem, zwrócić Waszą uwagę na, w pewnym stopniu wzruszający, fragment wczorajszego W tyle wizji. Do studia dzwoni Pani Michalina z Małopolski…

To, co słyszymy dalej, to sprowokowana otwartą linią i czasem antenowym, długa opowieść o tym jak to świętowali 98. rocznicę odzyskania niepodległości. Za tą liczbą mnogą kryje się rodzina, znajomi, sąsiedzi, cała społeczność jakiejś mniejszej miejscowości lub wsi. Wszystko jest “po bożemu”. Byli rano w kościele, wywiesili flagi, rozmawiali “o tym wszystkim w domu”, oglądali relację ze stolicy itd. Redaktor Ziemkiewicz, podkreślający często, że jest raczej “wtórnym mieszczuchem”, od razu wyczuł czego można dalej się spodziewać. Sam doskonale znam to uczucie. Pracując przez kilka lat w lokalnych mediach (głównie mam na myśli radio), niemal codziennie Panie Michaliny, Grażyny, Bożeny, dzwoniły do mnie z podobnymi opowieściami. Relacjonowały swój dzień, krok po kroku, aż do momentu, w którym zadzwoniły na antenę. Siedziałem, słuchałem, czasem zagadując. Z podobną miną jak Ziemkiewicz.

Dlaczego o tym piszę? Absolutnie nie po to, by w jakikolwiek sposób śmiać się, stygmatyzować etc. Chodzi mi tutaj o piękno patriotyzmu, tkwiące w tej prostocie. Oczywiście, nie brakuje w naszej historii tych, których troska o Ojczyznę przejawiała się w heroicznych czynach, zgłębionej refleksji, ale patriotyzm nie musi wcale przybierać skomplikowanych ekspresji.

A my… włączamy dowolną dyskusję w telewizji i słuchamy kłótni wokół definicji patriotyzmu, czy Pan X jest patriotą czy nie i czy ten nasz patriotyzm, to przypadkiem “już nie faszyzm”.

PS Byłbym zapomniał. “Chciałbym pozdrowić Panią Magdę…”