Najpopularniejszy serwis społecznościowy zanotował rekordowe wyniki w trzecim kwartale 2016. Statystyki pokazują, że z każdym rokiem o 20 % wzrasta ilość odsłon strony w wersji mobilnej. Wygląda na to, że jesteśmy skazani na Facebooka… A może istnieją jakieś alternatywy?

Nie masz Facebooka, nie żyjesz.

Ze świecą można dziś szukać osoby nieposiadającej profilu na Facebooku. Mają go uczniowie szkół podstawowych, gwiazdy estrady i nasi dziadkowie. Nie wyobrażamy sobie nawiązywania kontaktu za pośrednictwem innej platformy, zaś pisanie SMS-ów coraz częściej zastępujemy Messengerem. W środowiskach akademickich i biznesowych portal stanowi podstawowe a także niezbędne narzędzie komunikacyjne (co stety lub niestety nie pozostawia wyboru e-wykluczonym).

Kilka lat temu pojawiła się w sieci plaga artykułów wieszczących rzekomy schyłek ery Facebooka. Spekulacje z czasem rozwiano, a najświeższe wyniki badań wskazują, że serwis ma się nawet lepiej niż dobrze. Jak donoszą wirtualnemedia.pl: Przychód z reklam społecznościowego portalu (w trzecim kwartale 2016 r. – przyp. red.) wyniósł 6,82 miliarda dolarów, co oznacza wzrost o 59 proc. w ujęciu rocznym. (…) Miesięczna liczba aktywnych użytkowników Facebooka na koniec września br. wynosiła 1,79 miliarda – o 16 proc. więcej w skali roku.

Przy założeniu, że na świecie żyje 7,3 miliarda ludzi, łatwo wyliczyć, że blisko 25% populacji ma konto na Facebooku. Ciągły wzrost dochodu jest generowany przez stały wzrost liczby użytkowników. Wartość portalu, który przez 12 lat objął zasięgiem znaczną część globu, jest trudna do oszacowania. Według różnych źródeł cena serwisu waha się od kilkudziesięciu do kilkuset miliardów dolarów.

Z czego wynika moda na Facebooka?

Przede wszystkim jest to portal, posiadający szereg funkcji niezbędnych do szybkiej i łatwej komunikacji. Dzisiaj możemy dodawać zdjęcia, udostępniać filmiki, linki, komentować, lajkować i reagować na posty, relacjonować bieżące wydarzenia, brać udział w eventach, wysyłać naklejki, gify i tworzyć wideokonferencje. Facebook jest Twitterem, Snapchatem, Instagramem i Skype’em jednocześnie (choć w gruncie rzeczy bardziej próbuje nimi być, niż jest). Założenie jest oczywiste – po co instalować pięć różnych aplikacji, skoro jedna zastąpi pozostałe? Jest to bardzo pragmatyczne podejście, chyba nawet zbyt pragmatyczne, a w istocie nieosiągalne, bowiem Facebook nie potrafi w pełni zastąpić tych pięciu aplikacji. Krytyczne opinie na temat funkcjonowania serwisu świadczą o tym, iż stracił on kontrolę nad wyścigiem, który sam napędza. Wyścigiem za ulepszaniem platformy. Częstokroć okazuje się to wprost zgubne. Powszechny fenomen nieaktualizowania aktualizacji na Fejsie jest przecież uzasadniony – nowsza wersja nie jest lepszą, lecz gorszą odsłoną obecnej (a dodatkowo zajmuje więcej pamięci w smartfonie). Facebook próbuje przysłowiowo chwycić dwie sroki za ogon. Niestety ze skutkami  tych działań muszą zmierzyć się jego użytkownicy.

Czy na pewno niezastąpiony?

O alternatywie dla Facebooka zbyt dużo się nie mówi, choć motorem do debaty powinny być ostatnie wydarzenia dotyczące blokowania kont narodowców. Ucięcie komunikacji (jako efekt „mowy nienawiści”) ograniczyło możliwość promocji tegorocznego Marszu Niepodległości. W dobie kryzysu medialnego ugrupowań narodowych warto rozważyć alternatywę, jaka byłaby zarówno ucieczką, jak i szansą na podtrzymanie kontaktu w różnych organizacjach. Rynek internetowy jest bogaty w świetnie prosperujące portale i aplikacje, pełniące funkcje social media. Największe z nich to Twitter, YouTube, LinkedIn, Snapchat, Instagram, Tumbler, MySpace i popularny na wschodzie – VKontakte. Liczba użytkowników w wyżej wymienionych serwisach waha się od kilkudziesięciu tysięcy do miliarda. Każdy ma też określoną specyfikę i ciekawą koncepcję. Może właśnie dlatego warto choć trochę uwolnić się z ram internetowego giganta. Czy Facebook jest niezastąpiony? W moim przekonaniu – możliwy do zastąpienia. Pytanie brzmi – co musieliby zaoferować pozostali gracze, by przekonać do siebie potencjalnych użytkowników?

Polskie społecznościówki w konfrontacji z upowszechnieniem się zagranicznych serwisów, zupełnie straciły znaczenie. Nasza Klasa czy Fotka to przeszłość, którym nie wróży się feniksowego odrodzenia. Część z nas zdążyła zapomnieć, że te półmartwe portale funkcjonowały dość prężnie, zarówno w środowiskach młodzieży jak i osób dorosłych. Mimo wszystko z sentymentem wspominamy ekscytujące momenty odnajdywania w sieci kolegów i koleżanek ze szkolnych ław.

W odniesieniu do polskich serwisów społecznościowych, warto dodać, że być może nie wszystko stracone, gdyż zawsze istnieje promyk nadziei na odbudowanie świetności danego medium. Przykładem jest wielki powrót Idola, który po dwunastu latach przerwy pojawi się na antenie Polsatu. Morał tego jest krótki i niektórym znany – w świecie mediów pewne jest to, że nic nie jest pewne.

Social media stanowią dziś ważną część naszej codzienności. Konieczność zaistnienia w nich to swoisty znak czasu, a fenomen fejsomanii jest tego najlepszym dowodem. Na pytanie „jak długo potrwa złoty wiek Facebooka?” wciąż nie ma jasnej odpowiedzi.