„Was, wolnościowców, nie ma, jesteście podzieleni i nie mamy zamiaru się z wami liczyć” – taką informację usłyszał, z klubu poselskiego Kukiz’15, Krzysztof Zając. Dziś mówi o swoim dawnym ugrupowaniu: „to raczej ruch lewicowy” i wiąże swoją polityczną przyszłość z Porozumieniem.

Aleksander Sarota, publicystyczny.pl: Dlaczego zdecydował się pan na dołączenie do nowej partii Jarosława Gowina?

Krzysztof Zając: W październiku 2015 roku brałem udział w wyborach jako „dwójka” ruchu Kukiz’15 w okręgu Kraków II. Już w listopadzie Jarosław Gowin, którego znałem wcześniej z debaty przedwyborczej, poprosił mnie o pomoc przy analizie kierunków zmian, które można zaproponować w przyszłej ustawie o szkolnictwie wyższym. Dzisiaj widzę, że moje propozycje musiały zostać wsparte również zdaniem innych osób biorących udział w tym procesie, gdyż odnajduję swoje pomysły w tym, co szkolnictwu wyższemu proponuje wicepremier. I nie jest to odosobniony przypadek naszej współpracy, która trwała pomimo tego, że Jarosław Gowin reprezentował obóz rządzący, a ja opozycję. Premier i jego współpracownicy zawsze odnosili się do mnie i moich kolegów z szacunkiem.

Co spowodowało, że odszedł pan z Kukiz’15?

Na drugiej szali mamy niemiłe i wręcz wrogie działania lokalnych struktur ruchu Kukiz’15 skierowane przeciwko mnie i moim współpracownikom. Wszystkie nasze pomysły były odrzucane, niejednokrotnie w sposób arogancki. Nasze działania blokowano, nie wspominając o czarnym PR, który robiono za naszymi plecami w Sejmie. Nie muszę oczywiście dodawać, że nikt z klubu poselskiego nie pofatygował się nigdy, by spróbować jakiejkolwiek współpracy. Co więcej, asystenci lokalnej posłanki byli zajęci wojną z moim środowiskiem, a nie budowaniem współpracy.  Przykładem tu może być reakcja na przygotowany pod moim kierunkiem raport o negatywnych konsekwencjach zmiany czasu, który od dwóch lat jest regularnie wspominany w mediach i został ostatnio podniesiony przez Polskie Stronnictwo Ludowe. Tymczasem klub Kukiz’15 ustami lokalnej posłanki całą rzecz zbagatelizował, jak zresztą resztę naszej pracy.

Trudno w takich warunkach pracować.

Czy w tych warunkach, gdzie po jednej stronie jest nominalny przeciwnik, który prosi o współpracę i odnosi się z szacunkiem, a z drugiej strony jest nominalny sojusznik, zachowujący się jak warchoł można wybrać inaczej? Zwłaszcza w sytuacji, gdy z nominalnym przeciwnikiem dzieli się poglądy na obyczaje i gospodarkę, a z nominalnym sojusznikiem jedynie, jak się okazało, poglądy na ordynację wyborczą? Tak, Kukiz’15 jest bardziej na lewo niż Polska Razem. Cała opowieść o wolnym rynku jako celu K’15 okazała się bajeczką dla naiwnych. Osoby o bliskich mi poglądach gospodarczych, stanowią w tym ruchu nieistotną mniejszość. Z klubu poselskiego usłyszałem wprost: „Was, wolnościowców, nie ma, jesteście podzieleni i nie mamy zamiaru się z wami liczyć.” Dlatego po ogłoszeniu przez zarząd stowarzyszenia „Republikanie” decyzji o koalicji z Polską Razem i utworzeniu partii Porozumienie, postanowiłem do niej dołączyć.

Czy według pana Porozumienie będzie realną siłą polityczną?

Niestety, większości pracy, którą wykonują politycy, nikt nie widzi. Tak samo jak nikt nie widzi pracy dyrektora banku i wszystkim wydaje się, że przyjmuje on pensję „za nic”. Politycy rzekomo podobnie. To nie jest prawda. Mnóstwo pracy jest wykonywane w ministerstwach, na komisjach sejmowych, gdzie ustala się brzmienie ustaw i poprawek do nich. Realnym działaniem nowej siły politycznej będzie kierowanie nowych ustaw w kierunku, który nas najbardziej interesuje, czyli konserwatywnego liberalizmu. Na ile skutecznie będzie mogła to robić? Do tej pory robiła to w miarę skutecznie, powstrzymując lub poprawiając niejednokrotnie zbyt daleko idące pomysły. Czy mając więcej posłów zrobi jeszcze więcej? Nie wiem. Mam taką nadzieję.

Według mnie Polska Razem Jarosława Gowina nie odniosła sukcesu. Wielu Polaków nawet nie wie, że taka partia istniała. Formacja Gowina zawsze stała w cieniu Prawa i Sprawiedliwości.

Na stwierdzenie, że Polska Razem Jarosława Gowina nie odniosła sukcesu, mogę odpowiedzieć poprzez porównanie osiągnięć dwóch bliźniaczych partii: Kongresu Nowej Prawicy (wraz z jej dzisiejszą mutacją – Wolnością) i Polski Razem. Obydwie partie odwołują się do konserwatywnego liberalizmu, a różnią się w zasadzie w swoim stosunku do państwa. O ile KNP (i Wolność) chcą państwa minimalnego, o tyle Polska Razem i Republikanie zawsze rozumieli, że jest wspólny interes wszystkich obywateli, tzw. dobro wspólne, res publica, które jest wspomagane przez struktury państwowe. Różnimy się jedynie w zakresie działania Państwa. Po wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku KNP miała czterech europosłów. Polska Razem nie miała ani jednego. Od tamtego czasu minęły trzy lata. Dzisiaj Porozumienie, spadkobierczyni Polski Razem, ma 10 posłów, wicepremiera i ministrów. I oczywiście wpływ na kształtowanie polityki odpowiednich ministerstw. KNP i Wolność nie posiadają żadnych posłów prócz Jacka Wilka i nie mają żadnego wpływu na politykę, żadnych narzędzi do kreowania rozwiązań. To kto tu odniósł sukces a kto zaznał goryczy porażki?

Jakie konkretne działania planuje Porozumienie w regionie?

Nie interesuje mnie polityka samorządowa, proszę kierować to pytanie do Mariana Kękusia, który prawdopodobnie będzie lokalnie odpowiedzialny za budowę samorządowej, lokalnej polityki i struktur.

Wielu wolnościowców obawia się, że Porozumienie może być po prostu przystawką PiS-u i głosować za socjalistycznymi projektami partii Jarosława Kaczyńskiego, by nie narażać Zjednoczonej Prawicy na to, że mogłaby się rozlecieć. Dlaczego miałoby być inaczej?

Niewątpliwie, takie ryzyko istnieje. Partia Porozumienie może głosować nad pomysłami, które nie będą się jej do końca podobać. Podobnie PiS może być zmuszony do głosowania nad projektami jednoznacznie wolnorynkowymi. Dlaczego tak się stanie? Liczę na dobrą praktykę republikańską ze złotego wieku Rzeczypospolitej, czyli na tzw. ucieranie stanowisk. Członkowie Porozumienia wyjdą ze swoimi propozycjami, natomiast członkowie PiS przedstawią swoje. Na drodze wzajemnego kompromisu zostanie wypracowane wspólne stanowisko. Na tej drodze nastąpi wprowadzanie bardziej wolnorynkowych rozwiązań, poprzez zmianę środka ciężkości nowych ustaw.

Dość optymistyczna wizja. Szczególnie u osoby, która nie od wczoraj funkcjonuje w polityce.

Tak długa droga nauczyła mnie patrzeć na to, co się robi, a nie na to, co się mówi.  Wolę ludzi, którzy od lat starają się coś zbudować i zrobić, nawet za cenę kompromisu. Wolę ich od tych, którzy mają usta pełne frazesów, a w realnej polityce nie tyle, że nic nie znaczą, ale nawet nic nie umieją.

Czy może pan opisać w skrócie swoją polityczną historię?

W 1997 roku ukończyłem staż członkowski w Unii Polityki Realnej w Łodzi. Wtedy troszkę wsiąknąłem w politykę, ale ze względu na to, że struktury UPR były w upadku, niewiele dało się zrobić, a sam nic nie umiałem. Potem długa przerwa w polityce, gdyż ważniejsze były: brydż, rekonstrukcje historyczne i studia. Powrót do aktywnej polityki nastąpił chyba w 2011 czy 2012 roku. Jako jeden z twórców porozumienia kilku organizacji (wtedy przedstawiciel stowarzyszenia mPolska), brałem udział w organizacji referendum w sprawie likwidacji straży miejskiej w Rybniku. Wówczas poznałem tak wspaniałych ludzi jak: Magdę Szecówkę (mózg operacji anty-ACTA) czy Szymona Kempnego (szef rybnickich struktur KNP), którzy niestety odeszli już z polityki. W lipcu 2012 roku była Inicjatywa Zgromadzenie w Obronie Zgromadzeń i pierwsza samodzielnie zorganizowana demonstracja w Rybniku. Moje działania zostały dostrzeżone przez nową partię – Demokrację Bezpośrednią. W 2013 roku, po śmierci senatora Antoniego Motyczki z Platformy Obywatelskiej, w Rybniku odbyły się wybory uzupełniające do Senatu. Wziąłem wtedy udział w prawyborach i pokonawszy pozostałych kandydatów zostałem kandydatem na senatora z ramienia DB. Niestety, nie udało się wówczas zebrać podpisów ze względu na późny termin rozpoczęcia zbiórki. W pięć dni zebraliśmy ponad 2000 podpisów, ale to było za mało. Po tych wyborach rozpoczęła się trwająca do dzisiaj praca w stowarzyszeniu „Republikanie”. W 2014 roku skończyłem staż kandydacki w KNP, ale wycofałem swoją deklarację członkowską.

W 2015 roku startował pan z list Pawła Kukiza do Sejmu.

Na prośbę Kamili Kępińskiej, dobrego ducha krakowskiego kukizowego towarzystwa, dziewczyny za którą wszyscy chcieli iść w ogień. Kamila siłą wpisała mnie na listę osób, które miała przesłuchać sterowana przez nią komisja weryfikacyjna. To był bardzo burzliwy okres, zmiana wisiała w powietrzu, zmiana, która miała wstrząsnąć Polską. Niestety tą zmianą było przejęcie ruchu Pawła Kukiza przez ludzi raczej miernych, bez planu na zmiany, a z planem utrzymania się na posadach poselskich. Słyszeli Państwo o jakichkolwiek działaniach sejmowej komisji ds. JOW? Ja też nie.

Rok 2016 to nawiązanie współpracy z Fundacją Republikańską i dostępny publicznie raport „Zła zmiana”. Pokłosiem tego raportu są coraz częstsze wizyty w radio i TV, gdzie opowiadam o złych skutkach zmiany czasu.

Na koniec proszę o krótkie opinie na temat innych partii czy ruchów, które uchodzą w oczach wyborców, bądź same się kreują, na wolnościowe.

Brutalnie, może nawet zbyt ostro, ale wygląda to tak: UPR – moja pierwsza partia, niestety praktycznie martwa, jej istnienie jest oparte o dwóch posłów K’15, nie znam żadnych jej realnych działań. KNP – moja druga partia, umierająca ze względu na brak zainteresowania mediów, ma dobre struktury krakowskie i tyle; ideologicznie jest mi najbliższa; Wolność – jak każdy twór JKM-a, ideologicznie mi bliski, niestety jest to twór organicznie niezdolny do jakiegokolwiek działania; dowolna osoba, która zacznie cokolwiek znaczyć i będzie miała olej w głowie, zostanie wyrzucona przez JKM-a, bo „krul jest jeden”; jej wiarygodność bardzo podważają regularne oskarżenia JKM-a przez byłych i obecnych członków, jakoby „krul” traktował kasę partii jak swoją własną. Podobnie jak KNP i UPR, nie jest zdolna do zaproponowania jakiegokolwiek programu samorządowego, nigdy nie stanie się partią rządzącą. Partia Libertariańska – kolejna partia bardzo mi bliska, zwłaszcza przez umiłowanie „wilczego kapitalizmu”. Niestety, jak każdy twór libertariański ma lewicowe skrzydło, które bardziej interesują geje i konopie, niż wolny rynek. Dodatkowo, również organicznie niezdolna do udziału w jakimkolwiek rządzie z powodów ideologicznych. Jej członkowie uważają państwo za wroga.

Kukiz’15?

To raczej ruch lewicowy, więc pomińmy.

 

 

Krzysztof Zając. Miłośnik konserwatywnego liberalizmu. Republikanin. Autor raportu o negatywnych konsekwencjach zmiany czasu. „Dwójka” w Krakowie z list Kukiz’15 w wyborach do Sejmu w 2015 roku. Później coraz bardziej odstawiany na boczny tor przez ruch obywatelski. Obecnie związany z Porozumieniem Jarosława Gowina.